MOJE TRZY GROSZE

Od czasu odzyskanie niepodległości w 1989 roku tylko dwa razy SLD dorwał się do rządzenia. Tylko 2 razy, do tej pory łącznie przez 6 lat, politycy dawnej PZPR dwoili się i troili, jednak nie po to, aby poprawić sytuację w kraju. Ich naczelnym zadaniem było bowiem zdyskredytować wszystko to, co nie było zaakceptowane przez komunistyczną ideologie lub przez niedouczonych ekonomistów z legitymacją ZMS w portfelu.

Toteż za każdym razem, kiedy pojawiał się premier – socjalista, dobrobyt niektórych Polaków gwałtownie rósł. Kryminaliści sami umierali ze strachu i nie trzeba ich było zamykać w więzieniach, a tych nawróconych można było nawet przyjąć w szeregi partii i powierzyć im odpowiedzialne stołki, np. w Starachowicach albo w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych. Bezrobocie malało w zastraszającym tempie – tylko jakimś cudem, wbrew dyrektywom, przybywało bezrobotnych... Stopa życiowa podnosiła się i podnosiłaby w nieskończoność, gdyby nie opozycja. Ta sobie znanymi sposobami nakłoniła pana Hausnera do stworzenia planu naprawy tego idyllicznego świata, budowanego z takim mozołem przez czerwonych działaczy. Mało tego. Wrodzy Sojuszowi Lewicy D. opozycjoniści sami zaczęli tworzyć alternatywne plany. Ciekawe po co, skoro karykaturalny sojusz robotniczo-chłopski w postaci popleczników Jagielińskiego, Millera i Pola tylko dzięki arytmetycznej większości nie dopuści do jakichkolwiek zmian na lepsze.
Moda na tworzenie planów poprawy dramatycznej sytuacji R.P. nie ominęła i mnie. Nie jestem jednak ani profesorem ani docentem, ani nawet magistrem – ekonomem, wiec mój plan nie zawiera czterdziestu tysięcy paragrafów i podpunktów, zapisanych na tysiącach ryz papieru. Mój plan jest prosty – co wcale nie znaczy, że prostacki. Jest tak prosty, ze żaden ”profesjonalista” go nie pochwali. Mimo to jest i oto nadszedł czas, aby go zaprezentować. Plan ten składa się TYLKO z jednego punktu.
1. Zlikwidować z mocy ustawy zasadniczej opiekuńczość państwa. Niech każdy obywatel decyduje sam za siebie i sam dysponuje zarobionymi przez siebie pieniędzmi.

Koniec, kropka. Co oznacza ten plan? Oznacza jedno: że dorosłe społeczeństwo nie musi być prowadzone – jak niemowlak – za rękę przez tych, którym TYLKO się wydaje, że zjedli wszystkie rozumy świata.

Pozostaje tylko wyjaśnić, co oznacza likwidacja opiekuńczości państwa i w jakim zakresie ma ona się odbyć. Oto szczegóły.

1. Zlikwidować Z.U.S. Państwo powinno tak skalkulować podatki od zarobków, aby już w nich była wliczona składka na podstawowe zabezpieczenie socjalne. Podstawowe – czyli na darmową opiekę lekarską tylko w nagłych przypadkach + opiekę lekarza rodzinnego. Inne świadczenia medyczne każdy mógłby sobie albo wykupić bezpośrednio w szpitalu, albo mógłby się po prostu ubezpieczyć na własną rękę. To samo dotyczy świadczeń rentowych i emerytalnych. Każdy ma prawo do minimum socjalnego, zaś gdy chce otrzymywać więcej – niech się sam ubezpieczy w dowolnej firmie ubezpieczeniowej.

2. Zlikwidować darmowe szkolnictwo, które już od dawna jest fikcją. Uczeń, aby przebrnąć przez gimnazjum i liceum, żeby nie wiem jak był zdolny, musi płacić za korepetycje. Często płaci tym nauczycielom, którzy z kieszeni podatnika otrzymują honoraria za to, że powinni uczyć ale nie uczą. W każdym razie nie uczą tak, żeby przygotować do studiów. Jedynie najbiedniejsi mieliby prawo do bezpłatnej nauki, ale tylko w szkole podstawowej. Najzdolniejsi musieliby się postarać o sponsorów (dotacje z fundacji, albo stypendia fundowane). Po co rzesza niepiśmiennych maturzystów, którzy chodzili do szkoły tylko dlatego, że była za darmo i można było w niej spotkać kumpli od kieliszka albo od narkotyków.

3. Zlikwidować dotacje do przemysłu. Gdy dany zakład produkuje wyroby, które nie są nawet psu na budę potrzebne, to niech zlikwiduje tę produkcję i zajmie się czymś pożytecznym. W przeciwnym wypadku jedna dotowana huta będzie produkowała bloki metalu, które po przeleżeniu na składowisku będą sprzedawane jako złom innej hucie, z którego ta wytworzy znów inne kawałki, stanowiące surowiec dla kolejnej huty. Gdy takie huty powstaną n a trzech różnych krańcach Polski, na transporcie produkowanego przez nie złomu zarobią także koleje – które i tak trzeba będzie dotować, bo są rozliczane z tonokilometrów. Dla przypomnienia – tonokilometr to ładowność wagonu (składu, całego pociągu) w tonach, przemnożona przez liczbę przejechanych kilometrów. Opłaci się ciągać przez cały kraj tysiące pustych wagonów, bo każdy tonokilometr na razie jest albo w pełni opłacony przez nieświadomych podatników, albo w dużej części dotowany przez tychże.

4. Ustalić podatek liniowy w wysokości, która pozwoli na realizację podstawowych zobowiązań państwa (zob. wyżej pkt. 1 i 2). Do podstawowych zadań państwa dodałbym także sądownictwo w pełnym zakresie – pod warunkiem rozliczanie sędziów z efektów pracy, aby głupia sprawa o pietruszkę nie była rozpatrywana na czterdziestu godzinnych posiedzeniach. Dodałbym policję federalną – bo lokalną powinni finansować mieszkańcy, oraz zawodową armię. W tej chwili zbieranina różnej maści nieudaczników, którym nie udało się oszukać komisji poborowych, albo złodziejaszków którzy z chęcią idą do wojska idą po to, żeby kraść, nawet przy dużej dozie dobrej woli nie przypomina nawet najgorszej armii świata.

I oto cały prosty plan. Nie widzę powodów aby robić z niego elaborat na tysiące stron. Po drugiej wojnie światowej pewien amerykański oficer zapisał na kilku kartkach wyrwanych z zeszytu kilka paragrafów. Ten dokument przeszedł do historii, a zapisane w ciągu kilku godzin zasady pozwoliły stworzyć jedną z największych potęg gospodarczych świata i niemal w niezmienionej formie obowiązują do dziś. Mówię o konstytucji Japonii.

I tak oto wyglądają moje trzy grosze w sprawie planów naprawy Rzeczypospolitej. Mam nadzieję, że żaden polityk nie weźmie tego poważnie – inaczej mogłoby nastąpić nieszczęście i politycy okazaliby się w Polsce zbędnym balastem. Więc cieszmy się z tego, że jeszcze długo będą rządzili u nas ci pseudofachowcy rodem z dokumentalnego serialu TVN „Usterka”.

„Bo nie o to chodzi, by złapać króliczka, ale by gonić go” (A. Osiecka).

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010