Przez cały XIX wiek Polacy planowali i podejmowali próby walki na Kaukazie razem z Czerkiesami i Czeczeńcami przeciwko rosyjskiemu najeźdźcy. W koncepcji księcia Adama Czartoryskiego utworzenie polskich legionów na Kaukazie miało pomóc w walce powstańczej w kraju. Jeden z takich oddziałów był dowodzony przez Teofila Łapińskiego - Teffik-Beja w latach 1857 – 1859. Łapiński brał udział w powstaniu węgierskim 1848-1849 roku, następnie w wojnie krymskiej po stronie tureckiej, a po powrocie z Kaukazu dowodził nieudaną wyprawą morską na Litwę podczas powstania styczniowego. Publikujemy kolejny, 11 rozdział, w którym autor nadal opisuje sytuację polityczną w Czerkiesji przed podjęciem wyprawy.
Tom I, Rozdział 11 - Turecki korpus pod dowództwem muszira Mustafy-Paszy ląduje w Sudżuku i Anapie – Postępowanie Turków w Adygei – Sefer-Pasza i Mustafa – Wycofanie się Turków z Północnej Abchazji – Manewry Rosjan. – Adygejczycy zachowują podczas Wojny Wschodniej całkowity spokój – Jakie są tego przyczyny? – Intrygi przeciwko wysiłkom Anglików – Serdar Omer-Pasza w Suchum-Kale – Błędy w prowadzeniu wojny – Koniec wojny – Wycofanie się tureckich wojsk z Abchazji – Delegacja do Konstantynopola – Sytuacja w Abchazji – Zan-Ogły Sefer-Pasza i naib Mohamed-Amin.
Po opuszczeniu Sudżuku i Anapy przez Rosjan, turecki korpus w sile kilku tysięcy ludzi wylądował w Północnej Abchazji i zajął obydwie fortece. Dowodzący korpusem tureckim muszir Mustafa-Pasza został mianowany przez Portę dowódcą wszystkich sił wojskowych, które uda mu się zebrać. Sefer-Pasza, który nie miał co robić w Suchum-Kale, został wysłany do Sudżuku, by w tej części kraju, na którą liczył najbardziej, udało mu się wypełnić złożone tureckiemu kierownictwu obietnice. Wybrał się on w drogę nie biorąc ze sobą darowanej mu przez Portę broni i sprzętu dla sformowania regularnego czerkieskiego korpusu, wysłał je natomiast z Suchum-Kale do Batumi. Gdy muszir zażądał od niego wyjaśnień z tego powodu, ten zaczął się tłumaczyć brakiem środków transportu, tak jakby statek, który dopłynął do Batumi, nie mógł równie dobrze dopłynąć do Sudżuku. Jednak prawdziwy powód krył się w tym, że chytry Tatar nie chciał odsłonić swojej bezsilności i innych słabości. Gdyby przywiózł ładunek do Sudżuku, Mustafa-Pasza zażądałby od niego wystawienia dawno obiecanego korpusu. Wówczas okazałoby się, że Sefer jest tak samo wpływowy w Natuchaju, jak i w Suchumi. A tak, sam sobie wynajdował problemy, które maskowały jego słabość.
W Natuchaju obydwaj paszowie zwołali ogólnoludowe zgromadzenie, nakazali przy tym zjawić się wszystkim przedstawicielom kraju oraz połowie wszystkich zdolnych do służby wojskowej mężczyzn. Co właściwie paszowie chcieli z nimi robić w tym zakątku Abchazji – ciężko powiedzieć. Zresztą ich rozkazy wywołały niewielki rezonans. Prócz Natuchajów przybyło jedynie kilku delegatów z Szapsugii i Ubychii. Nie przybył nikt z Abadzechii, gdzie naib zupełnie się odizolował i zerwał wszelkie stosunki z tureckimi politykami. Rozumiał on bardzo jasno, że zajmują się oni bardziej knowaniem przeciwko niemu, niż przygotowaniami do wojny z Rosjanami. Dlatego był on bardzo nieufny w stosunku do każdej propozycji, którą mu składano. Idąc za przykładem naiba, książę Aleksander z południowej Abchazji, podobnie jak i gotowe do powstania plemiona Swanów i Osetyńców, trzymał się daleko od wszelkich kontaktów z agentami Porty. Tak samo czynili liczni sympatycy naiba z Szapsugii i Ubychii.
Pomimo tego, na wezwanie paszów, w nadziei wystąpienia w końcu przeciwko Rosjanom, zebrało się pomiędzy Anapą i Sudżukiem około 20 000 konnego i pieszego wojska. Większość przyszła z Natuchaju, który wystawił prawie wszystkich zdolnych do służby wojskowej mężczyzn. Gdyby obaj paszowie byli choć trochę rozsądni i przedsiębiorczy, wykorzystaliby oni tę sytuację do naprawy poprzednich pomyłek i ruszyliby szybkim marszem ze wszystkimi wojskami i zebranymi Adygejczykami przez Abadzechię w stronę rzek Laby i Małego Kubania. Najprawdopodobniej takie energiczne posunięcie sprzyjałoby powstaniu całej wojskowej ludności Adygei, co trzymałoby rosyjską armię w ciągłym stanie podwyższonej gotowości. W każdym razie Rosjanie mieliby wystarczająco kłopotów, by jeszcze zapobiec wkroczeniu Abchazów, wzmocnionych pewną ilością regularnych wojsk i niewielką artylerią, do Kabardy i ich zjednoczeniu z góralami Dagestanu.
Obydwaj paszowie byli dalecy od myślenia o podobnych rzeczach. Mustafa-Pasza żył w ciągłym strachu przed atakiem Rosjan na Anapę i przy najmniejszym zagrożeniu ze strony „wyimaginowanego” wroga wycofywał się w góry. Stary Sefer obserwował i przysłuchiwał się całej sytuacji z otwartymi ustami, skarżąc się ciągle, grożąc i wymyślając naibowi. Sam zaś, bezradny i bezczynny, nie mógł znaleźć wyjścia z takiej sytuacji. Aż czternaście dni bez sensu powstrzymywano naród, póki u większości ochotników nie skończył się prowiant i cierpliwość. W końcu się oni rozeszli, z 20 000 ludzi, którzy zebrali się na pierwsze wezwanie, po stronie obydwu paszów pozostała ledwie dziesiąta część.
Z obawy przed zupełnym osamotnieniem paszowie ruszyli w końcu w drogę, pozostawiając jednak większą część swojego regularnego wojska w formie garnizonów w Anapie i Sudżuku. Jednocześnie, w przypadku ataku, wydali oni rozkaz obrony obydwu fortec za wszelką cenę. Ten rozkaz, tak jak i pozostawienie niepotrzebnego garnizonu, nie był zbyt konieczny, ponieważ Rosjanie nawet nie śnili o działaniach na lewym brzegu Kubania. Sami z niepokojem oczekiwali na lądowanie wielkiego korpusu wrogich wojsk i ofensywy na Małym Kubaniu.
Pomału paszowie ruszyli z Natuchaju wzdłuż brzegu Kubania, przez równiny Szapsugii, do granic Abadzechii, towarzyszył im jeden batalion, jeden szwadron z czterema działami oraz około 2000 jeźdźców. W tym miejscu zarządzono postój, a dowódcy zaczęli bezradnie na siebie wzajemnie spoglądać, nie wiedząc co dalej począć.
Po drodze nikt się do nich nie przyłączył, a miejscowy lud zgotował im niezbyt zachęcające przyjęcie. Ciężko było im tak daleko od ukochanej i bezpiecznej Anapy i tak blisko strasznego naiba. Chociaż urodzeni w Adygei, obydwaj paszowie byli wychowani po turecku i nie rozumieli ani ducha, ani charakteru ludu adygejskiego. Przyzwyczajonym w Turcji do traktowania każdego niżej sytuowanego jako niewolnika, dziwnym i aroganckim wydawał się im swobodny i niezależny sposób bycia Abchazów. Należy także dodać, że zewnętrzny widok żołnierzy tureckich nie napawał Adygejczyków pozytywnym wyobrażeniem o ich zdatności bojowej. Mówili oni paszom w oczy, że z takimi niezdarnymi ludźmi nie można prowadzić żadnej wojny. Powtarzali także, iż ci niezgrabni, często oberwani żołnierze będą dla Rosjan raczej powodem śmiechu, niż strachu. Uśmiechy i pogarda w stosunku do Turków zbyt jawnie odbijały się na twarzy każdego Adygejczyka, by nie budzić zaniepokojenia obydwu paszów. Ich niepokój rósł z dnia na dzień, zwłaszcza gdy po tej stronie granicy Abadzechii nastroje narodu stały się otwarcie wrogimi.
Gdyby paszowie z całym swoim wojskiem i zebranymi na początku Abchazami, ruszyli do Abadzechii szybkim marszem, a nie powoli i niezgrabnie – nie ma wątpliwości, że przyłączyłby się do nich cały naród. Jednakże w sytuacji, gdy prawie całe swoje wojska zostawili oni Anapie i Sudżuku, a wielkie siły stopniały do dziesiątej części, Abadzechowie nie chcieli widzieć kilku tysięcy „gości”, kierujących się do ich kraju. Zwłaszcza, że wszystko wskazywało na to, iż nie chcieli oni bić się z Rosjanami, a jedynie usunąć naiba i przekształcić Abadzechię w turecką prowincję. Widok tureckich żołnierzy stanowczo nie budził w Abchazach chęci stać się w poddanymi sułtana.
Wówczas paszowie spróbowali zwabić naiba do siebie i posłali po niego posłańców z zaproszeniem do swojego obozu i propozycją wspólnej wyprawy do Abadzechii. Ten usprawiedliwił się chorobą i nie przyjechał, jednak w obozie tureckim dowiedziano się, iż znajduje się on w odległości trzech godzin drogi i zbiera swoje wojska. Bojąc się, że Mohamed-Amin, chociaż mianowany przez sułtana paszą, może się zapomnieć i wziąć ich w niewolę razem z ich wojskiem, zebrali się pospiesznie i szybkim marszem skierowali się do bezpiecznej Anapy. Jednakże, aby mieć co zameldować w Konstantynopolu i czym zamydlić oczy Adygejczykom, w drodze przeprowadzili antyrosyjskie demonstracje. Paszowie grozili przeprawieniem się przez Kubań, często rozpoczynali ostrzał prawego brzegu rzeki, gdzie tak na prawdę nikogo nie widziano, z czego Rosjanie a także Abchazi serdecznie się śmiali. Paszowie obrócili całą swą bezsilną złość przeciwko naibowi, ogłaszając go m.in. zdrajcą, niewiernym (giaurem) i zażądali, aby wszyscy Abchazowi traktowali go jak wroga. Nad rzeką Szepsz, w pobliżu granicy z Abadzechią, naib miał wielu wrogów, gdyż często srogo obchodził się z miejscowymi. Tutaj intrygi paszów padły na podatny grunt, nie żałowali oni obietnic, czy nawet podarunków, by zapobiec przenikaniu wpływów naiba do Szapsugii. Tak zakończyła się ekspedycja tureckich paszów, która zamiast korzyści dla narodu i szkód dla Rosjan, przyniosła jedynie spory, kłótnie i wojnę domową pośród samych Abchazów.
Po powrocie Turków z tej „sławetnej” wyprawy, Mustafa-Pasza ogłosił swoim władzom, że przegnał Rosjan z całej Abchazji. Napomknął także, że poszedłby dalej, gdyby nie nieposłuszni i nieokiełznani Abchazi, których nie można do niczego skłonić i którzy są na dodatek podburzani przez naiba przeciwko sułtanowi. Na koniec dodał, że wojska padyszacha nie mają czego szukać w tym kraju, gdyż grozi im wielkie niebezpieczeństwo wydania ich wrogowi przez tubylców. W następstwie tego raportu Mustafa-Pasza otrzymał rozkaz załadowania wojska na statki i odesłania go do Batumi oraz pozostawienia Sefer-Paszy z niewielkim garnizonem w Anapie.
Tak właśnie Mustafa-Pasza zakończył swoją wyprawę do Czerkiesji, Sefer-Pasza zaś z setką piechoty i setką artylerii, które pozostawiono mu do ochrony, ulokował się wygodnie w Anapie i plótł dalej zaczętą przez siebie sieć kłamstwa. Przed Portą tłumaczył się on tym, że jedynie bunt naiba przeszkadza mu w wypełnieniu wziętych na siebie zobowiązań. Adygejczyków wprowadzał w błąd, zapewniając ich, że mogą w pełni polegać na padyszachu. Przestrzegał ich jednocześnie przy tym, że powinni zachowywać spokój, nie przeprowadzać niepotrzebnych napadów na Rosjan, zajmować się rolnictwem i handlem. Szczególnie zaś powinni oni dotrzymywać wierności sułtanowi i kultywować wiarę mahometańską, bowiem tylko w ten sposób mogą oni uratować swój kraj przed nowymi atakami wroga. Zamiast być przewodnikiem narodu, Sefer-Pasza i jego sztab stali się pośrednikami w handlu między Abchazami a angielskimi i francuskimi kupcami, którzy skupywali wzdłuż brzegu, szczególnie w Anapie i Sudżuku, produkty dla wojsk oblegających Sewastopol.
Następstwa tej żałosnej nieudolności Porty, z jednej strony przyniosły dużą korzyść Rosjanom, z drugiej okazały się szkodliwe dla sojuszników i zgubne dla otomańskiej armii w Azji Mniejszej. Już wyżej ukazaliśmy dyslokację rosyjskiej armii na Kaukazie. Gdy tylko Rosjanie spostrzegli, że sojusznicy nie mają zamiaru działać poważnie przeciwko nim na Kaukazie, a na odwrót, ochronili ich od ataków górali, zmienili oni swoje pozycje na południu i przeszli od obrony do ataku. Korpus rozlokowany wzdłuż Kubania został zmniejszony, a jego siłami wzmocniono armię na Krymie oraz korpus tbiliski. Na Krym odesłano: 15 Dywizję Piechoty, dwie brygady Piechoty Czarnomorskiej, pięć batalionów czarnomorskich kozaków, dwa bataliony strzelców, cztery pułki kozaków dońskich, jedną brygadę pieszej i jedną brygadę konnej artylerii – razem około 40 000 ludzi z 64 działami. Zaś 20 Dywizję Piechoty, dwa bataliony strzelców, jeden pułk dragonów i jedną brygadę artylerii pieszej, czyli ponad 20 000 ludzi z 48 działami, odesłano do wzmocnienia sił pod Tbilisi. Duża część milicji została rozpuszczona, tak więc na linii abchaskiej pozostało niewiele ponad 30 000 ludzi, było to nawet mniej, niż w czasie pokoju. Można powiedzieć, że niedołęstwo Turków rozbroiło górali i polepszyło sytuację Rosjan.
Zmniejszenie niebezpieczeństwa ze strony Abchazji pozwoliło Rosjanom wykorzystać jeden korpus armii z Megrelii, jeden pułk piechoty i jedną baterię z korpusu armii w Dagestanie, jeden pułk dragonów, sześć pułków liniowych kozaków i jedną brygadę artylerii konnej, razem 12 000 ludzi z 28 działami, dla wzmocnienia korpusu tbiliskiego, pozwoliło także rozpuścić dużą część milicji.
Po tym jak Rosjanie zwiększyli swoje siły pod Tbilisi do 30 000 ludzi i 76 dział, głównodowodzący mógł rozpocząć działania ofensywne przeciwko Karsowi. Gdy armia Murawiowa przekroczyła granicę, liczyła ona nieco powyżej 50 000 ludzi, ponieważ dla osłony flanek i tyłów potrzebne były duże siły wojskowe.
Stary Sefer-Pasza, był w małym stopniu zainteresowany tym, co dzieje się wokół niego, nie rozumiejąc znaczenia Wojny Wschodniej. Żył on w tym czasie spokojnie i beztrosko w Anapie, dzieląc swój czas pomiędzy modlitwę, palenie tytoniu i złorzeczenie na naiba. Tylko raz przyszło mu organizować wyprawę przeciwko rosyjskiej twierdzy Korkuj, znajdującej się na prawym brzegu Kubania, a był on do tego zmuszony z następujących powodów. Rosjanie doszli do siebie na tyle po pierwszym strachu, że nie tylko nie obawiali się napadu na swoje linie, ale z nudów sami przeprowadzali ataki na granicy. Maleńki garnizon Korkuja, liczący ledwie 1 000 ludzi, przeprowadził kilka ekspedycji przez Kubań i nieoczekiwanie napadł na kilka gospodarstw Adygejczyków, którzy uspokojeni kłamstwami starego Sefera, beztrosko nie zachowywali względów bezpieczeństwa. Mieszkańcy, żyjący na granicy między Anapą i Korkujem, zbudzeni ze swej drzemki, domagali się od zastępcy wszechmogącego sułtana obrony. W wyniku czego Sefer został w końcu zmuszony do wyjścia z setką piechoty i dwoma działami z Anapy, co zresztą zrobił po wielu wahaniach, z ogromną niechęcią. Rosjanie na lewym brzegu Kubaniu, naprzeciwko twierdzy Korkuj, zrobili niewielki okop, skąd organizowali swoje napady na najbliższe siedziby Adygejczyków. Łączność między twierdzą i okopem była utrzymywana za pomocą kilku niewielkich barek. Marszowi niewielkich wojsk Sefera-Paszy towarzyszyła gromada kilku tysięcy Adygejczyków. Po wymianie 10-12 salw z dział, kompania, znajdująca się w okopie, porzuciła go i przeprawiła się na drugi brzeg Kubania. Sefer-Pasza powrócił zwycięsko do Anapy, sama twierdza zaś straciła więcej prochu świętując bezkrwawe zwycięstwo, niż zużyły go obie strony podczas niedawnej potyczki. Sefer-Pasza napisał wspaniały raport do Konstantynopola, wnosząc o odznaczenie wielu swoich przyjaciół, następnie zaś popadł w zwyczajną dla siebie apatię.
Jeszcze raz jego błogi spokój został zmącony. Angielskie władze zawsze z niepokojem i ciekawością obserwowały postępy rosyjskiego panowania na Kaukazie. Nie mogły one zrozumieć, dlaczego naród, który w ciągu wielu lat bez żadnej pomocy stawiał szczęśliwie opór gigantycznej sile Rosji, w czasie powszechnej wojny przeciw tej ostatniej nie udziela się w ogóle i pozostaje biernym obserwatorem. Na pytania angielskiego ambasadora w Konstantynopolu w sprawie sytuacji w Abchazji, Porta dawała wyjaśnienia, które brzmiały tak ponuro, że można było porzucić wszelką nadzieję na jakiekolwiek poważne przedsięwzięcia przeciw Rosjanom w tym kraju. Jednak, by wykorzystać wojskowe zdolności Abchazów i poprzez udział w wojnie przeciwko Rosjanom dać im, przy okazji przyszłych negocjacji pokojowych, prawo do jakiekolwiek politycznego znaczenia, angielskie władze zadecydowały sformować jeden korpus, liczący 6 000 abchaskich jeźdźców, utrzymać go i wykorzystać na Krymie. Jak się wydawało początkowo, Porta bardzo ochoczo przystała na tę propozycję, Anglik, pan Longworth(1) – jeden z niewielu Europejczyków, który był choć trochę zaznajomiony z Abchazami, wyposażony w odpowiednie pełnomocnictwa i środki został wysłany do Abchazji. Porta, która zawsze przedstawiała się jako niepodzielny włodarz Abchazji, przygotowała dla Sefera-Paszy odpowiedni firman, w którym nakazywano nadać nieodzowną pomoc działalności werbunkowej angielskiego posłańca. W firmanie tym także kategorycznie zakazywano handlu niewolnikami. Jednakże tajną drogą posłano Sefer-Paszy następujące instrukcje – Anglików nie popierać i grzecznie się od nich „odciąć”.
Nawet przy braku innych trudności, tak nie w porę wymagany przez Anglików i z fałszywą gotowością wydany przez Portę, nakaz o skasowaniu handlu niewolnikami wystarczyłby w zupełności, żeby uczynić wszelką działalność pana Longwortha niepopularną w Abchazji i tym samym utrudnić realizację jego misji. Żądanie likwidacji tak zakorzenionego zwyczaju, w takim momencie, od niekulturalnego narodu, który po raz pierwszy zetknął się z europejską cywilizacją, było co najmniej dziwne. Zwłaszcza, że w tym samym czasie główny rynek tego procederu: w stolicy sułtana, w haremach paszów i w pałacu samego władcy, pozostawał niezakłócony, zresztą tak pozostaje po dziś dzień. Prócz tego, po upadku autorytetu naiba Mohamed-Amina, nikt nie potrafił zebrać w Abchazji takiej ilości wojska i wyprowadzić go z kraju. Sefer-Pasza cieszył się szczerze, iż potajemne polecenia Porty skierowane były przeciw akcji werbunkowej Anglików. Sefer byłby w sytuacji bez wyjścia, gdyby Porta zażądała od niego sumiennego wykonania oficjalnego rozkazu, nie był on w stanie znaleźć nawet setki ludzi, którzy zechcieliby pod jego przewodem służyć poza krajem, nawet z wysokim angielskim wynagrodzeniem. Jednakże grał on swoją rolę bardzo sprytnie, tak, iż angielski wysłannik był pewien, że jedynie zła wola Sefera-Paszy przeszkadza werbunkowi. Ten był na tyle chytry, że starał się uchodzić za bardziej upartego i fanatycznego, niż pomniejszać swoje znaczenie, tym bardziej, że przy tym wykonywał bez wysiłku [tajne] polecenie tureckich władz. Także kroki skierowane w tej kwestii w stronę naiba, okazały się także bezowocnymi. Stało się tak po pierwsze dlatego, iż Mohamed-Amin, nie posiadający zupełnie wiedzy w kwestii polityki europejskiej, uważał zarówno Turków, jak i Anglików i innych za poddanych sułtana i dlatego im nie ufał. Po drugie, musiał on jednocześnie ochraniać otwartą granicę abadzechską przed możliwymi napadami Rosjan oraz uważać na turecką agitację wewnątrz swojego kraju. Dlatego pan Longworth powrócił do domu nie wykonawszy swojego zadania, źle nastawiony do Adygejczyków, pośród których zresztą, jak się później dowiedziałem, nikt nie zrozumiał, czego właściwie od nich chciano. Ogólnie rzecz biorąc, pomysł werbunku Adygejczyków i wykorzystania ich na Krymie był niepraktyczny i sprzeczny ze sposobem myślenia i charakterem tego narodu.
Rozpaczliwe położenie tureckiej armii w Karsie i sukcesy Rosjan w Azji Mniejszej wbrew woli sojuszników, przykuły ich uwagę do Kaukazu. Zadecydowano się na przeprowadzenie ataku, przy czym nie jednym czy dwoma tysiącami ludzi, a całym korpusem pod dowództwem najlepszego tureckiego generała Serdar-Ekrema(2) Omer-Paszy. Na miejsce desantu i bazę operacyjną wybrano Suchum-Kale.
Suchum-Kale była jedyną bezpieczną przystanią na całym wybrzeżu kaukaskim, dobrze zachowana twierdza mogła służyć jako wsparcie dla prowadzącej działania wojenne armii. Jednakże nie było świadomości i wiedzy o liczebności rosyjskich wojsk na Kaukazie. Spośród armii kaukaskiej, około 80 000 ludzi było w Karsie, na Krymie pozostało więc dla obrony rosyjskich włości jeszcze około 150 000 ludzi, z których około 60 tys. to regularne wojsko, reszta zaś kozacy i milicja. Co prawda, Rosjanie dla ochrony wielkich miast i licznych twierdzy oraz dla obserwacji abchaskiej i adygejskiej linii musieli użyć większą część tych wojsk, jednak i przeciwko atakowi z Suchum-Kale mogli oni skoncentrować jeszcze od 25 do 30 tysięcy regularnego wojska.
Niezrozumiałe jest, jak w sztabie głównym sojuszników można było mieć nadzieję, że Omer-Pasza, ze swoimi 22-25 tysiącami tureckich żołnierzy, niewytrawnych i niedoświadczonych w działaniach ofensywnych w tak trudnym terenie jak Południowa Abchazja, mógł przeprowadzić, bez współpracy z wrogimi Rosji narodami Abchazji i Dagestanu, zakończoną sukcesem ofensywę przeciwko znającym teren wojskom rosyjskim. Zadanie Serdara było bardzo trudne i niewdzięczne. W ciągu 18 miesięcy Abchazja została kiepsko przygotowana przez tureckich paszów i agentów na jego przybycie. Plemiona Południowej Abchazji i bez tego niezbyt przychylnie nastawione do Turków, stały się zupełnie obojętnymi w kwestii wojny przeciwko Rosji, głównie przez bezradność, bezczynność i intrygi tureckich paszów. Zamiast wprowadzić w całej Abchazji ład wojenny i czwartą, czy piątą część uzbrojonej męskiej ludności przygotować do możliwej ofensywy, pełnomocnicy Porty tracili swój czas na snuciu intryg przeciwko naibowi, czynili także nierozumne próby wprowadzenia tureckiego panowania.
Pomimo tego, można było jeszcze wszystko naprawić i wykorzystać naród abchaski w celach wojennych, jednakże do tego, jak nam się wydaje, potrzebne było następujące warunki. Korpus Omer-Paszy w żadnym razie nie powinien był być skoncentrowany, Rosjanie przez to mieli tę przewagę, że wszystkie siły, którymi dysponowali, mogli rzucić przeciwko jednemu korpusowi. Konieczne było także, aby dla mas abchaskich wojowników wystawić w dwóch punktach trzon regularnego wojska. Wystarczyło pozostawić w Suchum-Kale trzecią część tureckiego wojska i wezwać do broni mieszkańców Ubychii, Południowej Abchazji i Swanetii. Gdyby zjawiła się choćby jedna piąta uzbrojonych wojowników, to zebrałoby się 6 000 jeźdźców i 12 000 żołnierzy piechoty. Dowództwo nad tym chrześcijańskim wojskiem należałoby przekazać księciu Aleksandrowi, jedynemu, który mógłby ich zebrać i utrzymać razem. W ten sposób w Suchum-Kale można było trzymać w pogotowiu 8 000 regularnego i 18 000 nieregularnego wojska dla działań ofensywnych. Dalej, 16 000 tureckich wojsk wylądowałoby w Tuapse i przez Abadzechię ruszyłoby w kierunku Małego Kubania i tam zajęłoby swoje pozycje. Omer-Paszy należało ogłosić naiba zastępcą sułtana, a Sefer-Paszę i cały tatarsko-czerkieski motłoch, który na nieszczęście kraju grasował i knował w imieniu Porty, wyprawić do Turcji. Jeden tylko naib był w stanie zebrać Adygejczyków na pochód wojenny i przeprowadzić przez granicę piątą część sił zbrojnych. 12 000 jeźdźców i 24 000 żołnierzy piechoty bez większych trudności zebrałoby się w Szapsugii i Abadzechii, co w połączeniu z regularnymi wojskami tureckimi tworzyłoby armię liczącą 50 000 żołnierzy. Ta armia powinna, opierając się na Abadzechii, skoncentrować się na Małym Kubaniu, by zabezpieczyć swoje flanki i tyły. Otaczająca stacjonujący w Suchum-Kale korpus uboga górska kraina nie mogłaby dostarczać mu wystarczającej ilości zaopatrzenia, dlatego trzeba byłoby zapewnić dostawy drogą morską. Za to skoncentrowany na Małym Kubaniu korpus z łatwością mógłby zapewnić sobie dostawy z bogatych równin Abadzechii i Szapsugii.
W Dagestanie szejk Szamil zawarł rozejm z Rosjanami, jednakże ta umowa w sytuacji ataku na linię rosyjską i pojawieniu się wojska w Kabardzie, nie powstrzymałoby imama od wystąpienia(3) z Dagestanu. Nawet, co mało prawdopodobne, gdyby on sam zechciał dotrzymać złożonej Rosjanom obietnicy, to żądni zdobyczy i wojny Awarowie, Czeczeńcy i Lezgini z pewnością nie mogliby się powstrzymać od działania. Z całą pewnością można by liczyć także na co najmniej 20 000 przedstawicieli narodów dagestańskich dla działań dywersyjnych.
50 000 ludzi z 60 polowymi działami ruszyłoby znad Małego Kubania, kierując się po równinach Kabardy w stronę Tereku. Po osłabieniu rosyjskiej linii na wysokości Abchazji, nie napotkaliby oni poważniejszego oporu, natknęliby się jedynie na oddziały kozackie oraz milicję, z którymi Abchazi mogą się co najmniej równać w kunszcie wojskowym, o ile ich nie przewyższają. Nad Terekiem odbyłoby się połączenie z oddziałami z Dagestanu, można byłoby wtedy liczyć na współpracę mahometańskiej Kabardy z wrogimi Rosjanom Osetyńcami. Takie działania wojenne zadałyby silny cios rosyjskiemu panowaniu na Kaukazie.
Rosjanie nigdy nie byliby w stanie stawić skutecznego oporu takiemu wojsku, przynajmniej do czasu przybycia odsieczy z Centralnej Rosji i powrotu armii z Anatolii. Zmuszeni byliby do ochrony swoich niezliczonych twierdz i stanic. W tym czasie inne fortece, leżące na drodze marszu regularnych wojsk, nie byłyby w stanie się obronić i wpadłyby w ręce wroga. Gdyby Rosjanie pozostawili swoje forty i stanice, by przeprowadzić koncentrację sił, cała ludność cywilna, kobiety i dzieci kozaków oraz przesiedleńcy znaleźliby się na łasce dzikich górali. Taka operacja uczyniłaby położenie Rosjan na Kaukazie nadzwyczaj ciężkim. Wojsko w sile 25 000 ludzi z 30 działami, wspierające się o Suchum-Kale, także odciągnęłoby znaczną część rosyjskiej armii.
Jak już wspomniano, trudno pojąć, jak można było myśleć o poważniejszym przeszkodzeniu rosyjskim planom na Kaukazie bez współdziałania z niezależnymi góralami. Omer-Pasza w ogóle nie myślał o silnych Adygejczykach i wylądował on z całym swoim wojskiem w Suchum-Kale. Przybycie serdara, o którym Abchazi wiedzieli, że nie jest Turkiem, wywarło na nich pozytywne wrażenie. Wielu abchaskich wodzów przyszło do niego z propozycją swojej służby, w nadziei, że w końcu rozpocznie się poważna wojna z Rosjanami. Jednakże byli oni daleko w błędzie. W jednym z rękopisów zmarłego generała Steina (Fergat-Paszy), który piastował posadę naczelnika sztabu generalnego w korpusie tureckim, znalazłem następującą notatkę: „Po naszym wylądowaniu ze wszystkich stron przybyli czerkiescy naczelnicy, a także potężny naib. Zaproponowali oni służbę wojskową w imieniu swoim oraz swoich plemion, ponieważ jednak nie wchodziło to w danej chwili w nasze plany, dano im do zrozumienia, by postępowali spokojnie i niepotrzebnymi prowokacjami nie ściągnęli sobie na kark Rosjan”. Dziwna polityka! Narodowi, który znajduje się cały czas w stanie wojnie, proponuje się spokój, w chwili gdy chce on wykorzystać sprzyjającą okoliczność.., dlaczego? „…By nie ściągnąć sobie na kark Rosjan”. Jak gdyby Turcy do tej pory powstrzymywali Rosjan.
Omer-Pasza dobrze przyjął naiba i wkrótce przekonał się, że jest to jedyny człowiek, na którego można liczyć. Pasza obiecał nawet wymuszenie na Porcie uznania naiba naczelnikiem całej adygejskiej krainy, choć w danej chwili nie skorzystał on z jego usług. Wręcz przeciwnie, serdar chciał, wykonując zapewne jakieś wyższe zalecenia, wykorzystać pomoc Sefera-Paszy i uorków z Ubychii i żądał, aby wystawili oni swoje siły. Sefer-Pasza spieszył się zrealizować swoje zobowiązania, obiecywał całą armię, na koniec zaś przysłał swojego syna z… siedmioma jeźdźcami. Tak silni w Ubychii uorkowie jak Hadżi-Kieranduk i Brakok-Izmaił, wystawili po 11 jeźdźców. Było to rezultatem żałosnych i niezdarnych intryg, które Porta tolerowała, a nawet popierała.
Bardzo krótka wyprawa Omer-Paszy nie miała żadnych ciekawych epizodów. Rosjanie zobaczyli, że nikt nie chce uczynić im na Kaukazie niczego złego. Błogosławili oni los, za to, że w tak krytycznym momencie przeciwstawił im akurat Turków. Turecka interwencja nie mogła być niebezpieczna dla Rosjan z wielu względów: brak zdolności i sumienności tureckich przywódców, którzy nie byli w stanie dowodzić swoimi własnymi oddziałami, a co dopiero niezdyscyplinowanymi góralami; faktyczna bezradność tureckich oficerów, niezręczne intrygi Konstantynopola, nienawiść i pogarda, które żywiły do Turków nawet mahometańskie plemiona górali, a tym bardziej chrześcijanie (Abchazi, Gruzini, Imeretyńcy i inni – wszystko to odebrało tureckiej armii szanse, które miałaby armia europejska. Jeszcze dziś Abchazi wzdychają: „Gdybyśmy nie wpuścili Turków na naszą ziemię, a skłonili się przed Francuzami, albo Anglikami, jeśliby tylko 10 000 tych ich przyszło do nas, to Rosjan nie byłoby teraz w Tbilisi”. Gruzini, Imeretyńcy, a nawet czarnomorscy Kozacy oczekiwali pojawienia się wojsk anglo-francuskich ze zniecierpliwieniem, chcąc się do nich przyłączyć. Jednakże przeciwko Turkom postanowili bronić się do ostatniego.
Rozejm i szybkie podpisanie pokoju przerwało słabe próby ofensywy od strony Suchumi, które czynił Omer-Pasza. Armia turecka załadowała się na statki i zwolniła miejsce garnizonowi rosyjskiemu. Także do Anapy przyszedł rozkaz odprawienia do Konstantynopola 200 tureckich żołnierzy, tworzących gwardię Sefer-Paszy. Poraziło to jak grom Sefera. W swojej ślepej wierze w niezwyciężoność sułtana był on zupełnie pewien, że Czerkiesja rzeczywiście należy do sułtana i zupełnie poważnie myślał, iż będzie dożywotnim wali tej krainy. Jedynie z ciężkim trudem można go było przekonać, iż jest zupełnie odwrotnie. Wówczas on także zechciał wsiąść na statek i udać się do Istambułu. Jednakże jeden z oficerów, który miał w stosunku do niego sekretne instrukcje, dał mu do zrozumienia, że władze sułtańskie zrobiły dla niego już wystarczająco dużo i zbliża się czas, kiedy będzie on musiał zadbać o siebie sam. Powinien dzielić los swojego kraju i próbować odwdzięczyć się za wieloletnie dobrodziejstwa sułtana, jakąkolwiek poważną służbą. Turecki garnizon załadował się na statek, po tym jak spalił Anapę i wysadził jej umocnienia. Stary Sefer pozostał w Abchazji, pozostawiono mu dwa kiepskie 6-cio funtowe działa i trochę prochu – jako ostatni podarunek. Po wyjeździe Turków pojechał on nad maleńką rzekę Szapsogur), gdzie osiedlił się wraz ze swoją rodziną. Niezauważony przez nikogo, spędzał jak zwykle czas na modlitwie, paleniu tytoniu i ruganiu naiba.
W tym czasie Abchazi ze strachem zdali sobie sprawę z tego, że złudny spokój, w którym żyli od początku wojny dzięki tureckiej interwencji, kończy się i wkrótce znów będą musieli liczyć na własne siły w walce z potężnym wrogiem. Zebrało się więc zgromadzenie starszyzny wszystkich narodowości i plemion, na którym zadecydowano wysłać delegację do Konstantynopola, zaproponować sułtanowi poddaństwo Abchazji i prosić o jego ochronę. Tę radę dali narodowi sympatycy Turków i została uchwalona w akcie rozpaczy, 260 posłańców wyruszyło do Konstantynopola. Także naib Mohamed-Amin towarzyszył delegacji, a Sefer-Pasza posłał swojego syna.
Łatwo się domyślić, że delegacja nic nie wskórała, została przedstawiona sułtanowi, który przyjął ją bardzo życzliwie. Zaproponował posłańcom nocleg i wyżywienie na koszt władz, a także ogólnie okazał im wszelką gościnę. Na ostatek każdy z członków delegacji otrzymał prezent w wysokości 1000 piastrów i obietnicę, iż wkrótce zacznie się nowa wojna i Rosjanie będą na zawsze przegnani. W ten sposób ogłupieni synowie gór zostali odprawieni do domu. Oczywiście ich tureccy przyjaciele nie zapomnieli zachęcić Abchazów do ciągłego sprzeciwu wobec Rosjan, szczególnie zaś uprzedzali ich, aby Abchazi pozostali wiernymi religii muzułmańskiej oraz padyszachowi.
Skutkiem tureckiej interwencji był więc rozpad kraju Adygejczyków na kilka części, podczas gdy przed wojną stanowił on jedność. Abadzechia podporządkowała się, jak wcześniej, Mohamed-Aminowi i zachowała wprowadzony przez niego ustrój administracyjny. Ubychia nie podporządkowała się nikomu pod pretekstem zachowania wierności padyszachowi. Szapsugia podzieliła się na trzy części. Najbardziej rozsądna pragnęła powrotu naiba, jednakże była ona bardzo słaba. Wrogowie wszelkiego ładu, wszyscy rozbójnicy i złodzieje, którzy obawiali się srogości naiba, popierali przywrócenie Sefer-Paszy, choć w niczym mu nie pomagali i nie podporządkowali się. Zastępca sułtana był dla tych zdeprawowanych ludzi zbroją przeciwko naibowi. Mieszkańcy nadbrzeżnej części nie chcieli słyszeć ani o Namibie, ani o Seferze, kultywowali oni chrześcijańskie i pogańskie obyczaje. Jednakowo nienawidzili oni mahometanizm jak z Dagestanu, tak i z Konstantynopola. Gdy zagrażał im naib chwytali się oni Sefer-Paszy, gdy zaś ten ostatni żądał od nich poparcia i uznania swojej władzy - udawali, że go nie słyszą. Na kongresie pokojowym w Paryżu został poruszony problem niepokornych Abchazów. Został on podjęty przez wysłanników angielskich, którzy jednakże pozostali osamotnieni. Co warte uwagi, turecki przedstawiciel ni jednym słówkiem nie poparł angielskiej inicjatywy.
Już wcześniej podkreślałem, jaką ogromną szkodę zadała walczącym Abchazom późniejsza zmiana postanowień, zgodnie z którymi każdemu z państw europejskich pozwolono trzymać na M. Czarnym tylko dwa okręty wojenne. W przypadku Rosji liczba okrętów wojennych wzrosła później do dziesięciu.
Południowi Abchazi, którzy do czasów wojny żyli z Rosjanami w stanie rozejmu, powrócili do poprzednich stosunków. Północni Abchazi, czy Adygejczycy przygotowywali się do nowej wojny.
Pod koniec 1856 roku, gdy w Europie świętowano powszechny pokój, zajęcie Anapy wznowiło działania wojenne w Abchazji i brzeg został zablokowany.
Koniec tomu pierwszego
Przypisy autora:
(1) Pan Longworth spędził wcześniej z Panem Bellem jeden rok w Natuchaju i czynił, zasługujące na uwagę, próby doprowadzenia do jakiejkolwiek jedności i ładu wśród Adygejczyków. Jego pobyt w Abchazji wydawał się rosyjskim władzom na tyle niebezpieczny, że za jego głowę wyznaczono wysoką nagrodę, a car Mikołaj nakazał powiesić angielskich buntowników, jak tylko zostaną oni pojmani. Pan Longworth opisał swoje wrażenia z pobytu wśród Abchazów w jednej interesującej pracy w języku angielskim. Obecnie jest on brytyjskim konsulem generalnym w Belgradzie.
(2) Serdar – Ekram - Najwyższy głównodowodzący, generalissimus [serdar to głównodowodzący armią].
(3) Naib Mohamed-Amin czytał mi list Szamila, w którym pisał on, że w czasie całej Wojny Wschodniej trzymał w pogotowiu 20 000 jeźdźców. Prócz tego w każdym domu był przygotowany miesięczny zapas produktów dla pięciu żołnierzy.