Stracone lata dziewięćdziesiąte

"Lata dziewięćdziesiąte były straconą dekadą dla amerykańskiego wywiadu " - twierdzi John B. Roberts II, były pracownik administracji R. Reagana, odpowiedzialny za antyterroryzm i bezpieczeństwo narodowe w The Wasinghton Times z 16 lipca br. Roberts udowadnia, że po upadku ZSRS CIA pogubiła się, gdy nie wskazano jej nowego strategicznego celu. W związku z tym, zajmowała się wszystkim od śledzenia andyjskich kurierów narkotykowych po wywiad przemysłowy w trzecim świecie.

Tekst Robertsa jest polemiką z krytykami Wspólnoty Wywiadowczej USA, zarzucającymi jej podawanie prezydentowi błędnych informacji, dotyczących irackiego programu atomowego. Autor, nie bez racji wskazuje, że wywiad amerykański nie musiałby posiłkować się wiedzą - jak się okazało błędną - od swoich sojuszników, gdyby nie został osłabiony w czasach administracji Clintona.

Poprzedni prezydent USA uważał, że skoro inspektorzy rozbrojeniowi posiadają dostęp do instalacji Irackich, to nie ma potrzeby tworzenia infrastruktury wywiadowczej w Iraku i werbować nowych agentów. W związku z tym, ograniczono budżet na operacje na Bliskim Wschodzie i pozbyto się dziesiątek oficerów operacyjnych. Roberts zwraca również uwagę, że osłabianie CIA przez Clintona miało związek z naciskiem różnych lewackich grup, szermujących hasłami praw obywatela.

Wynikiem tych decyzji był całkowity brak działalności wywiadowczej i kontrwywiadowczej na terenie Iraku. Doszło do tego, że wiedza amerykańskiego wywiadu na temat służb specjalnych Saddama była szczątkowa i nie można było zidentyfikować szefów poszczególnych służb. Opinia Donalda Rumsfelda, Sekretarza Obrony " Ty nie wiesz nawet, co masz" - doskonale streszcza ocenę CIA, po przejęciu jej przez ekipę G. Busha jr, podkreśla Roberts.

Dlatego też, operacja w Iraku była możliwa wywiadowczo tylko dzięki współpracy ze służbami partnerskimi. Roberts zwraca jednak uwagę, że przyjaciele, nawet jeżeli dzielą się wiedzą to nie ujawnią swoich źródeł. Ma to swoje konsekwencje. Nie można tych agentów zidentyfikować i sprawdzić ich lojalności, bądź faktycznej przydatności. Służby przyjacielskie mogą filtrować materiał wywiadowczy, część pozostawiając dla siebie lub co gorsze prowadzić świadomą dezinformację. "Czy wydając miliardy na naszą Wspólnotę Wywiadowczą, musimy bazować na umowach dwustronnych z partnerami?" - pyta retorycznie Roberts.

Błędy administracji stabilizacyjnej w Iraku, w opinii autora są również pochodną destrukcji wywiadu w latach dziewięćdziesiątych. Roberts podaje tu przykład szefa Irackiego Kongresu Narodowego Ahmada Chalabiego. Ten Irakijczyk, poszukiwany listami gończymi min za wyłudzenia kredytów bankowych w Syrii, stał się nadzieją na nowe przywództwo w Iraku. Całą sprawę z Chalabim autor porównuje do powieści J. Le Carre, „Krawiec z Panamy”. Tam zdegradowany oficer brytyjskiego MI-6 werbuje małoznaczącego krawca, który dla pieniędzy opowiada mu niestworzone rzeczy. Oczywiście oficer wie, że jest okłamywany, co więcej sam sugeruje agentowi, co powinien powiedzieć. A wszystko dla papierów i spokoju jego rodzimej organizacji. Robert w Chalabim widzi takiego agenta, małego krętacza bez faktycznego znaczenia.

W osłabianiu CIA przez Clintona, autor widzi również przyczyny tragedii z 11 września. Podkreśla z naciskiem, że NSA najbogatsza, najnowocześniejsza i najdroższa agencja wywiadowcza świata nie była sobie w stanie poradzić z grupką terrorystów, uzbrojonych w kilka telefonów komórkowych.

Cały tekst Robertsa nawołuje, do ponownego zwrócenia się w kierunku wywiadu osobowego, werbowania nowych agentów i szkolenia dotychczasowych. To jest droga administracji Busha jr.

Archiwum ABCNET 2002-2010