Dom...

My home is my castle... rzekło się mawiać w wielkim świecie.
Mój dom ma też pewną historię, jak sądzę podobną do wielu z naszych. W II RP rodzina całkiem nieźle zaczęła stawiać pod niego dobre fundamenty i w niedługim czasie udało jej się go zadaszyć, a nawet zamieszkać.
Niedługo się rodzina z niego cieszyła bo wraz z II Wojną Światową Niemcy z Armią Czerwoną rozjechali ten dom, do tego stopnia, że do dzisiaj rodzina fizycznie nie może się odnaleźć, a większość dóbr materialnych bezpowrotnie zaanektowano.
Pozostały jedynie wspomnienia, fotografie...

Mnie przyszło odtwarzać ów dom praktycznie od podstaw. Częściowo z cegły tzw. rozbiórkowej noszącej w większości ciężar historii przedwojennej. Przy pomocy rodziny, kładłem nowe fundamenty, mury, dach by wreszcie wyprowadzić się z koszmarnego blokowiska, gdzie ludzie są skoszarowani jak rzeczy na półkach w „meblościankach”.
O estetyce widoku z okien nie wspomnę, bo jako człowiek o duszy i zawodzie artysty - do dzisiaj wpadam przez to wspomnienie w depresję...
Nasza przeprowadzka do nowego domu zbiegła się praktycznie z końcem lat 90 – tych, pamiętam jak wówczas w powietrzu pachniała kolejna „odwilż”...

Nie mieliśmy z żoną (i nadal nie mamy) na tyle funduszy by dobrze się zagospodarować, ale co gorsze - mieliśmy to nieszczęście, że do naszego domostwa dużo wcześniej kiedy budowa miała same fundamenty - już zainstalowano nam „okrągły stół”. Podobno na teren wkroczyła jakaś zakropiona alkoholem, szemrana ekipa z Magdalenki (miejscowość zdaje się położona niedaleko Pruszkowa...) i bez pytania gospodarzy o zgodę postawiła ten klocek. Ni jak on się miał do naszych wyobrażeń wystroju wnętrza, gorzej - bo dzisiaj ten mebel, jak bumerang nie daje się ani wyrzucić na śmietnik, czy puścić z dymem.

Wydawałoby się, że po kilkunastu latach ten klocek zjedzą korniki i sam się rozpadnie, ale gdzie tam. Zakonserwowano go jak Lenina w moskiewskim mauzoleum. W ‘92 roku przy okazji zamieszania na budowie, przyszli jacyś panowie, powbijali gwoździe, podparli stołkami i rupieć stoi jak dawniej...

Nie tak dawno odkryliśmy... że w domu stoi też jakaś tajna szafa o symbolu 0/15, którą opiekował się nie znany mi bliżej płk. Lesiak. Jak tę szafę wniósł – nie wiem, ale śledztwo trwa. Ciekawe - kto tę szafę skonstruował, kto wypełnił brudnymi ciuchami, wreszcie kto Lesiaka upoważnił do opieki nad nią.
Tak na marginesie – kto te ciuchy z szafy nosił? A jak w nich wyglądał....
Cóż, porządki w domu trzeba robić częściej... Niestety, mamy dzisiaj ciag dalszy niechcianych rzeczy. A to ulotki, a to zaczęto podrzucać nam gorszące taśmy z hotelowej sypialni jakiejś baby, która podejmuje gości a... nawet nie potrafi zasłać własnego łóżka.... Mało tego, w tv zaczęto nam wszystkim wmawiać, że te taśmy to ku „odnowie” i dla dobra naszego domu...
Proszę więc mi wybaczyć, ale ja mam gdzieś takie prezenty. One tylko zaśmiecają mój dom, a wywóz śmieci coraz bardzie kosztuje. Wysypiska są zapełnione - ekolodzy się buntują – same problemy.

Mam więc propozycję, aby ci co nas tak uszczęśliwiają, aby zamknęli się we własnym domu, otaczali się tym czym chcą, a mój zostawili w spokoju.
Chciałbym aby tak jak w cywilizowanych krajach – aby respektowano tzw. „Pesonal space” i aby mój dom był moim zamkiem czy twierdzą jak kto woli.
Mam tylko obawę, – by po tym liście nie zaryglowano mi drzwi do wymarzonego, mojego domu.

Pozdrawiam wszystkich
Piotr Zarębski

Autor publikacji