EUROPA NA BARYKADY

Amerykański portal internetowy Townhall.com 24 listopada 2004 zamieścił artykuł Tony’ego Blankleya na temat walki Europejczyków z terroryzmem i radykalnym islamem. Autor uważa, że niedługo może dojść do znacznego zaostrzenia konfliktu w państwach Europy Zachodniej.

Te święta Bożego Narodzenia mogą być czasem, kiedy Europa Zachodnia wreszcie dołączy do toczonej przez nas wojny z terroryzmem. Złość i strach przed islamem, które dobywają się z gardeł Europejczyków, powoli zaczynają się przebijać cienką powierzchnię pokoju wypracowanego przez europejskich ugłaskiwaczy. Morderstwo holenderskiego filmowca Theo van Gogha przez muzułmańskiego fanatyka oraz odwetowe podpalenia meczetów zmusiły europejskich polityków i ludzi mediów do zmierzenia się ze skutkami 11 września i masowych migracji muzułmanów do serca Europy.

Czołowe europejskie gazety, holenderski Telegraaf, niemieckie Berliner Zeitung i Der Spiegel, pełne są takich samych emocji, jakie w Stanach Zjednoczonych odczuwano po 11 września. U nas zaś nawet National Public Radio zaczęło mówić o europejskich niepokojach tak podnieconym głosem, jakim zwykle relacjonowało niszczenie amazońskiej dżungli.

Der Spiegel napisał: „Zasłona wielokulturowości została podniesiona i naszym oczom ukazały się odrębne społeczności, które nie uznają praw państwowych”. Berliner Zeitung nazwał swój artykuł: „Strach się rozprzestrzenia”. W Holandii Telegraaf napisał: „Pisma, które zawierają zachętę do zbrodni, powinny być zakazane, wrogie meczety powinny zostać zamknięte, a imamowie, którzy podjudzają do nielegalnych czynów, powinni być wydaleni z kraju”.

National Public Radio poinformowało o prowokacji niemieckiej telewizji ZDF TV, której dziennikarze zainstalowali ukrytą kamerę w jednym z niemieckich meczetów. Na nagraniu widać, jak imam mówi: „Ci Niemcy, ci ateiści, nie golą się pod pachami i przez to pocą się i śmierdzą. Poza tym są ateistami. Co dobrego zrobili dla nas? Ponieważ są niewierni, będą się smażyć w piekle”. Radio podało również wiadomość, że w państwowej szkole podstawowej w Riksdorfie, nauczyciel otrzymał anonimowy list o takiej treści: „Niemcy to kraj islamski. Islam jest w domach i w szkołach. Niemcy będą tu mniejszością. My [muzułmanie] powiemy, czego chcemy. Będziemy żyć, jak chcemy. To skandal, że Niemcy wymagają od nas znajomości ich języka. Nasze dzieci będą miały własny język, własne prawa i własną kulturę”.

Takie właśnie wydarzenia spowodowały, że nawet Der Spiegel musiał przyznać: „W Niemczech trwa debata nad integracją muzułmanów z resztą społeczeństwa”. Na fali tej dyskusji można zaobserwować ponowne pojawienie się niemieckiej idei „Leitkultur”, czyli kultury dominującej i przewodniej. Der Spiegel cytuje chadeckiego polityka Joerga Schoenbohma: „W średniowieczu tworzono getta, aby zmarginalizować Żydów. Obecnie niektórzy z cudzoziemców żyjących w Niemczech sami sobie stworzyli getta, bo gardzą nami, Niemcami. Ci, którzy do nas przyjeżdżają, muszą przyjąć niemiecką Leitkultur. Nasza historia ma ponad tysiąc lat. Nie możemy pozwolić, by podstawy naszego społeczeństwa zostały zniszczone przez obcych”.

Edmund Stoibel, były kandydat CSU na kanclerza, powiedział: „Musimy bronić chrześcijańskich tradycji naszego kraju”. Nawet socjaldemokrata Gerhard Schroeder wezwał do zakazu noszenia chust przez nauczycielki w szkołach państwowych.

Równocześnie lewicowcy z organizacji obrońców praw zwierząt zaczęli działać przeciwko muzułmańskiemu świętu Eid, ponieważ jego obrzędy wymagają poderżnięcia gardła owcom. Całkiem niedawno włoska policja musiała interweniować w mieście Luino, gdzie lewicowi demonstranci próbowali zakłócić obrzędy święta Eid i doszło do konfrontacji z muzułmanami krzyczącymi „Allah Akbar”.

Bassam Tibi, umiarkowany przywódca mahometan w Niemczech, powiedział ostatnio: „Albo islam zostanie zeuropeizowany, albo Europa zislamizowana”. Rzecznik holenderskiego parlamentu Jozias van Aarsten stwierdził: „Dżihad dotarł do Holandii”. Podczas pogrzebu Theo van Gogha pewien nauczyciel powiedział: „To nie jest mało znaczący incydent. To jest jak WTC i Madryt. Musimy to wreszcie to zobaczyć”.

Tak, pośród dymów wojny w Iraku i niekończącego się ględzenia pana Chiraca, zwykli ludzie odkryli wreszcie, co jest ich prawdziwym wrogiem – radykalny islam. Instynkt samozachowawczy nie opuścił jeszcze naszych europejskich braci, chociaż spóźnili się oni na wojnę, która toczy się już od dawna. Ale nie jest jeszcze za późno. Drugi antyfaszystowski sojusz amerykańsko-europejski zaczął się wreszcie formować. Bezpłciowe i pozbawione kręgosłupa europejskie rządy dostosują się do tego trendu i niedługo będą prowadzone przez nowych, odważnych polityków, którzy nie boją się konfrontacji.

opr. JL

Archiwum ABCNET 2002-2010