WĘGLOWY INTERES, CZYLI JAK ZAROBIĆ NA STRASZENIU GÓRNIKÓW

Jak wygląda przeciętna polska rodzina górnicza? Tworzy ją głowa rodziny czyli ojciec – górnik, który musi utrzymać niepracującą żonę, dwoje lub troje dzieci oraz... kilku przedsiębiorczych darmozjadów. Ci ostatni, choć nie są osobiście znani głowie rodziny, czerpią z budżetu górniczej rodziny całkiem niemałe dochody. I robią to legalnie, zgodnie z prawem, choć niezgodnie z logiką i zdrowym rozsądkiem.

Na upadającym górnictwie zarabiają wszyscy, oprócz górników. Prawda ta jest tak oczywista, że aż trudno w nią uwierzyć. Nawet górnicy nie potrafią dostrzec, że z ich ciężkiej pracy czerpie zyski bardzo wielu ludzi. Często są to działacze związkowi z ustami pełnymi frazesów o ciężkiej doli górników, o złych politykach z Warszawy... Ci ludzie szybko zyskują poklask górniczej braci i stają się ich reprezentantami, powiernikami a nawet przywódcami ich protestów ulicznych. W rzeczywistości rzadko reprezentują oni górników. Znacznie częściej ich „zleceniodawcami” są możni tego świata, którzy znaleźli źródło ogromnych dochodów wynikających z podupadania przemysłu wydobywczego. Dochód ten pochodzi z handlu długami kopalnianymi i jest trudny do oszacowania, ponieważ transakcje są zawierane za zamkniętymi drzwiami. Ostrożne szacunki mówią o średnim zarobku rzędu 5 milionów miesięcznie. Jedynym śladem istnienia tego patologicznego, choć zgodnego z prawem zjawiska jest ogromny wrzask, jaki podnosi się na Śląsku, gdy rząd zaczyna wspominać o oddłużeniu kopalni. Oddłużenie oznacza bowiem likwidację długów. Czym więc handlowaliby polscy multimilionerzy, gdyby z towar w postaci długów przestał istnieć z dnia na dzień??? Pietruszką?

Wokół każdej spółki węglowej istnieją dziesiątki spółek satelitarnych, które zostały utworzone tylko i wyłącznie po to, aby tworzyć fikcyjny obrót węglem, aby świadczyć nieistniejące usługi kopalniom i aby zarabiać, zarabiać, ZARABIAĆ... W efekcie tak banalnie prostego mechanizmu obrotu węglem na papierze błyskawicznie rosną bajeczne fortuny różnych prezesów, wiceprezesów i zastępców wiceprezesów, dyrektorów i księgowych... Rosną także do niebotycznej wysokości detaliczne ceny węgla, na który i tak trudno znaleźć nabywców... Traci nabywca, traci górnik, ale zarabiają pośrednicy. Ich zyski wynoszą nawet kilkaset procent, co w kraju nękanym potwornym kryzysem jest ewenementem godnym wpisania do księgi Guinessa.

W Polsce można się wzbogacić nawet na najbardziej niedochodowej branży jaką jest przemysł węglowy. Trzeba tylko mieć po pierwsze układy, pod drugie – układy, po trzecie – UKŁADY. Najlepiej na najwyższym szczeblu władzy, żeby mieć osłonę przed zbyt wścibskimi urzędnikami skarbowymi, prokuratorami a nawet zwykłymi dziennikarzami. Jeszcze długo górnicy będą cierpieli biedę i będą żyli pod presją strachu o utratę pracy. Tak długo, jak długo będzie to na rękę paru „biznessmenom”, którzy z ich frustracji zrobili sobie narzędzie zarabiania setek milionów złotych bez kalania sobie rąk jakąkolwiek pracą. Tak długo, jak długo ktoś w końcu nie pójdzie po rozum do głowy i nie poinformuje górników o tym, że wszyscy, którzy głośno deklarują chęć niesienia im pomocy, w rzeczywistości urządzają sobie z nich kpiny. Tylko, komu starczy odwagi, żeby tę prawdę powiedzieć udręczonym górnikom?

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010