ZBUDUJMY POMOST!

Zakładam na chwilę, że deklaracje polityczne pana premiera Marka Belki mają swoje pokrycie w jego chęciach, woli i marzeniach. Przychodzi mi to z trudem, ale jestem skłonny w chwili pisania tego tekstu przyjąć założenie, że pan premier chce:

- 0czyścić państwo z poważnych patologii, w tym z zależności od obcej agentury,

- zapewnić III RP stały dopływ olbrzymich funduszy z UE i zagwarantować efektywne wykorzystanie tych funduszy,

- zakotwiczyć USA w naszej gospodarce, wojsku, nauce i technologii,

- ubezpieczyć kraj pod względem energetycznym i surowcowym,

- stworzyć nowoczesny i zamożny system edukacyjny,

- ograniczyć bezrobocie przez pobudzenie inwestycji drogowych i mieszkaniowych.

- Zakładam taki wariant idealistyczny, może naiwny?, ponieważ każdy obecny premier rządu polskiego, jeśli byłby człowiekiem dobrej woli i patriotą, powinien kierować się wymienionymi wskazaniami.

Zaplecze parlamentarne premiera Belki stanowi głównie skorumpowane i przeżarte rozmaitymi nieprawościami SLD. Ta partia walczy już nie tylko o wejście do następnego parlamentu, ale wręcz o życie – ponieważ postulat jej delegalizacji, sformułowany ostatnio przez Jarosława Kaczyńskiego, ma coraz solidniejsze uzasadnienie w faktografii przestępstw, a nie jedynie we frazeologii walki politycznej. Wsparcia politycznego udziela premierowi Belce pan prezydent Kwaśniewski. Wielce zresztą jest prawdopodobna teza, że zamysłem pana prezydenta przy tworzeniu tego rządu było skonstruowanie, między innymi przy pomocy współpracowników służb specjalnych (głównie wojskowych, ale nie tylko), wehikułu, który pozwoli przewieźć lewicę przez wzburzone fale najbliższych wyborów. Taktycznie nie był to głupi pomysł, ale pękł jak bańka mydlana w wyniku kłótni w samym SLD, a następnie – w wyniku tego, czego już dowiedzieliśmy się dzięki działaniu sejmowej komisji śledczej do spraw PKN Orlen.

Szansą lewicy na złapanie oddechu i przeżycie jest odcięcie się, ucieczka od SLD. Zrozumiała to część działaczy np. Marek Borowski czy Tomasz Nałęcz, ale ich ruch jest mało konsekwentny, a przede wszystkim – bez najmniejszej dynamiki. Symbolem SdPl staje się Andrzej Celiński, który – nawet jeżeli nieraz ma rację – robi wrażenie hamulcowego w komisji śledczej. Przy tym obciążają go związki z bliskim współpracownikiem biznesmena Dohnala - mistrza w korzystaniu z kapitalizmu politycznego i gry między potężnymi grupami interesów w Polsce i w Rosji. Uciekać od SLD próbuje też Unia Pracy z Izabelą Jarugą-Nowacką, jednak wybrała ona kierunek i sposób, który gwarantuje jej nowemu ugrupowaniu wynik wyborczy w okolicach 0,1%.

Sytuacja SLD przypomina schyłek epoki AWS. Premier Jerzy Buzek był wówczas namawiany, żeby odciął się od AWS, stworzył własny obóz polityczny i spróbował ocalić prawicę. Nie zdecydował się na taką grę. Wtedy to bracia Kaczyńscy, dzięki cudem i z poręki Buzka uzyskanej nominacji Lecha na szefa resortu sprawiedliwości, zyskali szansę powrotu do ekstraklasy politycznej. I szansy tej nie zmarnowali, tworząc – po klęsce AWS i jej pochodnych – całkiem solidną bazę dla prawicy. Czy i kto stanie się Kaczyńskimi lewicy?

Czyli znowu – wszystkie oczy skierowane na prezydenta Kwaśniewskiego? Lewica może skorzystać z kwestii wypowiedzianej gorączkowo przez reportera telewizji publicznej Tomasza Lisa do ówczesnego prezydenta Lecha Wałęsę w dniu, kiedy w Sejmie ważyły się losy lustracji i rządu Jana Olszewskiego: niech pan nas ratuje, panie prezydencie! Wałęsa spełnił prośbę Lisa. Upłynęło trochę lat i Tomasz Lis wyrósł na popularnego, a moim zdaniem przy tym rzetelnego telewizyjnego dziennikarza politycznego w Polsce. Zapewne wstydzi się tamtego okrzyku. Obawiam się jednak, że Wałęsa nie wstydzi się tego, że 4 czerwca 1992r. obalił rząd Jana Olszewskiego. Jakby jednak nie było, Kwaśniewski jest w łatwiejszej sytuacji. Nie musi obalać rządu Belki. Ale i w trudniejszej – powinien go z całych sił wesprzeć. Tych sił zaś za dużo nie ma. Obciążają go grzechy ludzi z najbliższego otoczenia. Sam też ma grzechów nie mało. Jest jednak sprawa ważniejsza od wszelkich przewin. Tą sprawą jest polska racja stanu. A obecnie ta nasza racja stanu wyraża się w punktach wymienionych na wstępie tekstu. To zaś oznacza, że nie ma czasu do stracenia. Jeśli procesy pozytywne mają się zacząć dopiero po przyszłorocznych, najpewniej październikowych, wyborach parlamentarnych, to możemy ponieść jako państwo jeszcze dotkliwsze straty niż do tej pory.

I znowu – na użytek tego tekstu zakładam , choć zgrzytam przy tym zębami na własną naiwność, że prezydent RP zechce zakończyć swoją kadencję, demonstrując namacalnie wszem i wobec swoją dobrą wolę w pracy na rzecz Polski. To zaś byłoby już coś, bo pan premier z dobrą wolą i pan prezydent z dobrą wolą, stanowią w państwie siłę, której mało, kto może się przeciwstawić.

Ale ktoś na pewno może. Kto? Po pierwsze, ich otoczenie i zaplecze, czy szerzej cały obecny rządzący establishment, ponieważ ma dużo do stracenia, gdyż w bajzlu, jaki jest do tej pory, wiele zyskiwał. Po drugie – rozmaite grupy interesu, najczęściej zagraniczne. Po trzecie – obce potencje powodowane po części biznesem, po „większej połowie” własnymi celami politycznymi strategicznymi lub taktycznymi. Żeby zrobić cokolwiek pozytywnego, premier i prezydent powinni całkowicie porzucić SLD, kosząc ludzi z nominacji tej partii równo z trawą. Sądzę zresztą, że pan premier Belka i pan prezydent Kwaśniewski mają sto razy lepszą wiedzę na temat afery Orlenu niż wszyscy członkowie komisji śledczej i liderzy opozycji razem wzięci. Przecież najciekawsze materiały ujawnione w tej sprawie pochodzą ze służb specjalnych. Premier i prezydent wiedzą więc doskonale, jakie personalia kryją się za określeniami typu ”grupa trzymająca władzę”, „obce grupy interesu”, „stronnictwo prorosyjskie”. Mogą zatem przystąpić do działań konkretnych wcześniej niż zrobi to rząd Rokity i Kaczyńskich. Namawiałbym ich na to, jeśli chcą ocalić lewicę w Polsce, że o racji stanu nie wspomnę.

Uwalnianie się od patologii w III RP może być dziś łatwiejsza niż jeszcze parę miesięcy temu. Potężne grupy interesu (np.paliwowo-energetyczne), mające swoje umocowania w Rosji, są w stanie rozgardiaszu i puszczone, na chwilę zapewne, ale zawsze, samopas. Wynika to z defensywy Putina, który po zwycięstwie nad Yukosem, przeżywa ciężkie chwile na Ukrainie. Walka Juszczenki sprawiła, że Amerykanie znowu stali się aktywni w naszej części Europy. To może ułatwić przywracanie normalności w Polsce.

Gdyby Belka i Kwaśniewski chcieli zacząć poważną batalię polityczną - o zarysowanych wyżej celach - mieliby do swojej dyspozycji poważne aktywa. Wsparcie Amerykanów, obiektywne wsparcie opozycji (choćby przez działanie komisji śledczej, ale nie tylko), profesjonalne służby specjalne (a przynajmniej część tych służb), poparcie opinii publicznej. To bardzo dużo jak na premiera, który ma 10 procent poparcia i jak na prezydenta, któremu za chwilę może grozić Trybunał Stanu.

Zależność od Rosji lub Niemiec i Francji jest dziś poważnym zagrożeniem dla polskich interesów. W orbicie tej zależności znajdują się nie tylko środowiska polityczne, biznesowe, administracyjne i służb wszelakich, wywodzące się z PRL-u i PZPR. Są tam także ludzie z centrum i z prawicy. Dowodnie świadczy o tym historia paliwowo-energetycznych perypetii III RP. Jednocześnie wielu z dawnych ludzi Rosji zmieniło barwy klubowe na amerykańskie. To jest korzystne dla Polski. To warto wykorzystać i uszanować. Zależność od USA może być dla nas dolegliwa, ale na pewno tylko ona daje nam dziś możliwość obrony przed ekspansją Putina wspieranego przez Schroedera i Chiraka.

Prowadzona na serio batalia o sanację III RP musiałaby zacząć się od przeciwstawienia się tej ekspansji i osłabienia wpływów stronnictwa prorosyjskiego w Polsce. To zaś umożliwiłoby całkiem nowe relacje między władzą a opozycją. Belka i Kwaśniewski, rozpoczynający sanację III RP, staliby się partnerami politycznymi Rokity i Kaczyńskich, rywalami oczywiście, ale nie wrogami do unicestwienia. Mógłby powstać swoisty pomost między różnymi obozami politycznymi, który ułatwiłby cywilizowane rządzenie III RP. Idę o każdy zakład, że gdyby premier i prezydent chcieli na serio zadbać o silną i suwerenną Polskę, znaleźliby wspólny język z opozycją, nie przed telewizyjnymi kamerami, ale w ciszy gabinetów, tam, gdzie naprawdę decyduje się polityka. Jednak działania praktyczne i ich wiarygodność zależą obecnie jedynie od rządu i prezydenta. Moim zdaniem, Belka i Kwaśniewski mają o co grać. Jeśli rzeczywiście są, jak nieraz sugerują, najwierniejszymi z wiernych i najzaufańszymi z zaufanych USA. Alternatywą jest dla nich śmierć polityczna, a może i cywilna poniesiona w imię obrony niepolskich interesów.

www.krzysztof.czabanski.net

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010