ONI ZAWSZE WIEDZĄ LEPIEJ

Wciąganie Ojca Świętego w wewnętrzne polskie spory przez naszych dziennikarzy staje się już nie tyle irytujące, co żenujące. Dochodzi już do tego, że nasze „autorytety” cenzurują kolegów z zagranicy.

Dziś, w czasie mszy świętej na krakowskich Błoniach, usłyszałem z ust dziennikarzy TVN24 po raz kolejny śpiewkę o podziale polskiego Kościoła na „toruński” i „łagiewnicki”. Nie muszę dodawać, który jest „cacy”, a który „be”. Szczególnie irytująca była żenująca wypowiedź – nie pierwsza zresztą – Jacka Pałasińskiego, komentatora tej telewizji, byłego korespondenta w Rzymie (także Radia ZET – ciekawe, że był chyba jedynym korespondentem, nie mającym, decyzją Navarro-Vallsa, wstępu na prasowe konferencje w Watykanie). Pałasiński oświadczył, że Benedykt XVI, mówiąc w Polsce o potrzebie „eksportu” naszej wiary, nie miał z pewnością na myśli „nienawiści” pewnego odłamu w polskim Kościele. To nie pierwsza interpretacja naszych wspaniałych dziennikarzy i publicystów, na co dzień niewiele mających wspólnego z katolicyzmem, a w tych dniach piejących z zachwytu nad pielgrzymką papieską. I oczywiście przedstawiających ją wedle kanonów postępowych, salonowych, michnikowych.

Pierwszym, szczególnie rażącym tego przejawem była reakcja na słowa Benedykta XVI w archikatedrze warszawskiej. Słowa „trzeba unikać aroganckiej pozy sędziów minionych pokoleń” nasze salonowe media natychmiast okrzyknęły krytyką lustracji (tak, jak się spodziewałem, następnego dnia wybił to na pierwszej stronie organ Agory). Tymczasem we włoskim "Corriere della Sera" sławny watykanista oraz współautor wywiadów z papieżami "Przekroczyć próg nadziei" oraz "Raportu o stanie wiary" Vittorio Messori napisał, że zdanie o powstrzymywaniu się od krytyki przeszłych pokoleń dotyczy tylko i wyłącznie kwestii dawnych przewin Kościoła, za które przepraszał Jan Paweł II podczas Wielkiego Postu roku 2000 (a nie współczesnych rozliczeń czy lustracji księży). Podobnie uznała większość włoskiej prasy. Co więc na to ekipa Michnika? Tekst pod tytułem „Włoska prasa przeinaczyła słowa Benedykta XVI?” i cytaty z wysłannika „Avvenire” – jak podkreśla „GW” – dziennika włoskiego episkopatu. "Dotknął najgłębszych strun Polski, jak to potrafił jego poprzednik. A mea culpa powinni wyznać ci wszyscy, którzy w spektakularny sposób opacznie zrozumieli jasne przemówienie Papieża" – cytują Włocha. I skromnie dodają: chwali jednocześnie prasę polską, która bezbłędnie odczytała słowa Papieża, skierowane m. in. do Radia Maryja i nawiązujące do "bolesnej i aktualnej kwestii księży-donosicieli... i lustracji". Ta „Wyborcza” to jednak rzeczywiście wpływowe medium. Nawet „pancernego kardynała” i „psa łańcuchowego Watykanu” zarazili swoją lustracyjną fobią.

Pocieszająca jest postawa wielu zwykłych ludzi. Zdarzyło mi się kilka dni temu w autobusie zasłyszeć urywki rozmowy dwóch pań. Temat – rzecz jasna – wizyta papieska. Wniosek, jaki wysnuły? Trzeba samemu wysłuchać słów Benedykta XVI i samemu je ocenić, bo „ci z telewizji to zawsze coś przekręcą”. Na szczęście były transmisje na żywo, więc nie trzeba było koniecznie być osobiście na placu Piłsudskiego czy krakowskich Błoniach, by usłyszeć, co papież chce nam przekazać. Bez komentarzy naszych „mądrych umysłów”, które ciągle uważają, że wszystko trzeba tłumaczyć temu ciemnemu ludowi.

Archiwum ABCNET 2002-2010