GENEZA MOICH POGLĄDÓW

Tematem książki są wydarzenia polityczne drugiej wojny światowej. Rozpoczynam te wspomnienia historią kształtowania się moich poglądów, aby w ten sposób ułatwić czytelnikowi zrozumienie motywów mojej działalności z własnym narodem w ratowania jego egzystencji. Należę do pokolenia zwanego "dziećmi roku 1863". Nad ziemiami polskimi pod zaborem rosyjskim, gdzie się urodziłem, roztaczała się atmosfera cmentarza. Od niej uwolniła się Warszawa, która zaczęła przeżywać okres ożywienia gospodarczego. Wówczas również powstało zjawisko reakcji politycznej i koncepcja, że za cenę rezygnacji z niepodległości można zapewnić istnienie i rozwój narodu.

Na naszych ziemiach wschodnich trwało poczucie klęski, połączone z nadzieją odzyskania godności niepodległego państwa. Jeszcze w kilka lat po powstaniu styczniowym więzienia Wilna, Kowna, Grodna i Dyneburga przepełnione były ofiarami z okresu powstania. Pamięć o nim i jego ofiarach była żywa wśród patriotycznych rodzin polskich. W późnych latach siedemdziesiątych matka idąca na spacer z małym chłopcem pokazywała mu górne piętra dyneburskiego więzienia, gdzie przed kilku laty trzymano powstańców. Moja matka w czasie spacerów niechętnie odwiedzała tę okolicę, gdyż widok więzienia wywoływał bolesne myśli. Często wspominała mi o hr. Leonie Platerze, rozstrzelanym w Dyneburgu obok otoczonej murem twierdzy za to, że na czele oddziału powstańców pobił oddziały rosyjskie. Podczas wędrówek pod twierdzę, snując w dziecięcej głowie plany jej zdobycia, gdy zachodzące słońce odbijało się w wilgotnej mgle, podnoszącej się z łąk, czułem się tak, jakbym widział tam duszę Platera i modliłem się do niego o siłę, dzięki której mógłbym wyzwolić Polskę. Patriotyzm mój kształtowały wspomnienia o ostatnim narodowym czynie. Ani Niemcewiczowskie "Śpiewy historyczne" o królach i bohaterach dawnej Polski, ani powieści historyczne opromieniające nasze dzieje jasnym światłem nie przemawiały do mojej wyobraźni tak silnie, jak świeże tradycje roku 1863. Od czasu do czasu pojawiał się w naszym domu, jako przelotny gość, któryś z powstańców powracających z Syberii. Czasem krewny lub jakiś obcy przysłany do nas z Rosji przez krewnych lub znajomych. Powstanie, kształtujące wtedy atmosferę naszego domu wspomnieniami i opowiadaniami, często nie dawało mi zasnąć.

Lektura dzienników z tego okresu, poezja romantyczna, wszystko to co ucieleśniało atmosferę duchową roku 1863, zniknęło nam z pola widzenia, gdy nastał czas strachu o wielkich oczach. Z obawy przed domowymi rewizjami i zesłaniami niszczono pamiątki narodowe. Jednak w niejednej patriotycznej rodzinie, ukryte gdzieś w starym kredensie lub szufladzie bieliźniarki, zachowały się "Dziadów" część III, "Kordian", "Skargi Jeremiego" itd. W domu moich rodziców przechowywano je jako relikwie narodowe i jako wspomnienie świetlanych dni walki. Czytano je nam, dzieciom. Największe wrażenie wywarła na mnie III część "Dziadów". Nigdy nie zapomnę tego wieczoru, gdy matka, po raz pierwszy, przeczytała mi sceny z więziennej celi bazyliańskiego klasztoru. Opowiadanie Adolfa o Ciechowskim, którego "Tyle lat otaczały słuch mające ściany, a całą jego było obroną - milczenie, a całym jego były towarzystwem - cienie", i owe zdania: "Nic nie wiem, nie powiem", które stały się jego mottem. Pamiętam, że przy czytaniu matka i ja płakaliśmy. Ochroniło mnie to przed łzami, gdy mnie samego spotkał los więźnia. Kształtowała nas pamięć o powstaniu, atmosfera prześladowań i szykan władz rosyjskich, uczenie się z książek obrażających nasze uczucia narodowe; wzrastaliśmy uwrażliwieni na bezprawie i ludzkie cierpienie.

W naszym kraju panowała cisza i pustka, ale w sąsiedniej Rosji, cierpiącej pod tym samym uciskiem co my, rozpoczynała się walka. Zatem jak nie wierzyć w młodą Rosję i jej zwycięstwo nad caratem? Również oczekiwała na te zwycięstwo liberalna Europa. Nasza młodzież pozostawała pod wpływem rosyjskich ruchów rewolucyjnych. Walka rosyjskich rewolucjonistów podniecała naszą fantazję i przemawiała do naszych instynktów, wyrobionych w tradycji powstań. Pod wieloma względami socjalizm oznacza protest przeciw istniejącej rzeczywistości. Im cięższa jest sytuacja, im większy ucisk, im większa niesprawiedliwość, tym bardziej atrakcyjny jest dla inteligencji socjalizm. Wyznaczy to pociąg do socjalizmu inteligencji zaboru rosyjskiego. Prawie wszyscy ludzie mojego pokolenia, którzy odegrali później rolę historyczną w Polsce, byli w swoim czasie socjalistami, jak na przykład Józef Piłsudski, Stanisław Wojciechowski - pierwszy prezydent Rzeczypospolitej, Mościcki - drugi prezydent, premier Władysław Grabski, minister Stanisław Grabski i wielu innych. Socjalizm, który poznaliśmy, miał swe korzenie w Rosji. Zachodnioeuropejską myśl zastosowano w zniekształconej formie; przez dostosowanie go do rosyjskiego sposobu myślenia nadano mu inną twarz. Nie przejęto politycznych form Zachodu; europejskie swobody, w oczach tych socjalistów, oznaczały wolność do umierania z głodu. Rosja, która wcale jeszcze nie weszła na drogę kapitalistycznego rozwoju, a dzięki systemowi Obszcziny (gminnej wspólnoty ziemi) od razu miałaby osiągnąć najwyższy stopień rozwoju społecznego - socjalizm; owa Rosja, odcinając się od historycznego dziedzictwa Zachodu, ze swoim rozwojem klas społecznych, stałaby się nośnikiem nowego życia. Te oryginalne, wspaniałomyślne i nowe idee wywarły wpływ na ducha polskiej młodzieży; która już w dziesięć lat później odcięła się od nich, ponieważ zbyt silnie przeczyły one polskim tradycjom historycznym. Nas, ludzi z kresów wschodnich, ciągnęło do Warszawy; tęskniliśmy za życiem o silniejszych podnietach. Jednak Warszawa, do której przybyliśmy, nie była owym oczekiwanym centrum otwartego lub ożywionego tajnego ruchu rewolucyjnego. Będąc w Dyneburgu, widziałem w myślach ludność Warszawy poważną i pełną planów odzyskania niepodległości, o czym nie wolno było mówić tylko w prasie. Dlatego Warszawa wydała mi się dziwnie lekkomyślna, roztańczona i rozbawiona, rozmiłowana w głupawych rozrywkach. Z repertuaru warszawskich scen nie schodziły sztuki takie jak: „Małżonek z uprzejmości”, „Wicek i Wacek”, „Flik i Flak”. Już tytuły te wywoływały niechęć do warszawskiej publiczności wypełniającej teatry. Wtedy nie istniał jeszcze ruch wolnościowy i narodowowyzwoleńczy.

Wówczas stałem jeszcze na gruncie międzynarodowego socjalizmu o wpływach rosyjskich. W Warszawie nie zetknąłem się z żadną grupą socjalistyczną. W latach 1884-1888 nastąpiły liczne aresztowania wśród tak zwanego pierwszego i drugiego "Proletariatu"; należało zatem pracę organizacyjną zacząć od początku. Aby wyszkolić agitatorów wśród klasy robotniczej, Ludwik Kulczycki, ja, oraz kilku innych zaczęliśmy wykładać w organizowanych przez nas kółkach robotniczych, na tajnych spotkaniach; później wprowadziliśmy tam polską literaturę socjalistyczną, drukowaną za granicą. Aresztowano mnie i osadzono w Cytadeli, następnie na kilka lat zesłano na Syberię. W rosyjskim więzieniu etapowym zetknąłem się po raz pierwszy z socjalistami rosyjskimi; później na Syberii poznałem dużą liczbę przedstawicieli wszystkich rosyjskich ugrupowań socjalistycznych i całych pokoleń, wśród nich wielu synów rosyjskiego prawosławnego duchowieństwa. Zwłaszcza oni odznaczali się niechęcią wobec Polski. W dzieciństwie słyszeli od swoich ojców: "Wyznanie rzymsko-katolickie to herezja, papiestwo to źródło wszelkiego zła". Zaszczepiono im do naszej wiary odrazę, którą przenieśli na Polskę. Niechęć przeciwko Polsce powstała więc na gruncie wyznania religijnego i istniała nawet wtedy, gdy sama jej przyczyna już przebrzmiała.

Rusyfikacja, jak każdy inny polityczny i socjalny proces, rozwijała swą ideologię mającą ją usprawiedliwić; taka właśnie ideologia powstała w Rosji i kształtowała poglądy nie tylko Rosji oficjalnej, umundurowanej, lecz również tej studenckich bluz oraz czerwonych koszul komunistów. "Rosyjski chłop zwyciężył polskiego szlachcica" - oto podsumowanie polsko-rosyjskich stosunków dokonane przez Rosję radykalną. "Misją Rosji jest wyzwolenie - Rosja wyzwoliła chłopów w Polsce" - takie i im podobne stwierdzenia wywoływały między mną a moimi towarzyszami zażarte dyskusje, w których wskazywałem na fakt, że Rosja bezustannie niszczy kulturę, powstrzymuje Polskę w jej rozwoju, a tym samym hamuje emancypację szerokich warstw społecznych. Twierdziłem, że Rosja nie rozwinęła kulturalnie żadnego z podległych jej narodów, nawet włączając podbite ludy Azji, wręcz przeciwnie, spowodowała ich degenerację; natomiast asymilacja włączonych do Rosji szczepów przyczyniła się do zmian fizycznych i psychologicznych Rosjan, oddalając ich od cywilizacji europejskiej.

Osobisty kontakt z Rosją, w Polakach stojących na wysokim poziomie rozwoju duchowego, wywołuje uczucie wrogości wobec niej i odstręcza od jakiejkolwiek jej ideologii. Ten duchowy proces przeszedł również Józef Piłsudski. Syberia stanowiła dla niego, tak jak i dla mnie, polityczną szkołę poznania Rosji. Osobiste doświadczenia oddziałują silniej i głębiej niż wszystko, co można przeczytać w książkach. Pamiętam, jak pewnego ranka wyszedłem na korytarz etapowego więzienia, aby dołączyć do kolumny i przypatrywałem się więźniom ustawiającym się do wymarszu. Ich szerokie twarze, kształt czaszek wykazujący dużą domieszkę krwi mongolskiej, wywołały we mnie odrazę. Myślałem: "oto barbarzyńcy, oto dzika horda, której ma być wydany mój naród". Odczułem wtedy taki ból, takie przerażenie, że powiedziałem sobie: "Lepiej upaść jako naród, dać się zgermanizować, niż stać się nawozem dla Mongołów". To przeżycie pozostawiło w mojej duszy głęboki ślad, na całe życie utrwaliło moją negatywną postawę wobec Rosji.

Na Syberii obserwowałem wynarodowione, poddane procesowi rusyfikacji tubylcze narody, zasilające Rosję swą krwią, a w rzeczywistości degradujące ją rasowo. Asymilacja jest to nie tylko upodobnienie się do asymilującego. To wykształcenie pewnego wymieszanego typu. Pociąg do alkoholu i okrucieństwa, charakteryzujący syberyjskich chłopów, jest dziedzictwem krwi mongolskiej. Fakt, że duża część rosyjskiej inteligencji nie może przystosować się do sposobu życia narodów cywilizowanych, wyjaśnić można ową domieszką krwi barbarzyńców.

Na Syberii poznałem dwa oblicza Rosji: tą, która więzi i karze, oraz Rosję, która sama znosi więzienia i kary. Poznałem rosyjskich urzędników wszystkich rang, ich życie oficjalne i towarzyskie, jak również ogromną liczbę politycznych zesłańców, reprezentujących wszelkie kierunki politycznych i socjalnych przekonań. Zapoznałem się również z syberyjskimi chłopami, z prawosławnymi oraz z wyznawcami różnych sekt, z przestępcami kryminalnymi, ich potomkami i członkami innych narodów, z ludźmi z domieszką krwi rosyjskiej. Często te obserwacje i wrażenia przywoływały w mojej pamięci słowa Hercena: „W każdym z nas jest jakaś kropla z Murawiewa, jakiś atom z Arakczajewa".

Zimna i okrutna rasa, zimnokrwiste okrucieństwo, zimnokrwista rozwiązłość. "Czego mój mąż chce? Co mu do tego, że mam romans z lokatorem? Starczy dla niego i dla innych; starczy dla wszystkich". To usłyszałem z ust pewnej Sybiraczki. Albo jak mówiła syberyjska chłopka: "Mój mąż nie lubi tego dziecka. Mówi, że to nie mój syn. A ja mu na to - durak, ty durak, nieważne jaki byk skakał, byleby cielak był nasz". Jesienią i w zimie nie ma na wsi większego święta, które nie trwałoby kilka dni i nie zamieniałoby się w wielodniowe pijaństwo. Pierwszego dnia pijani są wszyscy mężczyźni, drugiego dnia mężczyźni i kobiety, później mężczyźni, kobiety i dzieci. Cała wieś pijana, a w końcu - bijatyki, łamanie kości, zabójstwa. Trudno byłoby na Syberii znaleźć mężczyznę, który nie obchodziłby się okrutnie z żoną, nie biłby jej. Najczęstszym przestępstwem na Syberii jest zabicie żony. Źródłem rozwiązłości szerzącej się w Rosji jak chwasty było właśnie wypaczenie stosunków rodzinnych. Snochaczestwo i snochacz - to wyrażenie nieprzetłumaczalne na języki europejskie. Snocha - to synowa, snochacz - to ten, kto utrzymuje stosunki seksualne z synową. Wypływało to ze zwyczaju, że synowie żenili się wcześnie, córki zaś wydawane za mąż były stosunkowo późno, a z powodu ciężkiej pracy i licznych porodów, kobiety starzały się wcześnie.

Trudno odnaleźć siłę moralną w narodzie rosyjskim. Moskwianin znajduje przyjemność w lekceważeniu ludzkiej i kobiecej godności. Byłem kiedyś świadkiem gminnego zebrania. Nie było tam żadnej rozsądnej dyskusji, same oderwane zdania - krzyki. Zebrani byli jak pojedyncze komórki jednego mózgu, ich postanowienia zaś stanowiły produkt kolektywny. Syberyjski chłop nie dojrzał jeszcze do indywidualnego myślenia, do indywidualnych odczuć. Zamiast tego było myślenie kolektywne, kolektywne reagowanie lub decyzje. Kto się przeciwstawił gminie, był zwalczany przez nią jako ciało obce.

Rosyjski sposób myślenia jest, jak u plemion barbarzyńskich, kolektywny. W rosyjskiej mentalności nie znalazłem podłoża dla swobód politycznych. Urzędnicy rosyjscy byli jak koczownicza horda, pozbawiona uczucia przywiązania do miejsca swego pochodzenia. Przemieszczali się oni z zachodu na wschód, ze wschodu na zachód, dbając o jak największe korzyści z tych przeniesień. Spotkałem wielu rosyjskich urzędników pracujących w Polsce. Pamiętam na przykład, jak w wigilię mego wyjazdu z Tobolska poszedłem na kolację do kasyna. Przy tym samym stole siedzieli: były prokurator z Warszawy, były urzędnik państwowego banku w jednym z polskich miast oraz były urzędnik gubernialny. Wszyscy bardzo zazdrościli mi wyjazdu do Warszawy. Cudowne miasto! Tanie rozrywki! Lśniące i białe Polki o miłym obejściu. Gdyby warszawską dziewczynę uliczną wprowadzić do tego kasyna, zrobiłaby lepsze wrażenie niż nasze damy. Tak wyglądała rosyjska sympatia dla Polski. Każdy rosyjski urzędnik marzył o odgrywaniu pana w Polsce. Było ich kilkadziesiąt tysięcy. Autonomia pozbawiłaby ich stanowisk, dostępu do koryta. Było więc rzeczą naturalną, że pod rosyjskim panowaniem autonomia Polski nie mogłaby długo trwać.

Na Syberii nie byłem traktowany źle. Przez pierwsze cztery lata żyłem w wyznaczonej mi wiosce, oddalonej od najbliższego Minusińska o kilkadziesiąt kilometrów. Dzięki fundacji pewnego zamożnego Sybiraka o nazwisku Sibiriakow była tam stosunkowo bogata biblioteka, uzupełniana dodatkowo skryptami z różnych rosyjskich uniwersytetów, przywiezionymi i pozostawionymi tu przez zesłańców. Były tu też oficjalne dokumenty o kolonizacji Syberii.

Korzystając z tych materiałów, przeszedłem kurs prawniczy, studiowałem historię Rosji oraz materiały na temat stosunków gospodarczych na Syberii. Po powrocie z zesłania studiowałem w Heidelbergu, Zurychu i Wiedniu; ale to właśnie Syberia dała podstawy mojemu wykształceniu. Ostatnie dwa lata spędziłem w Tobolsku (zachodnia Syberia). Tam nie miałem nadzoru policyjnego i mogłem zajmować się tym, czym chciałem, nie wolno mi było jednak wrócić do części Polski, będącej pod zaborem rosyjskim, ani do większych miast Rosji europejskiej. Podjąłem pracę jako adwokat i publicysta. Wysyłałem do syberyjskich czasopism artykuły o gospodarce, administracji oraz o kwestiach prawnych. Osiągnąłem pozycję jako adwokat, ale jeszcze wyższą jako publicysta. Problemy Syberii zainteresowały mnie, przemyśliwałem nad jej korzystnym rozwojem. Jednakże ciążyła mi świadomość, że pracuję na korzyść Rosji, której rozkwit lub upadek mógłby wpływać na nasze ciężkie położenie. W roku 1894 wybuchła wojna chińsko-japońska. Zrozumiałem, że jej konsekwencją będzie wojna rosyjsko-japońska. W klęskach i niepowodzeniach Rosji upatrywałem możliwości wyzwolenia Polski. Musiałem wrócić do ojczyzny i głosić, że nadchodzące wydarzenia mogą przynieść nam wolność. Zakładałem, że wojna rosyjsko-japońska skończy się raczej klęską Rosji, co mogłoby zmienić układ sił w Europie i doprowadzić do wojny między Dwu- i Trójprzymierzem. Musiałem więc wrócić do Polski, aby przygotować opinię publiczną do nadchodzących wydarzeń. Nie mogłem dłużej pracować na Syberii, gdyż mogłoby to wzmocnić siłę Rosji na wschodzie. Na zesłaniu byłem od 5 grudnia 1890 do 5 grudnia 1896 roku. W latach 1890-1894 wojna między Dwu- i Trójprzymierzem stawała się coraz bardziej prawdopodobna. Wpływało to na rozwój sytuacji politycznej w Polsce. Motorem ruchów politycznych, jak i socjalnych nie może być jedynie niezadowolenie z istniejącej sytuacji, niezbędna jest też wiara w możliwość zmian. Zbliżająca się wojna Rosji z jej sąsiadem wzbudziła nadzieję na oderwanie się od niej i uzyskanie niepodległości. I tak w latach 1890-1894 na nowo odżyły ruchy niepodległościowe. Powstała Liga Polska przekształcona potem w Ligę Narodową, której celem była niepodległość. Powstała również Polska Partia Socjalistyczna. Polski socjalizm włączył do swego programu żądanie suwerenności państwowej. W roku 1891 w Warszawie, w rocznicę Konstytucji 3 maja, odbył się wiec patriotyczny. W kwietniu 1894 - wiec w rocznicę Powstania Kościuszkowskiego. Wiadomość o nich dotarła do mnie na Syberię i umocniła pragnienie powrotu do ojczyzny, mimo iż tu osiągnąłem dobrobyt i mogłem zaspokajać swe publicystyczne ambicje.

Autor publikacji: 
GEOPOLITYKA: