CENZURO WRÓĆ!

Czy istnieje bezpośredni związek z niepowodzeniami rządu Millera a brakiem cenzury w mediach? Pytanie to jest czysto retoryczne. Cenzura była istotnym elementem gospodarki. Jej likwidacja doprowadziła do ogromnego krachu, z którego Polska może się nie podźwignąć. Tak długo, jak długo stał na ul. Mysiej w Warszawie niesławnej pamięci budynek Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk, tak długo rządy lewicowe miały same sukcesy gospodarcze. Polski nie nękały wówczas żadne klęski żywiołowe, z wyjątkiem zaplanowanych przez monopartię. Kraj rósł w siłę a ludzie żyli dostatniej.

Niestety, ludziom zamarzyła się wolna prasa z nieocenzurowanym przepływem informacji. I oto runął, dosłownie i w przenośni, jeden z najistotniejszych bastionów socjalizmu. Po siedzibie UKPPiW na Mysiej nie ma dziś najmniejszego śladu. Miłośnicy wolności słowa odetchnęli z ulgą. Nie wzięli jednak pod uwagę, że socjalizm wcale nie skończył się wraz z zamianą siedziby PZPR na gniazdo wrogiego robotnikom kapitalizmu i rozgonieniem na cztery wiatry cenzorów. Jak nie do końca uleczona choroba pozostał w sercach wielu ludzi, i z pewnością jeszcze się odrodzi ze zdwojoną siłą. Wraz z nim pozostała cenzura. W redakcjach są całe sterty artykułów, które nie ujrzały i nigdy nie ujrzą światła dziennego. Nie są to gnioty dziennikarskie, czy teksty prezentujące nieprawdę. Wręcz przeciwnie. Wiele z nich demaskuje różne afery i przekręty, w które uwikłani są czołowi politycy. Inne ukazują prawdziwe oblicze wielbionych przez tłumy Idoli, którzy w rzeczywistości są zwykłymi oszustami lub kanaliami...

Na szczęście sita redakcyjnych cenzur nie są aż tak szczelne jak istniejące swojego czasu na Mysiej. Od czasu do czasu przeniknie przez nie jakiś tekst, który staje się początkiem burz medialnych, a nawet – dymisji co pośledniejszych urzędników o lepkich rękach, którzy w porę nie zadbali o poparcie najwyższych władz państwowych lub popadli w ich niełaskę. Czytelnicy mają złudzenie, że prasa działa sprawnie. Rządzący też nie mają zbyt wielu powodów do narzekania – zawsze mogą zwalić winę za swoje porażki na zbyt gorliwych dziennikarzy, którzy “zbyt wcześnie” coś wyciągnęli na światło dzienne. Dociekliwością prasy nie muszą się także martwić przedstawiciele organów powołanych do tępienia przestępczości. Dociekliwego dziennikarza zawsze można postraszyć lub zamknąć z recydywistami, którzy szybko go “nawrócą”. Publikację materiału, demaskującego patologie w życiu lub gospodarce zawsze można sądownie zablokować. Jednym z mniej drażliwych przykładów działania dzisiejszej cenzury jest sądowy zakaz publikacji filmu telewizyjnego o metodach pracy sieci AMWAY “Witajcie w raju”...

W czasach “realnego socjalizmu” mawiano, że gdyby Napoleon miał takich cenzorów, jak rządzący komuniści, to do dziś nikt nie dowiedziałby się o jego klęsce pod Waterloo. Cenzura ma jednak rodowód znacznie dłuższy niż uwielbiający ją komunizm. Nie wszyscy zdają sobie sprawę, że jest ona starsza niż najstarsze reżimy świata, a jej narodziny o kilka tysiącleci wyprzedzają pojawienie się pierwszej gazety. Jej namacalny dowód istnienia można znaleźć już w Biblii. W ogrodzie szczęśliwości, jakim był biblijny raj, istniało drzewo wiadomości dobrego i złego. Spożywanie pochodzących z niego owoców było surowo zakazane. Czym innym, jak nie pierwowzorem cenzorskiego embargo na informacje było owo symboliczne drzewo? Jak zakończyło się dla prarodziców spożycie jego owoców – wszyscy wiemy. Wygnanie, poniewierka, utrata nieśmiertelności... – oto konsekwencje przeciwstawienia się cenzurze. Tak więc – dla dobra społeczeństwa, cenzura powinna powrócić jak najszybciej, a wraz z nią błoga nieświadomość która pozwoliła naiwnym ludziom przez prawie pół wieku wierzyć, że socjalizm wymyślono dla ich dobra.

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010