GRYPA SZALEJE W USA

Ale w tej Ameryce to mają.

Otwieram ci ja rano Polskie Radio, leci dziennik. Polskie Radio, 80 % zaufania, ze 25 % słuchalności (to nie znaczy, ze słuchacze są posłuszni, tylko że otwierają radio). A w dzienniku straszna wiadomość z Ameryki. Zatroskany korespondent PR w USA opowiada barwnie, jak to do Ameryki zbliża się Wielka Grypa. Poczekalnie szpitalne (nie mają tam chyba zwykłych przychodni) są w Ameryce pełne pacjentów beznadziejnie tłoczących się godzinami po szczepionkę na grypę. Niestety - dorzuca zbolałym głosem korespondent PR - kompanie farmaceutyczne wyprodukowały w tym roku tylko 83 mln sztuk szczepionek, a to będzie za mało. Zachorują może miliony ludzi, w tym roku umrze na grypę ponad 30 tys. tysięcy Amerykanów, zapowiada się, że zima nie będzie lekka.

No cóż, krwiożerczy kapitalista nie chce nawet pieniędzy, on woli, żeby prosty Amerykanin umierał w poczekalni. A do tego państwowa propaganda amerykańska usypia w najlepsze czujność umęczonego narodu amerykańskiego. Rzeczniczka zdrowia - mówi korespondent, mrugając do nas porozumiewawczo, bo mówi specyficznym tonem - twierdzi, że na razie to jeszcze nie epidemia.

Hah, ha! krzyczy w inteligentnym słuchaczu, skąd my to znamy, u nas zawsze było (?) to samo gadanie.

Bardzo ważna ta wiadomość, nadali ją na dobrej pozycji. Ciekawe tylko, jak jest gdzie indziej. Tego w dzienniku nie podali. Np. w Polsce, gdzie każdy sam kupuje szczepionkę na 100%, bo za darmo i tak jej nie dostanie, chyba, że od pracodawcy, który też za nią zapłaci. A jak we Francji czy Niemczech, gdzie Europa i kryzys? No bo w Rosji na pewno już od Kaliningradu po Czkotkę i Kamczatkę wszyscy szczepieni już na grypę, owijają się tylko mocniej w tak popularne tam futra z soboli i zagryzają czyściochę kawiorem, świetnym lekiem na mróz.

Ale tego nie powiedzą w Polskim Radio, tam wolą bajać o Ameryce. Trwa medialna kampania antyamerykańska, również w mediach publicznych, i to jej jawny przykład. Nie chodzi tu przecież o spór wokół wojny w Iraku, o którym zresztą dowiadujemy się głównie z okazji demonstracji antyamerykańskich, choćby w Londynie; nie dowiedzieliśmy się w publicznych środkach przekazu o tym, co powiedział Bush, tylko o protestach.

Ta kampania to obrzydzanie Ameryki, sączenie nam do ucha od rana o tym, jak tam głodno, chłodno i do domu daleko. U siebie sobie nie radzą, w Iraku sobie nie radzą, kiepsko tam żyją. Urlopów Amerykanie praktycznie nie mają, pracują straszliwie ciężko na rzecz kapitalisty, tylko bogacze mają ubezpieczenie społeczne, wykonują karę śmierci na 12-letnich dziewczynkach, bez przerwy molestują dzieci i kobiety. A nad tym wszystkim unoszą się opary hollywoodzkiej fabryki snów, która jak wioski patiomkinowskie buduje złudny świat luksusu i zasobności.

Komu to służy? Oczywiście, nie służy to prawdzie, służy to Sowietom. Pomaga "kształtować" opinię publiczną, a jakże, samodzielnie krytykującą Amerykę. W latach 1950-tych na wysokim poziomie robili to pisarze, np. Jerzy Andrzejewski, w latach 1960. i 1970-tych wytrawni politycy, jak dzisiejszy senator Longin Pastusiak, a w latach 1980-tych spece od propagandy m.in. radiowej, w porannych audycjach. Nie potrzebują następców. Ci sami spece pracują tam do dziś.

Samo życie dopisało ciąg dalszy. W dzień czy dwa po informacjach o gehennie Amerykanów dowiedzieliśmy się z tego samego dziennika, że grypa zagraża Czechom i Słowacji. Podano oficjalne statystyki zachorowań, sytuację na granicach Polski, parę słów o profilaktyce. Można rzetelnie, prawdziwie i bez propagandy, oczywiście, jak się chce.

I jeszcze ciekawostka – ten, kto straszył nas życiem Amerykanów, to nie był stały korespondent PR w USA, Marek Wałkuski. To był jakiś korespondent jednorazowy. Od specjalnych poruczeń?

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010