Wielowektorowość polityki

Tylko naprawdę szurnięci zalecają otwarcie sojuszu Polski z Rosją przeciwko Ameryce, którą nazywają imperium zła i największym zagrożeniem dla świata. Orientacja rosyjska w Polsce postanowiła więc używać pozornie słusznego argumentu o wielowektorowości w polityce, czyli balansowania między Rosją, Niemcami, USA i Chinami.

Ta świadomie fałszywa koncepcja ma ukryć dążenie do podporządkowania się Rosji. Jedni boją się kolejnej zdrady, nie rozumiejąc, że zanim do niej dojdzie, trzeba wykorzystać koniunkturę dla takiego wzmocnienia Polski, by przetrwała ciężkie czasy. Inni nienawidzą obecnego „zagniwajuszczego” Zapada lub znów wszędzie widzą zagrożenie żydowskie, przed którym ma bronić Rosja współpracująca z diasporą żydowską i Izraelem. Jeszcze inni chcą widzieć w Chinach lepszy wariant Rosji, nie zdając sobie sprawy z poważnego zagrożenia z tego kierunku. Wszyscy kryją się za wielowektorowością czyli chcą, by Polska zdystansowała się od USA i NATO. To jest cel podstawowy. Wielowektorowość miałaby sens, ale możliwa jest tylko pod trzema warunkami. Państwo musi mieć sprawny i lojalny aparat państwowy, a nie być federacją klanów i mafii, które dla możliwości okradania go będą służyły okupantowi. Położenie geograficzne musi takiej polityce sprzyjać, nie być jedynie przeszkodą dla sojuszu silniejszych. Adresaci wielowektorowości muszą mieć sprzeczne interesy, by między nimi balansować. Polska nie spełnia żadnego z tych warunków. Rosja i Niemcy mają ten sam cel wobec nas – umocnić status kolonialny i uniemożliwić jakąkolwiek samodzielność. Dla Chin mamy być wyłącznie rynkiem zbytu. Jedynie aktualny interes USA – uniemożliwić tworzenie się bloku kontynentalnego – jest dla nas korzystny. Nie oznacza to posłuszeństwa, ale daje nam szansę.

Autor publikacji