HEADHUNTING CZYLI JAK WYKOŃCZYĆ GOSPODARKĘ

Jeżeli szukasz pracy i wierzysz, że ją znajdziesz dzięki agencjom i biurom pośrednictwa pracy, przeczytaj ten tekst ku przestrodze.

Angielskie słowo „headhunting” kojarzyło się do niedawna wyłącznie z Dzikim Zachodem, oznacza bowiem „polowanie na głowy” Headhunter to znany z książek Karola Maya i Jacka Londona łowca głów. W terminologii biznesowej headhunting oznacza poszukiwanie i pozyskiwanie najlepszych pracowników dla firmy. Headhunter to nowoczesny, bardzo aktywny kadrowiec.

Tyle mówi teoria. W Polsce, jak to zwykle bywa, teoria to jedno, a praktyka – coś całkiem innego. Polski headhunter rzadko jest profesjonalistą. Do pracy trafił dlatego, że potrafił odpowiednio „dopasować” do potrzeb pracodawcy swój życiorys, albo skorzystał z protekcji kogoś ważnego. Bywa że headhunterem zostaje ktoś odpowiednio przygotowany przez grupę kolegów, ze spreparowanym życiorysem, kto ma jedyne zadanie: znaleźć pracę dla swoich znajomych. I najczęściej ją znajduje. To nic, że ze szkodą dla pracodawcy. W życiu najważniejsze jest koleżeństwo. Dla polskiego pracobiorcy pracodawca zawsze był, jest i będzie wrogiem, którego trzeba zniszczyć. I headhunterzy niszczą swoich chlebodawców, dobierając im pracowników leniwych, niedoświadczonych, za to zaprzyjaźnionych. Gdy pracodawca pozna się na spisku i wywali na bruk takiego hedhuntera, może on zawsze liczyć na pomoc kolegów, którzy mają wobec niego dług wdzięczności. I którzy, wcześniej czy później, mogą przeobrazić się w headhunterów.

Polski hedhunter nawet nie kryje się ze swoim brakiem profesjonalizmu. Potrafi odrzucić czyjąś aplikację tylko dlatego, że tuż pod nazwiskiem wnioskodawcy przeczytał niewłaściwą, czyli zbyt wczesną datę urodzin kandydata. Kuriozalny, ale wcale nie odosobniony jest cassus, kiedy headhunter bez mrugnieciem oka zaprosił na rozmowę kandydata, którego aplikację kilka dni wcześniej wyrzucił do kosza. Nowa aplikacja różniła się od starej tylko w jednym jedynym szczególe – kandydat odjął sobie 20 lat!!! Nie zwróciło przy tym uwagi headhuntera, że człowiek dwudziestosześcioletni rzadko kiedy ma 2 fakultety, doktorat i w dorobku kilkadziesiąt publikacji naukowych. Bo polskiemu headhunterowi po pierwsze każdy, kto ma więcej niż 35 lat, kojarzy się ze złymi rodzicami, którzy nie pozwalali mu w dzieciństwie palić papierosów, upijać się i narkotyzować. I headhunter mści się za to na wszystkich, starszych od siebie o 20 i więcej lat. A że ze szkodą dla zatrudniającej go firmy? Czy ma to jakieś znaczenie? Po drugie – nie chce mu się czytać życiorysów i listów motywacyjnych. Wybiera więc kilka losowo, nie kierując się przy tym żadnymi kryteriami. Ot, zwyczajna loteria. Potem odrzuca te, które zostały napisane przez równych mu wiekiem, a pozostałe po prostu wyrzuca do kosza. Dlatego w Polsce dobre CV zawiera tylko kilka linijek, z których najważniejszą jest ta z datą urodzenia!

Polski hedhunter potrafi powiedzieć kandydatowi do pracy: „Pan ma za wysokie kwalifikacje”?

Dwaj inni hedhunterzy pozwolili sobie na następujący dialog tuż po wyjściu kandydata do pracy:

– Proszę, zobaczyć, jakiego mamy kandydata. Facet napisał dziesiątki artykułów, wydał kilka książek...

Nie widzisz, że to jakiś nawiedzony! Z takim dorobkiem nie szuka się pracy. Nakłamał i liczy, że ktoś w to uwierzy! Wyrzuć jego ankietę do kosza i więcej do tego tematu nie wracaj!

Trudno się temu dziwić, ponieważ polski headhunter znakomicie wie, że przy szukaniu pracy nie podaje się prawdziwych informacji na swój temat. Przecież sam w ten sposób dostał swoje stanowisko! Dobra aplikacja jest odpowiednio spreparowana i ubarwiona, często przez profesjonalnych fachowców od kształtowania wizerunku.

Polski headhunter kocha pieniądze. Dlatego jest bardzo zapracowany. Pracuje na dwie ręce – jedną dla oficjalnego zleceniodawcy, drugą dla kogoś, kto mu płaci trochę więcej. Często zatrudnia się w agencji rekrutacyjnej. Ma wtedy o wiele więcej okazji do sprzedawania swoich usług, niż pracując dla jednego pracodawcy. Temu, który płaci mu mniej, może podsyłać gorszych pracowników, lepszych lojalnie kierując do „bardziej domyślnego”... Może wybierać w aplikacjach i wyrzucać te, które z jakiegoś powodu mu nie pasują. A że nie od dziś wiadomo, iż kto smaruje, ten jedzie, więc pracę najczęściej znajdują nie ci, którzy są zwyczajnie lepszymi pracownikami lub mają lepsze wykształcenie i referencję, ale ci, którzy w porę przypomną sobie to staropolskie przysłowie. Dzięki temu mamy tysiące niekompetentnych fachowców, którzy nie znają nawet podstaw swojego zawodu. Mamy setki sekretarek, których jedyną umiejętnością jest umiejętność malowania paznokci i uśmiechania się do swojego szefa. Mamy tabuny sprzedawców i kelnerów, nienawidzących klientów... I mamy setki tysięcy profesjonalistów, którzy nigdy nie znajdą żadnej przyzwoitej pracy, chyba że w porę zrozumieją, że trzeba „przemówić” do kieszeni headhuntera. Ten nigdy nie odpowie za to, że skierował do pracy niewłaściwych ludzi – zawsze może skłamać, iż nie było nikogo innego, a czas naglił, więc wybrał najlepszych z tych, co akurat byli pod ręką.

Myli się ten, kto uważa że na tragiczną sytuację w polskiej gospodarce, na bankructwa kolejnych firm i na prawie dwudziestoprocentowe bezrobocie maja wpływ wyłącznie gospodarcze eksperymenty rządzących. Swój niechlubny udział w wyniszczaniu Polski mają także skromni, nikomu nie znani ludzie, których nikt nie podejrzewa o sabotaż – polscy headhunterzy.

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010