KŁÓTNIA W RODZINIE

Rozpad koalicji rządowej SLD-UP-PSL nie wynika z odmiennych koncepcji tych ugrupowań, co do rozwoju III RP. Choćby dlatego, że takich koncepcji obóz władzy w ogóle nie ma. Polityka tych ugrupowań – choć, po prawdzie, dotyczy to również opozycji – sprowadza się do dbania o partyjne interesy, oraz wykonywania ruchów, pozwalających zachować niezłe notowania w sondażach ośrodków badania opinii publicznej. Dlatego też na „czerwoną kartkę” wręczoną PSL-owi przez Leszka Millera trzeba popatrzeć w kategoriach czysto politycznych.

SLD jest w przededniu gruntownej rekonstrukcji. Pojednanie na pokaz sprzed kilku dni między premierem i prezydentem, to w istocie zapowiedź bezpardonowej walki o przywództwo w obozie lewicy: albo Miller albo Kwaśniewski, tertium non datur. Za tą walką kryją się nie tylko ambicje polityczne, ale również zaciekła wojna o kolosalne – a to dzięki wchodzeniu do UE i tzw.offsetowi przy zakupie F-16 - pieniądze, idące w miliardy dolarów. Imperium Kulczyka (protegowanym jego jest prezydent) i imperium Gudzowatego (który wspiera premiera) nie ustąpią tutaj ani o milimetr. Nie będzie zatem żadnego „pokoju na górze”.

Rozpad koalicji jest obecnie na rękę i premierowi i prezydentowi. Kwaśniewski liczy na to, że rząd mniejszościowy na tyle osłabi Millera, iż w ciągu kilku miesięcy (może nawet przed referendum w sprawie UE?) doprowadzi go do dymisji. Z kolei, premier ma możliwość „ucieczki do przodu”, to znaczy przedterminowe wybory powiązane z kampanią na rzecz pozytywnego głosowania w referendum w sprawie UE. Takim pomysłem mogą być zainteresowane znaczne siły SLD ponieważ jest wówczas szansa na uzyskanie przez to ugrupowanie przyzwoitego wyniku wyborczego. Ale wynik ten nie gwarantuje utrzymania władzy, zatem ryzyko dla SLD jest znaczne. Z kolei, wariant Kwaśniewskiego – rząd mniejszościowy z koalicjami problemowymi w parlamencie – ma wiele zalet dla działaczy SLD, no i gwarantuje utrzymanie władzy. Dla Millera ma jednak pewną niedogodność: oznacza jego zagładę polityczną. Z punktu widzenia prezydenta, zaletą jest również wyłaniająca się wówczas możliwość stopniowej – do końca obecnej kadencji parlamentu – przebudowy SLD. Wizja obozu nowej centrolewicy, z udziałem polityków, wywodzących się głównie z SLD, PO i UW, staje się całkiem realna.

Dla polityków lewicowych, patrzących dalej niż czubek własnego nosa, budowa takiego obozu może się okazać jedynym ratunkiem w momencie spadku notowań w sondażach, strajków i protestów społecznych, obrzucania się błotem w czasie unijnego referendum, ujawniania afer w rodzaju sprawy Rywina czy państwowego szykanowania (szantażowania?) przedsiębiorcy Kluski. Na placu boju legnie wówczas „skończony mężczyzna Miller”, skompromitowany aparat postpezetpeerowski (który stanowi część aparatu SLD), parę aferalnych płotek i minister Kołodko, jako ci, którzy „chcieli dobrze, a wyszło jak zwykle”. Jedyny konkret, jaki zostanie im przypisany, to podniesienie podatków (zgodnie z Konstytucją, albo i nie).

Myślę, że zdecydowanie więcej przemawia za wariantem Kwaśniewskiego, czyli trwaniem i zużywaniem się rządu mniejszościowego (formalnie większościowego, gdyż wspartego przez kilka partyjek kanapowych, czytaj: grupki posłów, realizujących swoje prywatne interesy) , choć za pewien czas już bez Millera. Od problemowych koalicji w parlamencie do tzw.rządu fachowców, niedaleka droga. Dla obywateli cały ten szum nie ma specjalnego znaczenia, ponieważ w wyniku koalicyjnych i SLD-owskich zawirowań ani obóz władzy nie zmieni swojego programu (z partyjnego na publiczny) , ani opozycja nie dojdzie do władzy (zresztą, tam też trudno o sensowny program). Jedno, co jest dla nas niebezpieczne to osłabienie – ze względu na łatwą teraz do przewidzenia retorykę PSL-u - ugrupowań pro-europejskich. Wynik referendum akcesyjnego staje się stopniowo coraz większą zagadką.

A jeżeli jednak Miller wygra tę rozgrywkę z Kwaśniewskim, a przynajmniej nie przegra – i będzie trwał niczym premier Buzek do końca kadencji? Notabene, ciekawe co premier Miller myśli obecnie o swoich niedawnych przecież żądaniach – uzasadnianymi względami obywatelskiej przyzwoitości i szacunkiem dla narodu - aby AWS-owski premier natychmiast podał się do dymisji, gdyż ani w sondażach, badających opinię publiczną, ani w parlamencie nie ma większości?! Więc jeśli będzie trwał jak Buzek – też wspierany przez grupki posłów, załatwiających swoje prywatne interesy - to i tak samo skończy, pójdzie na dno razem z SLD.

A jeśli, żeby nie przegrać, Miller doprowadzi do przedterminowych wyborów? Opozycja zyskuje wówczas swoją szansę, to prawda – i może też wabiona tą szansą paradoksalnie wesprzeć Miller w jego wojnie z prezydentem, głosując w parlamencie blokiem przeciw premierowi i doprowadzając do upadku rządu – ale nie wydaje mi się możliwe złożenie sensownego rządu, ba, po prostu złożenie rządu, z LPR, PiS, PSL i PO, a tylko suma elektoratów tych partii mogłaby ewentualnie odebrać władzę lewicy. Zatem wówczas, Miller może triumfować niczym w Kopenhadze. Proponuję jeszcze przeprowadzić wybory 13 grudnia, żeby ta rocznica już całkiem nic nie znaczyła!

Jakby jednak nie było, dla obywateli nadal nie ma dobrych informacji. Ten parlament jest stałym i dużym zagrożeniem dla interesów obywateli (np.ciągłe podnoszenie podatków, przy jednoczesnym marnotrawstwie w sferze publicznej i nie gwarantowanie elementarnego poziomu opieki zdrowotnej, świadczeń emerytalnych i usług oświatowych) i dla interesów państwa (np.podporządkowywanie prawa interesom grupowym). Jak pisał niegdyś Mark Twain, kiedy zaczyna obradować Kongres porządny obywatel musi pilnie baczyć na swój portfel. W naszym, polskim, wypadku baczyć trzeba także na rację stanu zagrożoną partyjniactwem. Kolejny parlament nie będzie lepszy ani o ciut, ciut. W ogóle, w polskim życiu partyjno-polityczno-parlamentarnym nie spodziewam się zmian na lepsze dopóki nie zacznie w naszym kraju obowiązywać ordynacja wyborcza większościowa i jednomandatowe okręgi. To w wyborach parlamentarnych. A w samorządowych, dopóki nie zostanie wprowadzony zakaz list partyjnych.

III RP jest przeżarta od góry do dołu, od parlamentu do samorządów włącznie, korupcją, partyjniactwem i sobiepaństwem. Czy normalnego obywatela mogą w tej sytuacji interesować kłótnie w politycznej rodzinie?

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010