PLAN HAUSNERA – LEWICOWA MANTRA

Postkomuniści zwierają szyki, formują legiony, zawierają sojusze, ściągają posiłki. Okopują się, fortyfikują, sypią szańce. Wszystko po to, by przygotować się do wielkiej bitwy o przetrwanie. Decydującym starciem ma być sejmowe głosowanie nad planem Hausnera. Tylko czy ktoś w ogóle wie co to jest plan Hausnera?

Na to pytanie można odpowiedzieć jednym prosty zdaniem: plan Hausnera to niemal w 100 proc. ostatnia deska ratunku dla rządu Leszka Millera. I na tym właściwie temat się wyczerpuje. Tyle, że wszędzie tam, gdzie idzie o władzę i pieniądze trzeba pytać o cenę i szczegóły. A zatem postawmy kilka pytań:

1. Czy Polska może się obejść bez planu Hausnera?

2. Czy jeśli tak, to po co całe to zamieszanie i sejmowe kunktatorstwo?

3. Czy jeśli nie, to czy cena za ten kontrakt podpisany ręką SLD będzie słuszna?

4. Czy może Polsce potrzeba reform, ale w innej formie?

Na te pytania najlepiej jest odpowiadać od końca. Pragnę w tym miejscu podkreślić, że istota samego planu Hausnera w dalszym ciągu pozostaje na marginesie, jak zresztą w całej toczącej się na ten temat publicznej debacie.

Polsce, a w szczególności gospodarce, potrzeba trzech rzeczy: obniżenia obciążeń fiskalnych obywateli i przedsiębiorców, ograniczenia wydatków państwa na administrację oraz inwestycji zagranicznych, ale i rodzimych. Dopiero wówczas można myśleć o trwałym wzroście PKB z tendencją do przyspieszania. A wreszcie pojawi się nadzieja na redukowanie bezrobocia i szerszą aktywizację gospodarczą Polaków.

Problem, z którym boryka się nasz kraj od początku lat 1990-tych polega na tym, że obciążenia podatkowe stale rosną, tak samo jak wydatki na administrację. I o ile w początkowym okresie po 1989 roku aktywność inwestorów na naszym rynku była duża i w sposób zauważalny rosła, o tyle niedbalstwo aparatu władzy (niezależnie od maści), polegające na niespełnieniu dwóch pierwszych potrzeb, skutkowało wyhamowaniem zaspokajania trzeciej.

W publicznej debacie nt. planu Hausnera mowa jest prawie wyłącznie o konieczności ograniczenia wydatków publicznych. Nie niesie to żadnych profitów dla obywateli, ponieważ służyć ma wyłącznie utrzymaniu równowagi budżetowej państwa. Co za tym idzie uzyskane w ten sposób kwoty nie mogą być duże. Chodzi bowiem o to, aby uciąć koszty tak, by za bardzo nie bolało władzy.

Tym co zdumiewa, jest jednak zwiększenie obciążeń fiskalnych! Zamiast je ograniczyć plan Hausnera zakłada ich wzrost np. poprzez zwiększenie składki na ubezpieczenia społeczne. W tej sytuacji nikt o zdrowych zmysłach nie będzie liczył na wzrost inwestycji w Polsce. Któż bowiem chciałby wkładać pieniądze tam, gdzie na „dzień dobry” państwo sporą część mu zabierze.

SLD, aby przeforsować plan Hausnera, zawiera sojusz z egzotycznym kółkiem Romana Jagielińskiego, z którym związali się lewicowi aferzyści: Łapiński i Jagiełło. Na takie głosy łatwo liczyć zwłaszcza, jeśli obieca się coś w zamian, np. ciągłość obecnego sejmu lub stanowiska w administracji. To jednak zbyt wysoka cena za 15 głosów dla programu, którego zalety ciężko znaleźć i o których nawet się publicznie nie mówi w sposób dający jakiekolwiek wyobrażenie.

Plan Hausnera ma wyłącznie wartość propagandową. Kreowano go na wielkie koło napędowe dla państwa, a będzie prawdopodobnie wyłącznie kółkiem ratunkowym dla Leszka Millera i jego ekipy.

Stąd nasuwa się wniosek, że bez planu Hausnera da się żyć i to być może lepiej niż z nim. Straszenie drugą Argentyną, jak mówią eksperci jest mocno przedwczesne, a założenia programu wicepremiera nie idą w kierunku polepszenia sytuacji gospodarczej. Pewnie lepiej, żeby ktoś inny napisał coś lepszego.

I mimo najszczerszych chęci na wykrzesanie choćby cienia nadziei na słuszność założeń planu Hausnera przypomina się, że jak SLD forsuje coś w sejmie to z zapisów projektów ustaw opiniowanych przez organy władzy ustawodawczej i wykonawczej czasem coś znika, a czasem coś się pojawia. Zwykle jakaś fraza, spójnik, przymiotnik ulegają zadziwiającej transformacji. Może dlatego brakuje w debacie publicznej szczegółów, niuansów i konkretów.

I wreszcie ostatnie pytanie, które dotąd nie padło: czy plan Hausnera to aby nie pułapka dla przyszłych rządzących? Jeśli bowiem SLD wygra głosowanie, ale przegra wybory, następcom pozostanie realizować ten plan lub go odrzucić. Jeśli będą oni go realizować można będzie zarzucić im niekonsekwencję. Jeśli z niego zrezygnują, co wydaje się dziś oczywiste, będą łatwym celem do szybkiego ostrzelania pod zarzutem braku odpowiedzialności za państwo. Miller i reszta z pewnością tej okazji skorzystają. Jeśli jednak SLD wprowadzi plan Hausnera i wygra wybory. Czekają nas następne 4 lata czekania na cud.

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010