PARYŻ W OGNIU CZYLI KONIEC MITU „LIBERTÉ-EGALITÉ-FRATERNITÉ”

Od przeszło tygodnia ulice Paryża płoną. Anarchia rozlewa się nie tylko na przedmieściach, ale dotarła już i do centrum stolicy Francji. Co gorsza, zamieszki na tym samym tle, przenoszą się do innych miast kraju. Do dziś spalono ponad 1300 aut. Sprawcami zamieszek jest młodzież z ubogich przedmieść – synowie imigrantów z Maghrebu i Czarnej Afryki. Wybitna ich większość to muzułmanie – obywatele Francji, którzy nie uważają jej za swoją ojczyznę.

Bezpośrednią przyczyną wybuchu zamieszek stała się śmierć dwojga młodych „Francuzów” pochodzących z północnej Afryki, którzy schronili się niefortunnie przed ścigającą ich policją w transformatorze i zmarli porażeni prądem. Trudno jest więc winić policję francuską o spowodowanie ich śmierci. Trudno jest też nie mieć pewności, że prawdziwy powód tych zamieszek jest zupełnie inny.

Stało się. Wybuchła bomba, która cykała a raczej biła jak dzwon nie tylko Francji ale i całej Europie Zachodniej. Nikt nie słyszał, a raczej nie chciał słyszeć tego dzwonu. W imię tzw. tolerancji i poprawności politycznej udawano, że nie istnieje problem integracji imigrantów, problem ten zamiatając „pod dywan”. Jak to jednak bywa dywanu przestało starczać.

Imigrantom w Europie (inaczej niż w USA) nie złożono żadnej integracyjnej oferty kulturowo-cywilizacyjnej, a co gorsza promowano „różnorodność” i „różne style życia” w połączeniu z krytyką własnej cywilizacji (chrześcijańskiej). Wielu naiwnych lewicowców, a za nimi niestety i duża część europejskiej chadecji, uznało, że osłabienie cywilizacji europejskiej poprzez odwoływanie się jedynie do Oświecenia, pozwoli poczuć się imigrantom lepiej, mniej obco, i że oni też podążą tą drogą. Komunistyczny w swej istocie eksperyment się nie udał. Stało się zupełnie odwrotnie. Taka polityka doprowadziła do powstania gett społecznych i kulturowych. Płaszczyzna dyskursu społecznego we Francji, którą miało być „Liberte, Egalite, Fraternite” okazała się fałszywa i zupełnie niewystarczająca. Francja (i nie tylko ona) „wyhodowała” na własnym ciele ludzi nie utożsamiających się z tym krajem i obcych mu mentalnie. Sami francuscy muzułmanie również od początku zdecydowanie odrzucali jakiekolwiek pomysły zmierzające do asymilacji czy prawdziwej integracji ze społecznością europejską w sensie kulturowym (poza piciem alkoholu i zabawą na dyskotekach).

Tymczasem choroba poprawności politycznej i marksistowskiej wersji świata trwa. Większość polskich i europejskich mediów ciągle wskazuje jako faktycznych sprawców zamieszek „represyjne” i „rasistowskie” społeczeństwo, które nie stwarza dzieciom imigrantów możliwości rozwoju. Oni, pełni frustracji, palą z tej przyczyny samochody i domy, rabują sklepy i demolują całe dzielnice. Zamieszki te przedstawia się jako konflikt na tle klasowym: biedni kontra bogaci. Nie dostrzegając czy też znów nie chcąc dostrzec podłoża kulturowego tych zamieszek. Owi „młodzi Francuzi” to w zasadzie w 100% muzułmanie, dla których bycie Francuzem nie stanowi pierwszorzędnej identyfikacji. Dlaczego tego rodzaju zamieszki nie objęły przedmieść innych miast Francji, gdzie mieszka też dość uboga ludność, ale chrześcijańska (czy przynajmniej nie muzułmańska)?

Czytając doniesienia prasowe z Europy można by odnieść wrażenie, że Francją żądzą jacyś bezwzględni kapitaliści i jest ona krajem niesprawiedliwości społecznej. Gdy tymczasem jest to kraj o silnej polityce socjalnej terroryzowany przez związki zawodowe.

Nie wszystkie jednak media powtarzają ten polityczne poprawny bełkot. Inne niż europejskie spojrzenie na ten problem oferują przede wszystkim media amerykańskie. Chciałbym przytoczyć fragment artykułu Roberta Spencera pt. „Płonący Paryż” z FrontPageMagazine.com z 4 listopada 2005 r. Spencer jest dyrektorem Jihad Watch – organizacji zajmującej się monitoringiem poczynań ekstremistów muzułmańskich głównie w krajach nie-muzułmańskich. „...wszystkie te problemy spowodowane są przez anty-asymilacyjną politykę jaką rząd francuski i społeczność muzułmańska promowały od dawna: uczestnicy zamieszek są częścią populacji, która nigdy nie uważała się za Francuzów. Urzędnicy francuscy nie są w stanie jednak przyznać, że to właśnie stanowi sedno problemu z jakim się obecnie zetknęli. Jest wysoce prawdopodobnym, że zamieszki spowodują tylko intensyfikację tych problemów, które je wywołały. Jeśli bowiem władze francuskie zaoferują społeczności muzułmańskiej dalsze ustępstwa zaowocuje to prawdopodobnie intensyfikacją tożsamości islamskiej w swej najbardziej radykalnej postaci wśród francuskich muzułmanów. To co dzieje się w Paryżu jest przykładem zupełnej klęski filozofii multikulturalizmu na masową skalę. Jest to klęska przekonania, że odmienne społeczności mogą koegzystować w ramach jednej wspólnoty bez jakiejkolwiek idei wspólnej, jakiś wspólnych podstawowych wartości. Dziś Francuzi płaca cenę założenia, że Francja może absorbować grupy wyznające wartości bardzo różne od tych dominujących w społeczeństwie przyjmującym imigrantów bez negatywnych konsekwencji dla obu. Tymczasem w ósmym dniu zamieszek władze francuskie nie pokazują, że rozumieją, iż tu właśnie leży sedno i przyczyna tego konfliktu. Takie zachowanie jest gwarancją, że zanim władze francuskie będą mogły oświadczyć, że obecny kryzys maja już za sobą jeszcze wiele budynków spłonie i wielu ludzi zmarnuje sobie życie.”

Czy nam się to podoba czy nie, bez względu na to czy Europejczyk jest chrześcijaninem, muzułmaninem czy ateistą fundamentem kulturowym naszej cywilizacji, sposobu myślenia, określania dobra i zła etc. jest chrześcijaństwo. A z chrześcijaństwa wynika taka a nie inna moralność, rozumienie roli państwa itd. W ostatnich latach duża część elit europejskich próbuje zrealizować utopię pełnego usunięcia z życia społecznego wartości chrześcijańskich. Próby zupełnego wyrugowania tych wartości z życia publicznego kończą się zazwyczaj tragicznie. To co dzieje się obecnie z muzułmanami we Francji i Europie jest skutkiem takiego właśnie działania, które niejako rykoszetem objawia swe negatywne następstwa w taki akurat sposób.

P.S. Wśród zamachowców z 11 września 2001 roku prawie wszyscy kształcili lub urodzili się w Europie.

Archiwum ABCNET 2002-2010