NOWA INKWIZYCJA?

Najstarszy tygodnik brytyjski “The Spectator” z 18 listopada 2000 r., Ambrose Evans-Pritchard; Bluźnierstwem jest teraz drwić z Europy. Unia Europejska ma zamiar w całej rozciągłości bronić się przeciwko krytyce - pisze Ambrose Evans-Pritchard, brukselski korespondent dziennika “Daily Telegraph” - a w Nicei w grudniu będzie poszukiwać nowych sposobów podkopywania naszej wolności.

Ten artykuł jest bluźnierczy. Zawiera pozbawioną szacunku krytykę Unii Europejskiej. Kompromituje on Europejski Trybunał Sprawiedliwości albo stara się to zrobić. Wyśmiewa w szczególności Senora Damaso Ruiz-Jarabo Colomera, hiszpańskiego obrońcę generalnego Trybunału, i czyni to złośliwie, bo wiadomo, że ma on cienką skórę. Na richterowskiej skali braku szacunku artykuł ma sześć lub siedem stopni i bez wątpienia podpada on pod wyłaniającą się doktrynę Europejskiego Trybunału o bluźnierstwie. Uważa ona, że polityczna krytyka Unii Europejskiej i jej czołowych postaci można przyrównać do najskrajniejszych form bluźnierstwa religijnego. Może być zatem zakazana - i karana - bez pogwałcenia chronionej wolności słowa.

Ruiz-Jarabo Colomer odważył się na sformułowanie prawa przeciw bluźnierstwu w opinii wydanej 19 października br. w bardzo ważnej sprawie o wolność słowa - nr C-274/99 P. Dotyczy ona brytyjskiego ekonomisty, Bernarda Connolly’ego, który utrzymuje, że był bezprawnie wyrzucony z pracy w Komisji Europejskiej za napisanie książki Zepsute serce Europy (The Rotten Heart of Europe).

W ubiegłym roku Connolly przegrał sprawę w sądzie niższym, w Trybunale Pierwszej Instancji, który zawyrokował, że UE ma niezdefiniowaną - i widocznie nieograniczoną - władzę ograniczania krytyki politycznej w “interesie ogólnym Wspólnot”. Złożył apelację od tego zdumiewającego wyroku, sądząc, że wyzwani do odpowiedzi duzi chłopcy z całego Trybunału Sprawiedliwości spowodują, iż rozsądek weźmie górę. Tymczasem okazało się, że stanął naprzeciwko pana Ruiz-Jarabo Colomera, który podbił stawkę gadając o bluźnierstwie. Jakby nie mogło być gorzej, sprawie przewodniczy sędzia Melchior Wathelet, niesławny belgijski minister sprawiedliwości pozbawiony urzędu za partactwo i skandal z pedofilem Dutroux. Rozsądek jest daleko od tego, aby wziąć górę.

Opinia obrońcy generalnego powołuje się na sprawę o bluźnierstwo “Wingrove przeciwko Zjednoczonemu Królestwu”, aby pokazać, że w prawie angielskim i europejskim istnieje precedensowe rozstrzygnięcie, według którego są pewne formy wyrażania się tak obraźliwe wobec “praw innych osób”, że mogą być zasadnie ograniczone. Zatem UE mogła podjąć działania mające chronić ją przed buntowniczą książką pana Connolly’ego, której publikacja w 1995 r. wywoła ogromną irytację klasy rządzącej Europy. Bluźniercze okropieństwa zawarte w tej krytyce integracji gospodarczej i monetarnej zostały pieczołowicie wydobyte przez urzędników Komisji Europejskiej i przedstawione w rejestrze zarzutów przeciwko autorowi. Oskarżenie utrzymuje, że książka zaszkodziła dobremu imieniu Komisji, ponieważ:

1) krytykowała “ślepą arogancję Francuzów, takich jak Jacques Delors i jego akolici z Komisji”;

2) używała terminu “szatańskie” na określenie koziej bródki i krzaczastych brwi portugalskiego komisarza Joao de Deus Pinheiro;

3) oskarżała człowieka Europejskiej Komisji w Londynie, Geoffrey’a Martina, o “ciągłe oczernianie” własnego kraju;

4) przyrównywała “brytyjskich euroentuzjastów” do towarzyszy podróży usprawiedliwiających Stalina w latach trzydziestych;

5) oraz, i to już największa ohyda, mówi o “oportunizmie” włoskiego rządu. No tak, książka oczywiście mówi o euro, że jest pomylonym pomysłem i prawdopodobnie się nie uda, ale z tego nie zrobiono zarzutu Connolly’emu. Komisja nigdy nie była chętna do zajmowania się istotą książki.

[Przywoływana w opinii obrońcy generalnego sprawa “Wingrove przeciwko Zjednoczonemu Królestwu”] dotyczyła bluźnierczego dzieła Wizje ekstazy - pornograficznego filmu na kasecie wideo. Rząd brytyjski odmówił temu filmowi zgody na rozpowszechnianie i miał ku temu dobre powody. Film przedstawia żyjącą w XVI w. karmelitankę, św. Teresę z Avila, i jej [rzekome] lesbijskie fantazje erotyczne [...] oraz nekrofilskie fantazje z ukrzyżowanym Chrystusem, gdy bohaterka zlizuje krew wypływającą z otwartej rany w jego boku. Ta osiemnastominutowa Wizja, której towarzyszy heavymetalowa muzyka rockowa, kończy się sceną, gdy św. Teresa siada okrakiem na ciele Chrystusa, leżącym już na ziemi, ale nadal przybitym do krzyża. Gdy osiąga ona to, co ma być orgazmem, Chrystus zaczyna reagować splatając swoje palce z jej palcami. Nie wiem, czy Ruiz-Jarabo Colomer zbadał film.Jak mi powiedziano, nie pochodzi on z Avila.

Kiedy po raz pierwszy wspomniałem dwa tygodnie temu w “Daily Telegraph”, że obrońca generalny przyrównał rozbieżność zapatrywań do bluźnierstwa, Trybunał zareagował gwałtownie. Personel Trybunału mówił dużej liczbie telefonujących - łącznie z Biblioteką Izby Gmin i BBC - że moje twierdzenia są kompletnymi bzdurami, jeszcze jednym przykładem wściekłej eurosceptycznej gorączki prasy brytyjskiej. Ale nie zamieścił opinii Ruiz-Jarabo Colomera na stronie internetowej Trybunału, zgodnie z normalną procedurą, żeby ludzie mogli sami osądzić. Faktycznie, to nawet zaprzeczył, że taka sprawa w ogóle istnieje, odsyłając dzwoniących do innej sprawy - nr C-273/99 P, sprawy dotyczącej kwestii technicznych, w którą także jest uwikłany Bernard Connolly - ale która nie ma nic wspólnego z wolnością słowa i nie zawiera żadnych odniesień do bluźnierstwa. W ten sposób wyciszono na jakiś czas zainteresowanie sprawą.

Jestem skłonny uznać, że był to wybryk, że Trybunał Europejski, finansowany przez brytyjskich podatników, nie zaangażował się w strategiczne oszustwo mające na celu uniemożliwienie obywatelom brytyjskim poznania prawdy o sprawie, która ma głębokie implikacje dla prawa angielskiego. Po proteście i dwa tygodnie później Trybunał umieścił w końcu właściwą sprawę na stronie internetowej - w hiszpańskim oryginale i we francuskim przekładzie, ale nie po angielsku. Trybunał usprawiedliwiał opóźnienie, mówiąc, że teczka gdzieś się zaplątała między biurem obrońcy generalnego a tłumaczami. Doskonale. Trybunał musiał się teraz cofnąć na nową linię obrony. Mówi, że Ruiz-Jarabo Colomer został spotwarzony, a ja najwyraźniej nie rozumiem złożoności francuskiego języka prawniczego, czy raczej hiszpańskiego. Si, seńor. Nowa linia obrony Trybunału polega teraz na tym, że obrońca generalny tylko ustosunkowywał się do sprawy Wingrove’a, po tym jak została przywołana po raz pierwszy przez prawników Connolly’ego. Jest to z pewnością podstęp strategiczny. Prawnicy Connolly’ego nie wspominali o bluźnierstwie. Powoływali się na sprawę Wingrove’a, gdyż zawiera ona postanowienie innego europejskiego sądu, nie należącego do sądownictwa UE - Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu - stwierdzające, że organy rządowe nie mogą ograniczać wolności słowa w celu obrony swej reputacji. Trybunał Praw Człowieka wypowiedział się w sposób kryształowo jasny, że film Wizje ekstazy stanowi przypadek specjalny. Film porno mógł być zakazany, ponieważ w sposób skrajny obrażał uczucia chrześcijan, ale Trybunał ostrzegł też surowo, że tego wyroku przeciwko bluźnierstwu rządy nie mogą wykorzystywać do wprowadzania chyłkiem ograniczeń na wypowiedzi polityczne.

A właśnie dokładnie to zrobił obrońca generalny. Całą sprawę postawił na głowie, usiłując wykazać coś wręcz przeciwnego i drwiąc z Trybunału Praw Człowieka. Bądźmy dokładni, nie powiedział on, że Zepsute serce Europy jest tak bluźniercze jak Wizje ekstazy. Sztuczka kuglarska była subtelniejsza, jakkolwiek nie zanadto subtelna. Przywołuje sprawę Wingrove’a, i bez przerwy do niej powraca, jako centralny element argumentacji, według której organ rządowy (“un organisme dépositaire de la puissance publique”) może zasadnie ograniczyć jedno z fundamentalnych praw w celu obrony swej reputacji - i dlatego można było zgodnie z prawem uciszyć Connolly’ego. Ponieważ cała istota postanowienia w sprawie Wingrove’a polega na tym, że rządy nie mogą ograniczać wolności słowa, z wyjątkiem przypadków, które wyczerpują znamiona skrajnego bluźnierstwa, wniosek jest oczywisty - obrońca generalny twierdzi, że eurosceptycyzm jest pokrewny bluźnierstwu. Inaczej tej sofistyki pojąć nie można.

Po przywołaniu jednej brytyjskiej sprawy na poparcie swej tezy obrońca generalny dodaje następnie zniewagę do szkody, mówiąc o wyroku w innej brytyjskiej sprawie, mniej przydatnej dla jego celów, że nie ma “żadnego uzasadnienia ani wagi w prawodawstwie europejskim”. Chodzi o postanowienie Izby Lordów z 1993 w sprawie “Rada hrabstwa Derbyshire przeciwko ‘The Times’”, które stwierdza, że “w najwyższym interesie publicznym leży to, aby każdy demokratycznie wybrany organ rządowy, a zaiste każdy organ rządowy, był otwarty na nie zakazaną krytykę publiczną”.

Żadnego uzasadnienia ani wagi w prawodawstwie europejskim? Disculpe, Seńor, istotnym celem Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, przygotowywanej [również] przez brytyjskich prawników, którzy odwoływali się m.in. do ustaw z lat trzydziestych, było powstrzymanie organów rządowych przed zadzieraniem nosa, a wspiera ją od tego czasu cała góra prawa precedensowego. W 1992 r. Trybunał Praw Człowieka wydał wyrok na korzyść baskijskiego prawnika Miguela Castellsa, który został uwięziony w Hiszpanii za napisanie artykułu pt. Skandaliczna bezkarność w baskijskim czasopiśmie, oskarżającego rząd hiszpański o zmowę w zamordowaniu baskijskich separatystów. (Miał rację, teraz to wiemy. Pisał o niesławnych szwadronach śmierci, które doprowadziły do upadku Felipe Gonzaleza.) Trybunał oświadczył, że rządy skoncentrowały po swojej stronie taką siłę, że muszą być wystawione na nieograniczoną krytykę, tak, iż nawet zniewagi i pomyłki są “wyrażeniami chronionymi”.

Pewnego dnia dojdzie bez wątpienia do tytanicznych zmagań między Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej a Europejskim Trybunałem Praw Człowieka. Tymczasem sąd UE przed nikim nie odpowiada. Jest to sąd najwyższy. Jeśli powie, że podstawowe prawa mogą być ograniczane w taki lub inny sposób, to koniec sporu - prawa te mogą być ograniczone. To prawda, jurysdykcja Trybunału ma pewne granice. Nie może jeszcze zakazać sprzedawania książki Connolly’ego w księgarniach Heffera czy Blackwella. Ale zacznie sięgać głębiej w nasze narodowe życie, gdy tylko nowa Karta Praw Podstawowych zostanie przyjęta na szczycie w Nicei, bowiem Trybunał Sprawiedliwości będzie jedynym arbitrem tych praw (niezależnie od tego, czy Karta zostanie przypięta do nowego traktatu, czy po prostu proklamowana).

Wystarczy tylko przeczytać najnowszą wersję Artykułu 52 Karty, aby zobaczyć, dokąd to zmierza. Artykuł stanowi, że Unia Europejska może ograniczyć “według zasady proporcjonalności” wszelkie prawa i wolności wymienione enumeratywnie w Karcie wtedy, gdy jest to “niezbędne”, aby “osiągnąć cele powszechnie uznane przez Unię”. Kiedy na konferencji prasowej zadałem pytanie czołowym postaciom z komitetu przygotowującego projekt, jak można będzie zastopować nadużycie tego przepisu o “raison d’état” w celach autorytarnych, dały się słyszeć gwizdy ze strony pewnej liczby dziennikarzy UE, a komisarz sprawiedliwości Antonio Vitorino pozwolił sobie na ten protekcjonalny uśmieszek, który elita unijna doprowadziła do perfekcji. Nikt faktycznie nie odpowiedział mi na pytanie. Będzie dla nas wszystkich lepiej, gdy pogodzimy się z faktem, że prawnikami upoważnionymi do decydowania, co to jest w Unii “proporcjonalność”, “niezbędność”, “powszechne uznanie”, są Ruiz-Jarabo Colomer i jego koledzy z Luksemburga. Ich intencje nie mogą być jaśniejsze. Wiemy, że nim atrament wyschnie na Karcie, Trybunał Europejski rozpęta gwałtowne polowanie na wszelkie przejawy zderzania się naszych praw z papieskimi ambicjami Unii Europejskiej. Teraz potrzeba tylko jeszcze stworzenia sądownictwa kryminalnego w UE, z własną machiną oskarżającą. Niedorzeczne? W ubiegłym miesiącu Komisja Europejska zgłosiła formalną propozycję utworzenia, a jakże, [stanowiska] oskarżyciela publicznego. Jeżeli Tony Blair będzie posłuszny, propozycję można będzie włączyć do Traktatu Nicejskiego w ciągu trzech tygodni.

Archiwum ABCNET 2002-2010