Błędy mają swoje konsekwencje
Pamiętam, jak przez 10 lat absolutna większość Polaków zachwycała się swoim prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim i jego żoną. Nic nie było w stanie wyprowadzić blisko 70 proc. społeczeństwa z tego amoku. Wyborcom nie przeszkadzało wetowanie tak ważnych ustaw jak reprywatyzacyjna czy dotycząca spółdzielni mieszkaniowych ani nie wadziły kompromitujące wyskoki (na przykład znana choroba filipińska).
O rejestracji jako TW „Alek” nawet wspominać nie ma sensu, bo Polakom współpraca z komunistyczną bezpieką nie przeszkadza, podobnie jak łapówkarstwo w III RP (casus Sawicka). To po prostu dowód zaradności. Tak samo donoszenie za komuny to był, według tych kryteriów, jedynie sposób na ustawienie się. I wszyscy kablownicy śmieją się z frajerów, którzy nie donosili, zwłaszcza jeśli z powodu tej choroby znaleźli się na marginesie życia. Wyborcy ochoczo głosujący na Kwaśniewskiego są odpowiedzialni za to, iż teraz przeciwnicy Polski wykorzystują brak ustawy reprywatyzacyjnej, by mieszać ten fakt ze słusznym brakiem ustawy dotyczącej mienia bezspadkowego, należącego przed 1939 rokiem do osób narodowości żydowskiej. Ta sytuacja jest tak wygodna dla roszczeniowców, że nadal są w stanie blokować uchwalenie ustawy reprywatyzacyjnej. Gdyby ta sprawa została załatwiona 19 lat temu, dziś roszczeniowcy nie mogliby udawać, że nie rozumieją różnicy między słusznymi żądaniami i skokiem na kasę celem obrabowania słabej ofiary. Sytuacja byłaby klarowna, gdyż musieliby mówić jedynie o mieniu bezspadkowym, co ułatwiłoby nam obronę. Wyborcy nigdy nie zastanawiają się nad konsekwencjami swoich decyzji, a jak widzimy, są one dalekosiężne. Wielbiciele tancerza disko polo na scenie nawet sobie nie zdają sprawy, że teraz zapłacimy za ich bezmyślność.