KTO CZUJE SIĘ WOLNY?

W związku z wypowiedzią Jarosława Kaczyńskiego, iż w Polsce nie ma wolnych mediów, natychmiast głos dali „wolni dziennikarze”. Pomijam już fakt, iż brak wolnych mediów w Ubekistanie jest sprawą oczywistą dla każdego, a na naszym portalu piszemy o tym od lat trzech ale trudno by ktoś się przejmował abcnet. Ciekawsze jest jacy to dziennikarze objawili się jako wolni.

Interwencję w TVN24 wzięła na siebie Małgorzata Łaszcz, która już wprost żyć nie może bez kolejnego wolnego dziennikarza – Passenta Daniela, piewcy stanu wojennego, wielce zasłużonego w grach bezpieki z inteligencją w czasach PRL-u. Tym razem Pani Małgosia zamiast Passenta zaprosiła innych wolnych dziennikarzy, jak zwykle reprezentujących cały wachlarz poglądów politycznych od „Wybiórczej”-„Rzepy” do „Polityki”.

O tym jak są wolni i niesterowalni zapewniali por. Janina Pradowska (IPN BU 00244/35 WSI akta osobowe i IPN BU 00328/512 SUSW jedynki akta) oraz Tomasz Wołek, znany z obrzydzenia jakie w nim wzbudza status osoby pokrzywdzonej i dlatego nigdy o niego nie wystąpi, jak zwykł zapewniać w każdej audycji piątkowej u Żakowskiego w TOK FM.

Tomasz Wołek zapewniał, iż „czuje się wolny”. Fakt, wolno mu było przecież wyrzucić z „Życia” Bronisława Wildsteina za jedno zdanie krytyczne na temat Wałęsy. Wolność zatem królowała.

Szkoda, że Pani Małgosia nie zaprosiła kolejnego wolnego i niesterowalnego dziennikarza, Gaudena, który są wolność realizował wyrzucając w/w Wildsteina, a ostatnio w umiłowaniu wolności posunął się do wydania Maciejowi Rybińskiemu zakazu pisania w „Gazecie Polskiej”, jak wiadomo całkowicie zniewolonej przez kaczyzm.

Najzabawniejsze stwierdzenie padło z ust red. Wołka, który podkreślił, że jeśli jedna gazeta się czytelnikowi nie podoba, może przecież wziąć sobie inną. Fakt, jak komuś nie podoba się „Wybiórcza”, może czytać to samo w „Rzepie”, „Polityce” czy „Newsweeku”. Wszystkim wolno czytać to samo w dowolnej gazecie. Wolność rozkwitła w Uzbekistanie.

Najbardziej wolną czuła się red. Janina Paradowska, wszak z własnej woli kroczy w forpoczcie frontu propagandowego Ubekistanu.

W programie Tomasza Lisa zatroskanego losem Polski pod rządami faszystów, niejaki Najsztub chwalił się, iż w ramach wolności zatrudnił w redakcji nawet dwu zwolenników PiSu. Szkoda, że wolny Najsztub zapomniał, a Lis oczywiście nie zauważył, że poprzednio Najsztub zwolnił z pracy Grzegorza Indulskiego za współautorstwo książki "ON Kwaśniewski". Najsztub się potem tłumaczył, iż musiał wyrzucić Indulskiego, ponieważ wywierał na niego naciski szef "Edipressu" - wydawcy "Przekroju", który prywatnie jest kolegą szkolnym prezia Kwaśniewskiego. I tak wolny i niesterowalny Najsztub uratował przynajmniej własną posadkę. Niech żyje wolność.

Nasz ulubiony Tomasz Lis w przerwach między przerywaniem i napadami na jedną stronę dyskutantów, oczywiście pisowską, chwalił sią, iż po roku 2001 przestał podlizywać się Millerowi i krytykował SLD. Lis zapomniał dodać, iż jakoś tak przypadkiem się złożyło, że jego krytyka Millera zbiegła się w czasie z podjęciem przez obóz prezia i stojące za nim WSI decyzji o politycznej likwidacji Millera. Jakoś sobie nie przypominam by Tomasz Lis z równą odwagą mówił o reziu w latach 2002-2005.

P. S.

Czyżby cudowne odnalezienie teczek miało umożliwić IPN wycofanie się z kłamliwego zaświadczenia o statusie pokrzywdzonego wydanego niejakiemu „Bolkowi” tudzież anulowanie licznych zaświadczeń moralności wydawanych przez prof. Kieresa na żądanie Ubekistanu, np. w sprawie red. Fikusa.

Autor publikacji