Kapitulujmy, to nie będą atakowali
Sprawa wypowiedzenia konwencji stambulskiej powędrowała do Trybunału Konstytucyjnego i tam zostanie ad calendas Graecas. Czołowym uzasadnieniem jest wskazywanie, że jej wypowiedzenie to nie to samo co brak ratyfikacji i oznacza prowokowanie wojny z niemiecką Unią, a przecież jesteśmy słabsi.
Wypowiedzenie oznacza, że rozpocznie się atak na Polskę jako kraj faszystowski, gdzie kobiety są regularnie bite, a homoseksualiści rozstrzeliwani na ulicach. W takim razie należało konwencji nie ruszać, żeby międzynarodowa pozycja Polski nie została zachwiana. Z tego płynie jasny wniosek – jeśli głównym kryterium naszej postawy ma być nienarażanie się na atak, nie stawiajmy oporu w żadnej sprawie. Skoro sześć gmin zostało pozbawionych środków za obronę rodziny, to zrezygnujmy z obrony, bo dla Polaka pozornie darowane pieniądze są najważniejsze. Tworzone właśnie niemieckie imperium europejskie chce narzucić swoim peryferiom, a więc także Polsce, ideologię, która ma być jego spoiwem i żadne udawanie tu nie pomoże: albo się podporządkujemy, albo stawimy opór. To samo dotyczy obłędnego instrumentu panowania gospodarczego, jakim jest neutralność klimatyczna czy dla nas samobójczy zielony ład, który będzie się sprowadzał do zakupów w Niemczech i gospodarki kolonialnej u nas. Każde udawanie, że tego nie widzimy i kładziemy uszy po sobie, żeby uniknąć ataku, będzie tylko rozzuchwalało przeciwnika i generowało rozrost dzikich hord u nas, pewnych swej bezkarności, gdyż przecież nie możemy wystawiać się na atak Brukseli. Dzicz jest tak bezczelna, bo wie, że czeka ją tylko nagroda i gratyfikacja z zagranicy za ekscesy w Polsce. W tej sytuacji nigdy nie będziemy wystarczająco silni, by stawić opór.