Naiwność bawi i zasmuca

Miałem ostatnio zabawną rozmowę. Moja interlokutorka opowiadała jak to 2 lata temu chciała przystąpić do PiS, wypełniła deklarację i do dziś czeka na decyzję. Gdy się dopytywała na jakim etapie rozpatrywania znajduje się jej wniosek, usłyszała: „My dokładnie sprawdzamy każdego kandydata”.

Słowa w slangu partyjnym mają inne znaczenie niż normalnie, więc zapytałem natychmiast jak to wyglądało.

- Zabrałam głos na zebraniu i ludzi bili mi brawo – wyznała z dumą.

Biedaczka – pomyślałem. - To Pani ma przechlapane - i dla wyjaśnienia zapytałem jaka była reakcja na wystąpienie szefa organizacji partyjnej.

- Słuchacze zaczęli przysypiać – usłyszałem i wszystko jasne.

- No to Pan się dziwi, że jest „sprawdzana”. Przecież dla szefa byłaby Pani najgorszym wrogiem - rywalem. Trzeba było się jąkać, wyjść na przygłupa, pokazać, że jest Pani nikim, uwielbia Pani aportować i nic nie potrafi zrobić – miałaby Pani szansę. Nie pokazuje się zalet tylko własną nicość, wtedy świat swoi otworem. Szef nie jest przecież rozliczany przez swego szefa z konkretnej roboty, wtedy musiałby szukać ludzi zdolnych do pracy, organizatorów, itp.,  tylko z długości czasu spędzonego w pozycji klęcznej na wycieraczce. Nie zdała Pani egzaminu z życia – podśmiewałem się z pierwszej naiwnej. – Co najwyżej usłyszy Pani: „Nie takie gwiazdy już widziałem”.

Autor publikacji