ZBRODNIA I KARA DAWIDA IRVINGA

Niedawno, bo 21 lutego 2006, austriacki sad skazał brytyjskiego historyka Dawida Irvinga na 3 lata więzienia za wypowiedz, która miała miejsce 17 lat temu, w której zaprzeczał istnieniu komór gazowych w Obozie Koncentracyjnym w Oświęcimiu. W okresie późniejszym, David Irving, skorygował swą opinię i istnienie komór gazowych potwierdził, czego jednak sędziowie nie uznali za element minimalizujący jego winę.

Dla nas Polaków, którzy stracili bliskich w Oświęcimiu, wypowiedź Irvinga jest nadzwyczaj obraźliwa i wykazuje albo złą wolę albo kompletną niewiedzę tego „historyka” o zbrodniach hitlerowskich.

Mój kuzyn, Henryk Czekajewski, został zagazowany w Dachau z powodu „mizernego zdrowia” (nie nadawał się do pracy). Holocaust na Żydach, likwidację Getta w Częstochowie, obserwował i opisał w swym pamiętniku, mój ojciec, Franciszek Czekajewski. Nikt nie może mi zarzucić, że sympatyzuję z Nazistami. Osobiście, już jako dorosły człowiek przez długi okres, chyba 15 lat, miałem awersję do spotkań z Niemcami.

Niemniej, biorąc powyższe fakty pod uwagę, zarówno samo prawo jak i kara 3 lat więzienia za wypowiedź, mającą miejsce 17 lat temu, są w gruncie rzeczy potrójnie szkodliwe.

Po pierwsze, wyrok ten daje materiał propagandowy dla radykalnych mahometan, którzy na jego podstawie żądają podobnego wyroku dla redaktorów czasopism, które opublikowały karykatury Mahometa. Redaktorzy ci uzasadniają publikacje karykatur, wolnością słowa.

Po drugie, kara ta ośmiesza przekonanie, że podstawą demokracji jest, WOLNOŚĆ SŁOWA. Jeśli chodzi o logikę, to trudno, w tym wypadku, nie oddać mahometańskim radykałom racji.

Po trzecie, czyni Dawida Irvinga męczennikiem za sprawę zasady wolności słowa i bohaterem Neonazistów. Ponadto, wielu postronnych ludzi, zaczyna sobie stawiać pytania, o co właściwie chodzi, gdyż dla nich przedawniona „zbrodnia” Irvinga, nie zasługuje na taki rozgłos i drakońską karę.

60 lat temu, za czasów stalinowskich, jako młody chłopak słyszałem, że jakiś student nabazgrał na ścianie ubikacji: „Niech żyje nam towarzysz Stalin, on usta słodsze ma od malin”. Studenta tego wsadzili na 3 lata więzienia.

Podobny wyrok, 3 lata więzienia, wydano w wypadku Irvinga. Trapi mnie uzasadnienie obu wyroków i ich symetria. Za Komuny, w Polsce, słyszałem dowcip o spotkaniu Amerykanina z Rosjaninem w Moskwie. Obydwaj zachwalali wolność słowa jaka w ich krajach panuje. Amerykanin argumentował, że u niego każdy może powiedzieć, że prezydent USA jest durniem. Na co Rosjanin, trafnie zauważył, ze w jego ojczyźnie, ZSSR, każdy także może bezkarnie powiedzieć, że prezydent USA jest durniem.

Czy o taka wolność słowa Polakom chodzi?

W logice wolności słowa nie ma wyjątków. Tak samo jak w ginekologii. Albo panienka jest w ciąży, albo nie jest. Nie można być troszkę w ciąży. To samo z demokracją i wolnością słowa. Bez wolności słowa nie ma demokracji. Niemożliwe jest być krajem troszkę demokratycznym.

W Europie, Polska jest jednym z 8 krajów, w których zaprzeczanie zbrodniom hitlerowskim jest karalne. Na szczęście, jak na razie, nie skazano nikogo w Polsce na więzienie za obraźliwe lub idiotyczne wypowiedzi zaprzeczające zbrodniom hitlerowskim. Jeśli kraj chce zapobiec powrotowi do zamordyzmu, który być może zawita do Polski w nowej demokratycznej szacie, to musi tolerować opinie idiotyczne albo dla niektórych obraźliwe.

W przeciwnym wypadku grupa u władzy, może przeforsować prawo, że obraźliwe wypowiedzi niewygodne dla tej grupy rządzącej są wykluczone z prawa o ochronie wolności słowa. Historia jest pełna męczenników za wolność słowa. Chrystus, który miał opinie sprzeczne z tymi, które były ustalone przez ówczesną hierarchię, zapłacił śmiercią za swoje przekonania. W szkołach uczą nas o uwięzieniu przez Świętą Inkwizycję, Galileusza, za opinię, że ziemia się kreci wokół słońca i nie jest pępkiem wszechświata. Jednocześnie dziennikarze dzisiejszej polskiej prasy, radia i telewizji dumni są ze swej walki o wolność słowa. Kilkanaście lat temu zdobywali przecież ostrogi dziennikarskie w prasie podziemnej. Czują się bohaterami walki o tą wolność, aczkolwiek z perspektywy czasu „wojna jaruzelska” z solidarnościową prasą podziemną była bardziej ulgowa, niż wyrok sądu austriackiego dla Dawida Irvinga.

Dlaczego więc dziennikarze polscy nie protestują w sprawie wyroku austriackiego a także akceptują istnienie antydemokratycznego prawa, zaprzeczającego wolności słowa w Polsce.

Dlaczego byli tacy odważni, kiedy SB-ocy generała Kiszczaka deptali im po piętach, a dzisiaj jedynie przebąkują, że Irving nie potrzebnie jechał do Austrii, kiedy wiedział, że mają tam na niego „haka”? Czyżby, wolność dzisiejsza nie jest taka, jaka była wówczas, kiedy po nocach, w piwnicach, młodzi adepci dziennikarstwa kręcili na powielaczach antykomunistyczną bibułę.

Może obrośli sadłem i skapcanieli? A może się boją? Niemożliwe, przecież żyją nareszcie w wolnym demokratycznym państwie, w którym, jak w sowieckiej pieśni, „ Ja drugoj takoj strony nie znaju, gdzie tak wolno dyszit Czełowiek”.

Jan Czekajewski, Columbus, Ohio, USA

janczek@aol.com

Archiwum ABCNET 2002-2010