„RZECZPOSPOLITA” WYKONAŁA ZADANIE
Agentura nie pracuje cały czas przeciwko swoim kologom, wprost przeciwnie, większość czasu zajmuje jej uwiarygodnianiem się. Jest ono potrzebne po to, by w momencie decydującym, gdy rozstrzyga się jakaś ważna spraw, zabrać głos lub pozbyć się kogoś niebezpiecznego dla systemu. Dziś Ubekistan ma nóż na gardle, mobilizuje więc ostatnie odwody. Nawet „Rzeczpospolita”, którą trzymano na ważniejsze sprawy, została rzucona na front antylustracyjny.
Gdyby artykuł pana Jerzego Morawskiego ukazał się nie w „Rzeczpospolitej” (nr z 16 lipca 2005) tylko w „Wybiórczej”, wszystko byłoby jasne; środowisko broni swoich ludzi i agentury jak niepodległości przed lustracją nie cofając się przed kłamstwem. Tylko wtedy oddziaływanie takiego artykułu byłoby minimalne, wszyscy bowiem wiedzą, że „Wybiórcza” boi się lustracji jak diabeł święconej wody i wszyscy już do tego przywykli. Dlatego właśnie budowano przez długi czas obraz „Rzeczpospolitej” jako środowiska popierającego lustrację, by uderzenie agentury w zwolenników ujawnienia donosicieli bezpieki było skuteczniejsze, bardziej przekonywujące, no bo skoro „Rzeczpospolita” popierająca lustrację zamieszcza artykuł p. Morawskiego, tzn. że nie jest to kłamliwa propaganda rodem z „Wybiórczej” ale czysta prawda.
P. Morawski wychodzi z założenia, iż jeśli towarzysze z bezpieczeństwa mówią, że ktoś współpracował – to kłamią, a jeśli twierdzą, że nie współpracował – to jest to dowód ich prawdomówności. Sprawa dotyczy akcji w obronie TW „Beibi” – Bożeny Brzezińskiej z Konina, którą się już zajmowaliśmy (dla niekumatych: wpisujemy nazwisko w wyszukiwarce i mamy wszystkie posty) i ta marna agencina nas tu nie interesuje. Zajmujemy się bowiem dezinformacją uprawianą przez p. Morawskiego.
Nie wiemy co Morawskiemu powiedział kpt. później mjr Ryszard Prymus, natomiast słowa przytoczone przez Morawskiego jako wypowiedź esbeka dowodzą, iż albo pan Morawski działa w złej wierze albo jego wiedza na temat działania SB jest mniejsza niż mojego kota Herszta, a zapewniam, iż wszystkie pięć (szóstego ktoś mi zamordował) doskonale orientują się w tej tematyce.
Zacytujmy banialuki Prymusa:
„Major Ryszard P. zaznacza, że kłopoty Bożeny Brzezińskiej są wynikiem jego konfabulacji.
- Gdy usłyszałem w poznańskiej telewizji, że Brzezińską oskarżono, nie mogłem spać w nocy. Kiedyś usiłowałem ją zwerbować. Bez skutku - przyznaje Ryszard P. W maju 1983 r. szefowie SB w Koninie ściągnęli go z domu. Pracował jako zastępca naczelnika w wydziale ochrony przemysłu. Jego, byłego dyrektora PGR, zatrudniono w SB jako specjalistę od gospodarki. Pisał też przemówienia komendantowi wojewódzkiemu MO i SB na spotkania w KW PZPR. Uchodził za zdolnego pracownika: po pełnych wyższych studiach, mgr inżynier po Akademii Rolniczej. Nie jak koledzy, tylko po kursach w szkole SB w Legionowie. Wówczas szefowie powiedzieli mu: "Aresztowana nie chce z nikim z funkcjonariuszy rozmawiać. Spróbuj, może sobie poradzisz".
Przy okazji się dowiadujemy, że kpt/mjr pisał przemówienia. Tak naprawdę oczywiście 25 tys. funkcjonariuszy pisało przemówienia i pomagało opozycji. Czego ci wściekli lustratorzy chcąc.
„Zobaczył ładną kobietę. Zatrzymano ją na 48 godzin. Nie wyglądała najlepiej. Uwięziona w brudnej celi, bez możliwości umycia się, bez picia i jedzenia. Zaproponował kawę. Nie protestowała. - Zorientowałem się, że Brzezińska to kobieta z klasą, o dużej wiedzy, kulturalna. Nie taka jak inne opozycjonistki, co pluły na funkcjonariuszy SB - wspomina. - Wciągałem ją w rozmowę. Nie mogłem wydobyć żadnej informacji. Nie miała cech na agenta. To się wie od razu.
Brzezińska niepokoiła się o los trójki dzieci pozostawionych w domu. Major P. też miał trójkę dzieci.
- Uznałem, że jeśli nie stworzę pozorów, że nad nią pracuję, to moi koledzy z Wydziału III SB do walki z opozycją nie dadzą jej spokoju. Będą Brzezińską zamykać i szarpać - mówi Ryszard P. - Wymyśliłem, że będzie kontaktem operacyjnym. Brzezińska nie podpisała ani jednego dokumentu, ani kropki, ani przecinka na dokumentach SB.”
No i proszę, to kpt./mjr Prymus był prawdziwym bohaterem konspiracji antykomunistycznej. TW „Alek” powinien mu przypiąć „Orła Białego”. Prymus tylko zapomniał, a Morawski swoim rozumkiem nie pojmuje, że inni to wiedzą, iż kontakt operacyjny to w I Departamencie SB odpowiednik TW w III Departamencie. Kłamać też trzeba umieć.
Pisał notatki i relacje ze spotkania z figurantem, czyli z Brzezińską. Wszystko z sufitu. - Szefowie w końcu powiedzieli: twoje meldunki to lipa. I z Brzezińską zakończyliśmy sprawę - dodaje Ryszard P.”
Teraz już wiemy. Agenci to wymysł chorych osobników. Jeśli nawet ktoś donosił na SB, to na pewno był to menel spod budki z piwem, nie mający żadnego kontaktu z opozycją. Agenci wśród opozycji to wymysł; towarzysze z bezpieczeństwa sami wymyślali raporty i przypisywali je Bogu ducha winnym osobom. Oczywiście nie było rozmów sprawdzających prowadzonych okresowo przez zwierzchników oficera prowadzącego, nie było oceny raportów, ani planu rozmowy przed każdym spotkaniem z agentem, planu zatwierdzanego przez zwierzchnika, ani późnej sprawozdania z tej rozmowy i podsumowania jak plan wykonano. To wszystko nie istniało, nie istniał nawet komunizm, po prostu przez 50 lat spaliśmy, teraz się obudziliśmy i radość życia zatruwają nam tylko lustratorzy. Pan Morawski i „Rzeczpospolita” zadanie wykonali, ale co będzie jeśli Cimoszewicz nie wygra, jeśli archiwa zostaną otwarte. A przy okazji, czy pan Morawski ma status osoby pokrzywdzonej, czy też jak większość dziennikarzy i ostatnio Pan Przewoźnik, nim gardzi?