PLAN KORZYŚCI

Skoro politycy polscy coraz głośniej mówią o wycofaniu naszych żołnierzy z Iraku, warto przypomnieć, co chcieliśmy jako państwo uzyskać, decydując się kiedyś na bezwarunkowe wejście do antysaddamowskiej koalicji:

- wiarygodność sojuszniczą wobec USA; to ważne ze względu na strategiczne bezpieczeństwo Polski;

- modernizację armii polskiej na koszt Amerykanów i przy udziale ich technologii, logistyki, wiedzy wojskowej;

- inwestycje amerykańskie w naszą gospodarkę, nie tylko w jej sektor wojskowy;

- wzmocnienie pozycji politycznej Polski w strukturach europejskich; dzięki bezpośrednim wpływom amerykańskim, ale i dzięki współdziałaniu z najbliższym sojusznikiem Waszyngtonu Wielką Brytanią.

Wiarygodność potwierdziliśmy, choć nasze bataliony wypełniają w Iraku głównie funkcje pomocnicze, co najwyżej porządkowo-policyjne. Uzyskaliśmy też częściowo środki na modernizację armii. Jednak w dwóch zasadniczych kwestiach, czyli pomocy gospodarczej i politycznej, Waszyngton pozostaje naszym dłużnikiem. Niektórzy eksperci twierdzą, że przyczyną tego jest nieumiejętność konkretnego określenia przez rząd polski, czego właściwie oczekuje od USA. To może być nie więcej niż kilka spraw. Sprecyzowanych i dobrze uzasadnionych. Kierownictwo państwa powinno zatem podjąć decyzję, co chcemy uzyskać od Waszyngtonu. Inwestycji w petrochemię? W budownictwo drogowe? Nowoczesnych technologii? Czegoś innego? Czego?

Po określeniu takiego „planu korzyści państwowych”, można przystąpić do działań politycznych i dyplomatycznych. W tym również do kwestii związanych z opuszczeniem przez polskie wojsko Iraku. Niezależnie bowiem od intencji osób, które niegdyś podejmowały lub popierały decyzję o naszym militarnym zaangażowaniu w akcję USA i niezależnie od przesłanek, jakimi się wówczas kierowały, warto zadbać, aby III RP odniosła w tej sprawie namacalne korzyść. Amerykanie nie mają powodu wymyślać za nas, o co nam chodzi. Jak do tej pory nie potrafimy konsekwentnie i przy każdej okazji upominać się o ten sam „katalog oczekiwań”, niezbyt duży, ale atrakcyjny dla naszego państwa i możliwy do spełnienia bez długotrwałej i politycznie drażliwej procedury, jak np. w sprawie zniesienia wiz. Najpewniej dlatego, że ani MSZ, ani rząd, ani prezydent nie zdołali takiego wspólnego katalogu ustalić. Gdy już jednak opuścimy Bagdad, nikt nie zwróci uwagi na nasze oczekiwania, choćby najbardziej zasłużone i sprawiedliwe.

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010