PAN MINISTER WCIĄŻ WALCZY Z KOMUNIZMEM

Wywiad udzielony przez Ministra Radosława Sikorskiego w dniu 22 kwietnia 2008 r. "Rzeczpospolitej" normalnych ludzi częstokroć napawa przerażeniem. A przecież oni często nie są do końca świadomi, jak się rzeczy mają.

Minister Sikorski antycypując powstanie "federalnego", unijnego ministerstwa spraw zagranicznych, mówi w nim o wydelegowaniu 30-40 "naszych dyplomatów" do pracy w takim wspólnym MSZ. Nie mówi natomiast wcale, albo raczej niewiele o współpracy z legalnie wybranym Prezydentem RP. Swoim przełożonym.

Jak powszechnie wiadomo przyjęcie Traktatu Lizbońskiego przez wszystkie państwa UE skutkować ma takim wrzuceniem do "wspólnego kotła", również i naszych spraw zagranicznych. Często-gęsto argumentowano (np. w niemiecko-rosyjskim "Dzienniku" /własność koncernu Axel Springer z kapitałem w 78% niemieckim i w 22% rosyjskim/), że w takim wspólnym MSZ, np. interesy obywateli polskich w Libii i szerzej RP, mogłaby przejąć, mająca doświadczenie na tamtejszym terenie placówka włoska. Nic nie mamy przeciwko Włochom, ale też wiemy np. o ostatnich porozumieniach energetycznych rosyjsko-libijskich i o ogromnym, narastającym uzależnieniu słonecznej Italii od gazu ze Wschodu. Czy w tej sytuacji - wielkich interesów gazowych na linii Rosja-Libia-Włochy - ktoś z włoskiej ambasady czy konsulatu będzie rzeczywiście dbał o jakieś drobne sprawy Polaków (wielu ich w Libii pracowało), czy też "województwa polskiego" w Libii?

A priori można powiedzieć, że jest to po prostu zupełnie niemożliwe.

Ministrowi Radosławowi Sikorskiemu winna być znana - jeśli nie, to jest do kupienia niemal w każdym kiosku w Ameryce i w Zjednoczonym Królestwie - bestselerowa praca innego dyplomaty, Brytyjczyka - ambasadora w Waszyngtonie p.t. "DC Confidential" (Sir Christopher Meyer, 'DC Confidential', Weidenfeld & Nicolson, 288pp, £20, ISBN 0297851144). Wspomnienia z pobytu na bardzo ważnej placówce w Stanach Zjednoczonych, ukazały się po tym jak Ambasador opuścił w 2003 r. swój posterunek. Stały się sensacją nie tylko w dyplomatycznym światku (głównie ze względu na to, że dyplomaci, w tym oczywiście brytyjscy, piszą wspomnienia wiele lat po wydarzeniach a nie niemal natychmiast). Czego tam nie ma? Jest i Clinton i Bush, '9/11' jak i "specjalne stosunki" łączące Stany Zjednoczone z Wielką Brytanią. Krytycy często mówią znów, że swoje wspomnienia pisał "ego-maniak" ('New Statesman'). Nie o tym jednak chcę napisać.

Sporo miejsca w książce ambasadora Meyera zajmują perypetie jego nowopoślubionej drugiej żony, późniejszej Lady Catherine. Meyer spotkał ją w Niemczech, gdzie był poprzednio także amabasadorem Wielkiej Brytanii. "Cathrine", której nieszczęściu Meyer poświęca więcej niż jeden rozdział (a zaledwie nieco mniej niż całą książkę), była poślubiona poprzednio pewnemu Niemcowi. I z tego małżeństwa byli dwaj synowie. I sąd niemiecki pozwolił "Cathrine" na widzenie godzinne - wcześniej zaaranżowane - raz na pół roku, w miejscu stałego zamieszkania dzieci i na rozmowę matki (Brytyjki) wyłącznie w języku niemieckim ze swoimi dziećmi. "Cathrine" walczyła: napisała z sukcesem wydawniczym kilka książek na ten temat, wydanych w Anglii, znanych także i w Stanach. Sąd w Hamburgu wyznaczał posiedzenie na konkretną godzinę, w konkretnym dniu na które zjeżdzali z za Oceanu, z Washington, D.C. Państwo Ambasadorostwo (proszę sobie wyobrazić jak się tłumaczyli Clintonom czy Bushom, sic!) - a następnie, po przybyciu... odwoływał posiedzenie. Do prowadzenia sprawy wyznaczał obcokrajowców, których znajomość j. niemieckiego stała znacznie poniżej umiejętności amabasadora Meyera (aktualnie ambasadora w Waszyngtonie a byłego ambasadora w Bonn) i jego nowej żony, poprzednio zamężnej z Niemcem. Itp., itd. I nic tu nie pomagała ultra-wysoka pozycja społeczna i wyjątkowe umocowania międzynarodowe męża "Cathrine" (był on reprezentantem głowy państwa - królowej Elżbiety II i rządu Jej Królewskiej Mości, najpierw w RFN a potem w USA). Trudno o bardziej wpływowego cudzoziemca w Niemczech! Wszystko to jest w powyżej przytoczonej książce do przeczytania. I do bardzo, bardzo głebokiego przemyślenia.

Jak wobec tego będzie się bronił w "zjednoczonej Europie" szary polski obywatel i jak go będzie bronił - poza granicami "polskiego województwa" korpus dyplomatyczno-konsularny rodem "ze wspólnego kotła", który przygotowuje już nam Pan Minister Sikorski, nie potrafiący przecie - jak widać wszem i wobec - miesiącami dojść do porozumienia ze swoim wciąż aktualnym Zwierzchnikiem - Prezydentem Lechem Kaczyńskim?

Widzę to bardzo czarno.

Autor publikacji