MÚNICH – CZYLI MONACHIUM PO HISZPAŃSKU - Uwag kilka o europejskim pacyfizmie

Uwag kilka o europejskim pacyfizmie

Hiszpanie stchórzyli i zamierzają wycofać swoich żołnierzy z Iraku. Jak zwykle lewica, tym razem w wydaniu hiszpańskim, naiwnie sobie kombinuje, że chowając głowę w piasek uniknie zderzenia z falą islamistycznego terroru, prawdziwej i totalnej „wojny z niewiernymi”. A że akurat taka postawa sprzyja realizacji politycznych celów w kraju, gdzie masy zblazowanych, żeby nie powiedzieć zdegenerowanych w stylu zachodnioeuropejskim, konsumentów, nagle przypomniały sobie o obywatelskim obowiązku i ruszyły do urn, tym lepiej. Dla Zapatero i towarzyszy rzecz jasna, a nie bezpieczeństwa samych Hiszpanów. Ale przecież wojna to fałszywa strategia walki z islamskim terroryzmem. Nowy szef hiszpańskiej dyplomacji Miguel Angel Moratinos (tak, tak, to ten miły pan, który w imieniu Unii Europejskiej wielokrotnie odwiedzał starego terrorystę Arafata i nie szczędził mu serdecznych uścisków) ma inną receptę na fanatyków zabijających giaurów (czyli niewiernych) z imieniem Allaha na ustach. „Terroryści zamierzali narzucić Europie wojnę między religiami i cywilizacjami, a na to zachodnie cywilizacje sobie nie pozwolą”- mówi Moratinos na łamach tygodnika „Die Zeit” z równie „zaangażowanych” w zwalczanie terroryzmu Niemiec. „W obcowaniu ze światem muzułmańskim, musimy świadomie uwzględniać jego potrzeby i wyobrażenia, przede wszystkim jego pragnienie nowoczesności i postępu”- mówi przyszły minister spraw zagranicznych w rządzie socjalistów. „Muzułmanie chcą być częścią nowego świata i my musimy im w tym pomóc. To jest rzeczywisty plan działania.” Plan, od którego włosy mogą zjeżyć się na głowie. Prawdopodobnie przez „obcowanie ze światem muzułmańskim” Moratinos rozumie przyjmowanie mas arabskich imigrantów i budowę kolejnych meczetów w samych centrach chrześcijańskiej cywilizacji. Hiszpan, jak to lewicowiec, uważa, że wie lepiej, co chcą inni, niż oni sami. Stąd brednie o „pragnieniu nowoczesności i postępu” w świecie islamu. Prawdopodobnie ma na myśli Muktadę Al-Sadra i jemu podobnych. Jaki „nowy świat” Moratinos ma na myśli, i na jakich zasadach chce włączać do niego muzułmanów – nie wiadomo. Z pewnością nie zdaje sobie sprawy w swej naiwności (chyba, że jest wręcz odwrotnie, ale wówczas można by go podejrzewać o złe intencje..) z tego, jak ten „nowy świat” wyobrażają sobie islamiści. Jedno jest pewne – trzeba budować nowy świat. Stary jest do niczego – przecież rządzą w nim Amerykanie, i do tego jeszcze te pozostałości jakiejś tam judeochrześcijańskiej cywilizacji. Rzecz jasna, pierwszy krok w realizacji tego „planu” to wycofanie hiszpańskich żołnierzy z Iraku. W tej sprawie, mówi Moratinos, „nie pozwolimy, aby ktokolwiek wywierał na nas naciski”. Na przykład ten głupek Bush. Zamachy z 11 marca? Nie! Skądże! To żaden nacisk! W jednym można by chyba jednak Moratinosowi przyznać rację. Kiedy używa liczby mnogiej (czy to świadomy zabieg?) mówiąc o zachodnich cywilizacjach. Bo rzeczywiście mamy chyba do czynienia z dwiema cywilizacjami: po tej, i po tamtej stronie Atlantyku. Przynajmniej jeśli za kryterium podziału przyjmiemy postawę wobec zagrożenia, akurat w tym przypadku terroryzmem, ale chyba nie tylko tym. A nam, mieszkańcom „Nowej Europy” pozostaje mieć tylko nadzieję, że wbrew geograficznym zasadom, więcej zaczerpniemy z cywilizacji w wydaniu amerykańskim. Co, jako fanatyczny republikanin (w znaczeniu amerykańskim) po tej stronie oceanu i entuzjasta (niemal) wszystkiego, co pochodzi ze Stanów Zjednoczonych, z całą mocą, i raz jeszcze – podkreślam.

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010