SĘDZIA CZY ADWOKAT?

Czy sąd może w procesie cywilnym uznać, że ktoś ma rację, ale np. tylko w 10% i przyznać mu tylko 10% żądanego odszkodowania? Teoretycznie sąd w słynącym z fatalnego systemu prawnego sporym kraju nad Wisłą może wszystko. Może ośmieszyć sądownictwo np. wydając absurdalny wyrok. Może skazać groźnego przestępcę na grzywnę w wysokości 6 złotych, a dzieciaka, który podrobił legitymację szkolną, wtrącić za kratki na 3 miesiące BEZ WYROKU.

Sąd to władza a władza – jak sama nazwa wskazuje – ma władzę, czyli rację. W przypadku polskich sądów jest to władza absolutna, a sędzia drwiący sobie ze społecznego poczucia sprawiedliwości i z litery prawa, ma zagwarantowaną w ustawie dożywotnią posadę. Właściwie wypada cierpliwie czekać, kiedy każą oni udowadniać podsądnym, że ci nie są wielbłądami. Nie jestem już pierwszej młodości, a i drugą też dawno mam za sobą – jednak jestem święcie przekonany, że dożyję tego momentu.

Dlaczego o tym piszę? Otóż do sądu w Gdańsku wpłynął pozew, w którym poszkodowana domaga się odszkodowania, rekordowego jak na polskie warunki i symbolicznego jak na amerykańskie. Odszkodowanie to ma wynieść tylko 4 miliony złotych czyli plus minus milion dolarów. Nie ważne, dlaczego i za co owa osoba chce uzyskać odszkodowanie. Ma swoje powody i normalny sąd powinien to uszanować. Normalny sąd. Ale w Polsce, jak to w Polsce, sądów ci dostatek, ale normalne można policzyć na palcach jednej ręki. Już widzę, jak sędzia z wyrazem cierpienia na twarzy przyznaje powódce rację i przyznaje co najwyżej kilka tysięcy złotych odszkodowania. Może – kilkanaście. Gdybym nie miał racji – publicznie to odszczekam na największym w Polsce placu.

Znam dziesiątki, jeżeli nie setki różnych spraw, w których sądy przyznawały odszkodowania. Nie znam ani jednej, w której powód dostałby dokładnie tyle, ile żąda od sprawcy swego nieszczęścia. Sędziowie nader często stają po stronie pozwanego, starając się za wszelka cenę zmniejszyć rozmiar jego winy i tym samym ograniczyć odszkodowanie. A przecież sąd nie jest od tego, żeby targować się o każdy grosz w imieniu jednej ze stron. Sędzia nie jest adwokatem ani pełnomocnikiem którejkolwiek ze stron, o czym ośmielam się przypomnieć. Sąd jest od tego, żeby uznać racje jednej lub drugiej strony, albo stwierdzić, że nie jest kompetentny w rozstrzygnięciu danego sporu. Tak mówi logika. Przecież pozwany, kiedy uzna, iż odszkodowanie jakie z wyroku sądu, bezstronnego sądu, przyjdzie mu zapłacić, zawsze może zaproponować powodowi mniejsze odszkodowanie, a ten albo się na to zgodzi albo nie. Na tym polega istota sporu, a sąd jest od tego, aby ten spór rozstrzygnąć.

A może tak mówi litera prawa? Może prawo, kulawe i dalekie od doskonałości, nakazuje sędziemu ograniczać wielkość odszkodowań – a tym samym nie tylko zezwala, ale wręcz nakazuje brak bezstronności? Czy raczej przeciwnie. Prawo nic o tym nie mówi, a sędziowie z jakiegoś im tylko wiadomego powodu, sami z siebie, bronią pozwanych? O korupcję nie mam podstaw ich posądzać, więc jaka jest przyczyna? Tak, czy inaczej żałuję, iż nigdy do tej pory nie stawałem przed polskim sądem jako pozwany w procesie o odszkodowanie.

Czy ktoś nadal wierzy w bezstronne polskie sądy?

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010