Darski kontratakuje

AGORA jest właścicielem 17 regionalnych stacji radiowych, współwłaścicielem Radia Zet oraz właścicielem Radia TokFM. Nie ma wątpliwości, że Agora S.A. występuje na rynku mediów jako podmiot konkurencyjny dla Polskiego Radia i prowadzi działania mające na celu utrzymanie jak najsilniejszej pozycji wobec nas. Należy to wziąć pod uwagę, analizując motywacje i cele działań mediów będących własnością Agory.

Warszawa, dnia 7 maja 2007 r.

Dr Janusz Kochanowski
Rzecznik Praw Obywatelskich
Aleja Solidarności 77
00 - 090 Warszawa

Szanowni Panie,

pod wpływem zniesławiającej mnie kampanii „Gazety Wyborczej”, opartej na pomówieniach dokładnie jednej osoby, jestem oskarżany publicznie o rzeczy, których nie robiłem, co już wcześniej udowodniło dochodzenie Państwowej Inspekcji Pracy. Jak wiadomo, wypowiadając oskarżenie, i często je powtarzając, szczególnie w mediach, bardzo łatwo można spowodować, że będzie ono przyjęte jako fakt i nikt nie będzie już wtedy pytał o dowody. Powodzenie tej metody oznaczać będzie, że może ona zostać zastosowana z powodzeniem wobec każdego, kto z różnych powodów jest niewygodny. Może się okazać, że w przyszłości dotknie ona również RPO, jeśli nie będzie działał pod dyktando środowiska „Wyborczej”.

Należy zwrócić uwagę na to, kto głównie publikuje doniesienia o moich rzekomych niekulturalnych zachowaniach – 80% tych informacji podaje „Gazeta Wyborcza”. O celowej i zaplanowanej kampanii „Gazety Wyborczej” świadczy m.in. fakt, iż wykupiła ona w wyszukiwarce Google specjalny link (link sponsorowany), aby po wpisaniu hasła „Targalski” na pierwszym miejscu zawsze pojawiał się portal gazeta.pl. Kampania ta prawdopodobnie nie jest skierowana tylko przeciwko mnie, ale przeciwko Spółce Radio S.A, stanowiącej dla spółki AGORA - właściciela Gazety Wyborczej ogromną konkurencję na rynku mediów.

31 Maja zasięg Programu I zwiększy się do 95 proc. powierzchni kraju, obejmując jednocześnie prawie 100 proc. ludności. Jednocześnie pracujemy nad projektem uruchomienia jesienią nowego radia informacyjnego - Info-radio. Stworzy to nową sytuację na rynku mediów i spowoduje znaczne umocnienie się spółki Polskie Radio S.A. jako opiniotwórczego medium. Zagrozi tym samym podmiotom konkurencyjnym na rynku reklamy.
AGORA jest właścicielem 17 regionalnych stacji radiowych, współwłaścicielem Radia Zet oraz właścicielem Radia TokFM. Nie ma wątpliwości, że Agora S.A. występuje na rynku mediów jako podmiot konkurencyjny dla Polskiego Radia i prowadzi działania mające na celu utrzymanie jak najsilniejszej pozycji wobec nas. Należy to wziąć pod uwagę, analizując motywacje i cele działań mediów będących własnością Agory.

W rzeczywistości zahamowanie przeprowadzanych zmian i usunięcie mojej osoby z Zarządu i późniejsze osłabienie lub odsunięcie prezesa Krzysztofa Czabańskiego okazałoby się niezwykle korzystne dla właściciela „Gazety Wyborczej”. Gdyby to się powiodło, a zastosowana metoda już dowiodła swojej skuteczności, planowane reformy nie doszłyby do skutku, a na rynku radiowym nie doszłoby do umocnienia podmiotów konkurencyjnych wobec mediów posiadanych przez Agorę S.A. Tymczasem sukces reorganizacji i przewidywanych projektów sprawi, że PR będzie najsilniejszą stacją radiową, a to z kolei odbije się na zyskach Agory na rynku reklam a także zmniejszy jej polityczne oddziaływanie na opinię publiczną.

Radio publiczne, zachowując swój wyjątkowy charakter i realizując obowiązki nałożone przez ustawę i wynikające z tzw. misji publicznej, musi być jednak konkurencyjne, zdolne do rywalizacji o słuchacza ze stacjami komercyjnymi. Narzuca to na Polskie Radio S.A., tak samo jak na każdego innego nadawcę, konieczność utrzymania sprawnej struktury organizacyjnej, efektywnego stanu zatrudnienia oraz wydajności pracy. Również poziom technologiczny (cyfryzacja) musi być porównywalny ze stacjami komercyjnymi. Wymogi technologiczne i organizacyjne zmusiły nas do reorganizacji zatrudnienia. Przed restrukturyzacją w PR zatrudnionych było blisko 1500 osób. Radio komercyjne o podobnych zadaniach zatrudniałoby około 1000 osób. Radykalne zmiany były więc konieczne. Dodajmy, że struktura wieku była wyjątkowo niekorzystna dla spółki, ponieważ większość pracowników w działach nieinformatycznych przekroczyła 50 rok życia.

Dotychczas blisko 70 pracowników IAR produkowało 5 własnych newsów dziennie, natomiast dzienniki tworzono w oparciu o serwis TVN 24, a więc radio publiczne nie było samodzielnym źródłem informacji. Ekipy radiowe były zawsze dwukrotnie liczniejsze niż w stacjach komercyjnych. Tymczasem RMF FM, mający najlepszy serwis informacyjny, zatrudnia w strukturze zajmującej się produkcją informacji o połowę mniej pracowników niż analogiczna struktura w Polskim Radio – IAR. Wydając pieniądze podatnika jesteśmy zobowiązani do robienia tego w jak najlepszy sposób i jest to dla mnie sprawą uczciwości wobec Państwa Polskiego i jego obywateli.

Stawiane są mi głównie trzy zarzuty, co do których pragnę się odnieść :

- Zwalnianie ludzi zasłużonych, pracujących w Radio od 33 do 42 lat.

Z całym szacunkiem do osób, które pracowały dla Polskiego Radia, nie możemy zwalniać osób, które są w pełni produktywne i nie mogłyby liczyć na dochód z emerytury, chyba że uznamy Polskie Radio za instytucję socjalną. Wyroki Sądu Najwyższego są w tym punkcie jednoznaczne: pracodawca ma prawo rozwiązać umowę o pracę z osobą, która uzyskała uprawnienia emerytalne i osiągnęła wiek emerytalny nawet bez dodatkowych powodów. Taka interpretacja prawa dotyczy także reorganizacji przeprowadzanych w ramach zwolnień grupowych. Polityka firmy skierowana na zatrudnianie młodych, często pozbawionych pracy ludzi została oceniona przez wykładnię Sądu Najwyższego jako dodatkowy argument popierający stanowisko pracodawcy. Ponadto porozumienie ze związkami zawodowymi jasno stwierdziło, że w pierwszej kolejności należy zwalniać osoby, które nabyły prawa emerytalne. Oskarżenia o dyskryminację ze względu na wiek, są więc bezpodstawne a domaganie się „etatów dożywotnich” przez pracowników PR oznacza właśnie dyskryminację ze względu na zbyt niski wiek. Należy dodać, iż związki zawodowe nie wyrażały żadnego sprzeciwu wobec takiego zapisu w porozumieniu. Zgadzając się na jego treść, związki zawodowe uznały słuszność projektów pracodawcy i zapisów zawartych w treści porozumienia, a nawet starają się obecnie o jego przedłużenie by mogły nim zostać objęte osoby, które w najbliższych miesiącach nabywają praw emerytalnych. Nasuwa się pytanie, czy RPO kwestionuje wyroki SN, skoro domaga się inspekcji PIP z powodu zwalniania emerytów?

- Zachowania niekulturalne (chamskie), zwłaszcza wobec kobiet.

Zrozumiałe jest, że zwolnienia wywołały wśród pracowników wiele emocji. Ludzie, co wydaje się naturalne, podczas przeprowadzania podobnych zmian mogli czuć się odrzuceni, niechciani, postawieni w trudnej sytuacji. W związku z tym jednym ze sposobów na odreagowanie było wysuwanie oskarżeń wobec osób bezpośrednio związanych ze zwolnieniami. Nie tylko ja byłem oskarżany. Pani Halina Wojtala – Dyrektor Biura Kadr była obrzucana obelgami, a przecież trudno jej zarzucić zachowania dyskryminacyjne. Stanowczo zaprzeczam oskarżeniom kierowanych wobec mnie przez panią Szabłowską. Należy wzmiankować, iż podczas całej trudnej dla wszystkich restrukturyzacji nie pojawiły się podobne zarzuty ze strony innych osób. Jednocześnie nagłośnione zostały pomówienia osoby, której wypowiedzenie wręczono jeszcze w 2006 roku. Pomówienia te nagłośniono po ponad 5 miesiącach od daty, kiedy miało dojść do tych zdarzeń. Nigdy zresztą nie dzieliłem pracowników według płci, a do kobiet zawsze odnosiłem się ze szczególnym szacunkiem. Wystarczy zapytać kobiety pracujące w podlegających mi działach, w tym choćby podległych mi dyrektorów, wśród których 3 na 5 to kobiety. Brak działań dyskryminujących z mojej strony stwierdziła również Państwowa Inspekcja Pracy.

Powiedziałem, że każdy wiek ma swoje prawa, że ludzie młodzi robią karierę, w sile wieku zajmują stanowiska kierownicze, a na emeryturze zajmują się wnukami. Nie wiem, czy jest to wypowiedź bardzo oburzająca. Natomiast wiem, że ludzie młodzi muszą mieć szanse na zdobycie pracy i uzyskanie sukcesu zawodowego w Polsce. Bolesny jest dla mnie odpływ za granicę ludzi najlepiej wykształconych i najzdolniejszych. A stykam się z tym problemem na co dzień, jako wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego. Młodzi ludzie, którzy nie mają pracy nie mogą również zakładać rodzin. Chcę dać im szansę na podjęcie pracy w dobrej firmie, jaką jest Polskie Radio, nawet jeśli nie mają rodziców ustosunkowanych lub sprawujących w PR funkcje kierownicze, po których mogliby „dziedziczyć” stanowiska jak to dotychczas bywało.

Przyjmowanie pomówień Marii Szabłowskiej za prawdę spowoduje, iż odtąd wszystkie rozmowy służbowe w Polsce będą musiały być nagrywane. O ile wiem RPO dotąd nie nagrywał wszystkich swoich rozmów i nie zawsze toczył je przy świadkach. Można sobie zatem wyobrazić, iż za 5 miesięcy ktoś z rozmówców RPO oskarży Pana o jakieś zachowanie lub wypowiedzi nielicujące ze stanowiskiem RPO na łamach prasy Panu niechętnej. I co wtedy? Czy zastosuje Pan taką samą procedurę jak wobec mnie, przyjmując pomówienia za fakt?

- Zaślepienie przez chęć zrobienia czystki ideologicznej.

Nie ma i nie miało dla mnie znaczenia, kto jest członkiem jakiej partii politycznej lub jakie ma poglądy, o ile nie wpływa to na rzetelność informacji podawanych przez dziennikarzy i nie przeszkadza im w dążeniu do prawdy. Zadaniem Polskiego Radia jest prezentowanie rzetelnych informacji oraz realizacja misji publicznej założonej w ustawie. Polskie Radio ma jedną z najlepszych słuchalności, dociera do milionów Polaków, jest więc instytucją poważną i opiniotwórczą. Dlatego uważam, zwłaszcza w perspektywie wyborów parlamentarnych, że radio publiczne musi być medium obiektywnym. Dziennikarze, którym można postawić zarzut prezentowania wiadomości niezgodnych ze stanem faktycznym, fałszujących obraz rzeczywistości, uprawianie propagandy politycznej na korzyść którejś ze stron sporów politycznych, pracę dla tajnych służb administracji okupacyjnej itp. nie mają – moim zdaniem - wystarczających kwalifikacji i predyspozycji do pracy w PR.

Pani Szabłowska, która zarzuca mi zachowanie niekulturalne i dyskryminujące starsze kobiety, została zwolniona właśnie z powodów czysto merytorycznych, nie miała bowiem kwalifikacji na dziennikarkę muzyczną (brak wykształcenia muzycznego), nie umiała posługiwać się nowoczesnymi technologiami. Dodatkowo, co podkreśliłem już wcześniej, osiągnęła wiek emerytalny i nabyła uprawnienia emerytalne.

Maria Szabłowska nie dysponuje niestety nagraniem naszej rozmowy z listopada 2006 roku. Powstaje zatem pytanie o jej wiarygodność, ponieważ twierdzę, że konfabuluje na temat naszego spotkania. Drobnym przykładem było jej stwierdzenie do kamery „Faktów” TVN, iż w uzasadnieniu napisałem, że była „leniwa”. Takich słów w uzasadnieniu wypowiedzenia o pracę w ogóle nie ma. Nasuwa się też pytanie, dlaczego Pani Szabłowska poczuła się poniżona przeze mnie dopiero 5 miesięcy po naszej rozmowie.

Podsumowując, nie ma wątpliwości, że prawdziwość słów Marii Szabłowskiej, która de facto jest główną „oskarżycielką” w mojej sprawie, powinna wydać się niepewna dla każdego człowieka. Dziwnym trafem, nie była jednak wątpliwa dla dziennikarzy „Gazety Wyborczej”. Jeszcze raz przypominam o wysokiej „stawce”, którą spółka Agora może utracić, gdy rozpoczęte przez Polskie Radio reformy zostaną zrealizowane. Liczę, że nie podda się Pan manipulacjom mediów i będzie Pan swoje opinie opierał o fakty i dowody.

Z poważaniem

Jerzy Targalski

Warszawa, dnia 7 maja 2007 r.

Szanowna Pani Krystyna Mokrosińska
Prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich

Szanowna Pani,

Zwracam się z prośbą o zajęcie przez SDP stanowiska w sprawie zachowań dziennikarzy „Gazety Wyborczej”, które nie licują z etyką dziennikarską. Przez dwa tygodnie dziennikarze „Wyborczej” prowadzili przeciwko mnie kampanię opartą na kłamstwach, plotkach i pomówieniach, dając dowody wyjątkowej nierzetelności dziennikarskiej i złej woli celem spowodowania odwołania mnie ze stanowiska członka Zarządu Polskiego Radia. Mogę zrozumieć, iż „Gazeta Wyborcza” chciała doprowadzić do mojego odwołania, ale nie powinna w tym celu sprzeniewierzać się podstawowemu nakazowi etyki dziennikarskiej
– poszukiwaniu prawdy, obiektywizmowi i nie posługiwania się w sposób świadomy i z premedytacją kłamstwem, pomówieniami i plotkami. „Gazeta Wyborcza” – uczestnik walki politycznej w Polsce – miała oczywiście prawo rozpętać przeciwko mnie kampanię prasową, ale powinna się w tym celu posługiwać wyłącznie sprawdzonymi informacjami, a nie z powodu ich braku odwoływać się do oszczerstw, kłamstw i zachowań niegodnych człowieka uczciwego. Takie postępowanie dziennikarzy „Gazety” spowodowało, że wkroczyłem przeciwko nim na drogę sądową.

Red. Agnieszka Kublik w artykule Pt. „Wokół widzę same stare kobiety!” (GW z 13.04.2007) powołała się na plotkę, iż miałem rzekomo powiedzieć do matki dwojga adoptowanych dzieci: „jeśli wzięła sobie dzieci po pijakach, to jej problem”.

Uczyniła tak, mimo, iż z „matką dwojga adoptowanych dzieci” rozmawiała telefonicznie w dniu 10 kwietnia i, gdy usłyszała, iż ta nie wnosi przeciwko mnie żadnej skargi, nie zweryfikowała plotki. Jak można sądzić, uczyniła tak, gdyż spodziewała się, że plotka zostanie zdementowana, co uniemożliwiłoby dalsze posługiwanie się nią. W kolejnych artykułach „Wyborczej” plotka przekształciła się już w pewną informację. Red. Paweł Wroński w komentarzu do kolejnego artykułu Kublik (GW z 17.04.2007) stwierdził już: „nie wiem czy Jerzy Targalski zostanie odwołany za obrażanie kobiet albo naigrywanie się z matki wychowującej adoptowane dzieci”.

Mimo, że następnie rozpowszechniłem oświadczenie „matki dwojga adoptowanych dzieci” negujące prawdziwość plotki, dziennikarze „Gazety” nadal powtarzali swoje kłamstwo jako oczywistą prawdę. W artykule „Lecą głowy w Polskim Radio” (GW z 19.04.2007) Agnieszka Kublik i Witold Czuchnowski napisali: „Targalski … Zwalnianej dziennikarce, która wychowuje adoptowane dzieci, oświadczył, że jeśli wzięła sobie dzieci po pijakach, to jej problem”.

Wyjątkową nierzetelnością popisał się Mikołaj Lizuta w artykule pt. „Czyściciel eteru” (GW z 23.04.2007, Duży Format). Dopuścił do publikacji nie zweryfikowanego kłamstwa jakoby Jan Nowak-Jeziorański odmówił zatrudnienia mnie w polskiej redakcji RWE po tym jak zataiłem przed nim przynależność do PZPR. Lizut znając moją datę urodzenia (1952) doskonale wiedział, iż Jan Nowak Jeziorański, który odszedł ze stanowiska szefa redakcji polskiej RWE w 1975 roku, nie mógł mi niczego oferować ani niczego odmawiać, ponieważ w roku 1975 byłem studentem Uniwersytetu Warszawskiego. Kłamstwo to było potrzebne by stwierdzić, iż nie przeszedłem lustracji, kłamałem, a następnie z zemsty pisałem na Nowaka donosy. Ponadto Jan Nowak-Jeziorński bardzo chętnie zatrudniał byłych propagandystów PZPR (np. Alina Perth-Grabowska), a nawet funkcjonariuszy UB (np. Henryk Rospendowski). Na emigrację wyjechałem w 1984 roku, kiedy szefem polskiej redakcji był Zdzisław Najder, które mi pracy nie oferował, free-lancerem zostałem dopiero za Marka Łatyńskiego w roku 1988. Lizut znając moją biografię zamieszczoną w „Słowniku Opozycji” doskonale wiedział, kiedy zostałem zmuszony do emigracji.

Styl, w którym red. Lizut pisze o mnie: „porusza się jak Chaplin, ubiera się jak kloszard i wygląda jak wariat”, jako żywo przypomina moją charakterystykę z teczki SB. Nasuwa się pytanie, czy dziennikarz powinien imitować SB?

O przytaczaniu pomówień Marii Szabłowskiej jako pewnych i opartych na faktach informacji napiszę tylko, iż jeśli ten proceder się upowszechni, nikt w Polsce nie będzie już mógł rozmawiać bez magnetofonu, ponieważ każdy będzie mógł oskarżyć swego rozmówcę o dowolne wypowiedzi bez konieczności przedstawienia jakiegokolwiek dowodu.

Liczę, iż SDP zajmie stanowisko w sprawie świadomego posługiwania się kłamstwami przez dziennikarzy „Gazety Wyborczej” w toczonej przez nią walce politycznej.

Łączę wyrazy szacunku
Jerzy Targalski
Zawieszony członek Zarządu Polskiego Radia

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010