KOCHAJMY SIĘ

Niespotykana jedność i jednomyślność narodu, który w obliczu śmierć papieża, dał sobie doskonalę radę bez państwa i skorumpowanej klasy politycznej, nasuwa zasadnicze pytanie: czy społeczeństwo zachowa odzyskane poczucie tożsamości i przynależności do wspólnoty by pozbyć się pasożytującej na nim elity władzy i szerzej, zdegenerowanej klasy politycznej, czy też da się jak zwykle zmanipulować rządzącym, którzy zdołają obronić własną pozycję pod hasłem: „Kochajmy się!”

Już w kontrolowanych i przekupnych mediach słyszeliśmy, iż Polacy powinni teraz porzucić kłótnie, waśnie i zachować jedność. Nasuwa się jednak zaraz pytanie, z kim mamy się pokochać? Już TW „Alek” ściska się z TW „Bolkiem”, a patronuje im premier w rządzie gen. Kiszczaka, Tadeuusz Mazowiecki, brakuje tylko błogosławieństwa wychowanka NKWD gen. Jaruzelskiego. A czy Ty już pokochałeś swego donosiciela albo okradającego Cię posła?

Z kim mamy się więc pokochać? Z Kulczykiem, Rywinem, Dochnalem, specami od Orlenu, członkami mafii paliwowej, ze sprzedajnymi prokuratorami i sędziami, z agentami i bezpieczniackimi klanami, z manipulującymi nami gwiazdami mediów, z posłami i ministrami rozkradającymi Polskę i kombinującymi jak zarobić na sprzedaży jej Rosji? A dlaczego nie bezpośrednio z Ałganowem? Bo Rosjanin? A gdyby przeszedł na katolicyzm? Dla kgbisty nie straszne nawet takie poświęcenie dla dobra służby.

Lud nasz nie lubi gdy politycy, zwłaszcza liderzy, kłócą się, co dowodzi jedynie jego pełnej sowietyzacji i braku pojęcia na czym polegają mechanizmy demokracji i rynku politycznego. Polacy najlepiej chcieliby, żeby skoro już musi być wiele partii (pewnie Bruksela kazała?), to przynajmniej żeby wszystkie były razem, bo po co te kłótnie? Ideałem ludu jest front jedności narodu. Ludzie władzy powinni rządzić dobrze, a skoro wszyscy chcą dobrze to dlaczego się nie pogodzą?

Zadaniem polityków jest właśnie „kłócić się”

W normalnym kraju politycy nie dlatego są uczciwi (w miarę), ponieważ tak im nakazuje sumienie albo nie potrafią kraść, tylko dlatego, że widzą w tym interes własny. Polityk bowiem nie jest rozbójnikiem, który kombinuje jak się załapać na cztery lata, odkuć i urządzić całą rodzinę na kilka pokoleń, jak kiedyś marzył Olechowski przytaczając przykład amerykańskiego kongresmana w XIX, który dzięki zdobyciu tego stanowiska mógł zabezpieczyć swoich bliskich na trzy pokolenia, co było dla niedoszłego prezydenta pożądanym wzorcem do naśladowania w III RP. Polityk, to człowiek, który wybrał taki właśnie zawód na całe życie, ponieważ np. bardziej niż pieniądze ceni szacunek i popularność wśród bliźnich, musi więc dbać o to by być wybieranym na kolejne kadencje.

Rywalizacja i walka między politykami, a przede wszystkim wyciąganie sobie nawzajem wszelkich niegodziwości, są stanem naturalnym i koniecznym dla dobrego funkcjonowania systemu. To właśnie ten mechanizm jest gwarantem, że najbardziej bezczelni złodzieje, oszuści i kłamcy zamiast bezkarnie, a nawet w majestacie prawa doić społeczeństwo, szybko wypadną z rynku politycznego. Gdy nie ma żadnych afer, robi się niebezpiecznie.

Gdy wszyscy się kochają kraść można bezkarnie

W pierwszej połowie III RP, żeby już nie przypominać okresu komunistycznego, panowała owa upragniona jedność, gdy wszyscy politycy żyli zgodnie, a żadnych afer nie było, tzn. o żadnych nie wolno było głośno mówić. Marzeniem twórców III RP jest powrót do tej epoki powszechnej szczęśliwości klasy politycznej. Powszechna jedność polityków oznacza tylko jedno, iż wspólnie doją społeczeństwo. Każdy każdego trzyma w szachu dysponując na niego hakami jak to było w pierwszej połowie lat 1990-tych. I lud jest zadowolony, gdyż o niczym zdrożnym w gazetach nie czyta, o ile w ogóle czyta, a na pewno o niczym takim w telewizorki nie słucha i może swobodnie sobie oglądać jakąś „Niewolnicę Isaurę”. Jest tylko jeden problem – wspólnie kraść i ogłupiać społeczeństwo, zresztą ku jego zadowoleniu, można dopóki koryto jest pełne.

Jedność klasy politycznej i powszechne kochajmy się w epoce mizerii byłoby możliwe tylko za cenę podporządkowania się jednemu rządzącemu klanowi i zadowolenia tym, co on zaoferuje grupom, które z konkurencji i rywalizacji zrezygnowałoby. Przy równych siłach obecnie walczących bezpieczniackich klanów jest to niemożliwe. Nikt nie podporządkuje się rywalowi i nie zrezygnuje z możliwości zwycięstwa. Dlatego wbrew propagandzie twórców III RP nie będzie powszechnego „kochajmy się”. Trzeba więc będzie zatkać sobie uszy, bowiem miłośnicy Ubekistanu zagłuszą nas jazgotem na temat wymogów etyki, naszego zepsucia i zaprzepaszczania testamentu Ojca Świętego, by terrorem moralnym spróbować wymusić na nas posłuszeństwo i dalsze nieskrępowane rządy agentury i bezpieki. Gdyby udało im się obezwładnić społeczeństwo, uzbeckie klany konkurencyjne nie mogłyby już doń się odwoływać w walce z konkurencją i musiałyby ustąpić. Kompromis i zawieszenie broni między różnymi odłamami tej samej zdegenerowanej klasy pasożytów odebrałyby społeczeństwu jedyną szansę usamodzielnienia się, tzn. wykształcenia własnej elity, a więc w dalszej perspektywie pozbycia się całej kolonialnej administracji. Zostalibyśmy na długo Murzynami we własnym kraju, pozbawionymi wszelkich praw przez obcą czyli o całkowicie przeciwstawnych interesach, elitę władzy i klasę polityczną.

Autor publikacji
Ubekistan
Archiwum ABCNET 2002-2010