27. A. Trzeciak - Nowi wrogowie wolności i demokracji

Możliwość przeprowadzenia w Polsce wolnych wyborów jest nadzwyczaj nikła. Dotychczas wyraźane w tej kwestii obawy opierały się o brak wiary w dobrą wolą komunistów. Zostawmy tu jednak - dla czytelności wywodu - komunistów na boku. Mamy obecnie także i drugą przewodnią siłę. Zobaczmy, co ona ma na myśli, mówiąc o „całkowicie wolnych wyborach”.

Wypisywano wiele na temat tego, jak to Obywatelski Front Jedności Narodu poprowadzi kraj ku normalności i demokracji. Z samego Frontu miały wykluć się „w sposób naturalny” różne prądy i różne partie odzwierciedlające różnorodność poglądów normalnego społeczeństwa. Odtworzenie naturalnego życia politycznego, prawdziwe równouprawnienie dla wszystkich poglądów na świat, miały być objęte szczególną troską „naszych reprezentantów”. Zostali oni co prawda mianowani niedemokratycznie i zgrupowani w monolitycznym bloku, ale miała to być chwilowa i przejściowa konieczność.

Okazało się wszakże, jak zawsze twierdziliśmy, że tzw. nasi przywódcy zgoła inaczej pojmują demokrację, niż jest to powszechnie przyjęte. Poczuli się już tak silni, że przestali się maskować. Oto człowiek, który tyle pisał i mówił o przechodzeniu do demokracji, o modelu hiszpańskim i tak dalej, dziś obwieszcza swą wolę uformowania na stałe ruchu (liczba pojedyncza), który „w duchu” Solidarności i „pod jej sztandarem” będzie „przekształcał Polskę” (organ Michnika nr 108). „Nie myślę, by Solidarność była federacją odrębnych politycznych opcji. Myślę, że jest specyficznie polską syntezą orientacji dawniej konkurencyjnych ...”.

Twierdzenia, iż konkurencja oznacza demokrację, że ludzie mają różne opinie na temat charakteru owych „przekształceń”, a działanie pod jednym sztandarem oznacza nowy dyktat, to zdaniem naszego demokraty, przestarzałe burżuazyjne wymysły.

Przypominamy, co pisaliśmy w Contrze 1/2 o koncepcji Kuronia tzw. budowy tzw. demokracji za pomocą wszechobejmującego „ruchu społecznego”, a także o wersji „demokracji” propagowanej przez Bratkowskiego. Ta ostatnia polegała na tym, iż złą władzę PZPR zastąpić miały rządy „naszej”, dobrej, ogólnospołecznej partii nowego typu, łączącej w sobie wszystko co najlepsze (jakże przenikliwy jest Alain Besançon!).

Właśnie takie „przekształcenie” ma na myśli Michnik. Zauważmy przy tym, iż wydawane w formie dekretów polecenia Michnika, nabierają wcześniej czy później mocy obowiązującej. Tak ukształtowano bowiem tzw. zręby „naszej demokracji”. A. Michnik, który kiedyś życzył Polsce eurokomunizmu, jako czegoś najlepszego dla naszego kraju, wciela dziś w życie dokładnie ten sam pomysł. Odnalazł tylko inną, rokującą znacznie większe nadzieje powodzenia swych planów, formą czy też raczej maską. Sytuacja jest dla Michnika tym lepsza, iż także w kierownictwie PZPR, nie mówiąc już o tzw. stronnictwach sojuszniczych, odnalazł podobnych sobie wielbicieli PRAWDZIWEJ demokracji.

Ostrzegamy wszystkich pragnących Polski normalnej: ADAM MICHNIK, jego koledzy i sprzymierzeńcy są AUTOKRATAMI. W autarkii nowego typu, w „specyficznie polskiej” wersji „demokracji ludowej” pragną zamknąć nasz kraj NA STAŁE. Wszyscy autokraci wszystkich krajów twierdzili zawsze, że ucieleśniają najlepiej oddającą „wspólny interes” – „syntezę”. Jest to nieomylna wskazówka, pozwalająca wykryć polityków o zapędach monopolistycznych. Adam Michnik dołoży wszelkich starań, by na polskiej scenie dominowała raz na zawsze jedna, jedyna siła polityczna, nazywana familiarnie „naszą”.

„Twierdzę, że "S" nie jest ani prawicowa ani lewicowa ani chadecka.” Jest ona - pisze - nowym ruchem, odmiennym od pojęć politycznych II Rzeczpospolitej. Odmiennym również - dodajmy - od pojęć egzystujących w działających w świecie demokracjach parlamentarnych.

Ujawnianie się poglądów endeckich, socjalistycznych, chadeckich, agrarystycznych, liberalnych, monarchistycznych, czyli po prostu próby powrotu do normalności, Michnik uważa za SZKODLIWE. Nazywa to „podziałami”, bo różnorodność jest, jak wiadomo, szczególnie nielubiana przez autokratów wszelkiej maści. Michnik sądzi nawet, że można tu mówić o czymś w rodzaju spisku prowadzącego do zdrady „ideałów”. Realizacja owych „ideałów” będzie wtedy możliwa, gdy stworzy się na stałe sytuację, w której reprezentować, dominować i wybory wygrywać będzie jeden, monolityczny „ruch obywatelski”.

Kto zaś uosabia te ideały, najlepiej wyraża ducha i wysoko wznosi sztandar neo-Solidarności, kto jest automatycznie uprawniony, by stanąć dożywotnio na czele ani prawicowego ani lewicowego ruchu, ruchu konsolidującego i syntetyzującego? To oczywiste - ci, którzy „nie są” ani lewicowi ani prawicowi, którzy wznieśli się ponad anachroniczne podziały i dbają ofiarnie o „wspólne dobro”. Działacze „nowego” (w rzeczywistości bardzo starego) typu, czyli A. Michnik, J. Kuroń, B. Geremek wraz z dodatkami. Ideały owe wyraża zaś ich (jawna) linia polityczna i (ukrywana) ideologia - obie, oczywiście, jedynie słuszne.

Ujawnienie się różnych orientacji politycznych byłoby zaiste niewybaczalną zdradą ideałów: gdzie bowiem znalazłby się wówczas A. Michnik? Nie. Ma być i będzie, jedna partia reprezentująca „ruch Solidarność” i wyrażająca aspiracje wszystkich Polaków. NASZA JEDNA, JEDYNA siła. Nowa przewodnia, z nowymi „przewodnikami” na czele. Podjęli oni już nawet próbę, by podporządkować sobie odradzający się politycznie ruch chłopski. Będą w przyszłości to współzawodniczyć, to współpracować i łączyć wysiłki ze zreformowanymi komunistami i odnowionymi „stronnictwami sojuszniczymi”. Reszta, jako nie mieszcząca się w demokracji nowego typu, znajdzie się tam gdzie jej miejsce - na marginesach gazet, telewizji, możliwości działania i oddziaływania.

Czy można się dziwić, iż OKOP ma w nosie starania o nie komunistyczną ustawę o partiach politycznych? To go nie interesuje i słusznie, bo sam przecież zaistniał.

Czy można się dziwić, że informacje o staraniach na rzecz wolności politycznej w Polsce są traktowane przez organ Michnika jako błahostki? Michnik jest wszakże posłem, Kuroń ministrem a OKOP nie musi się rejestrować.

Czy można się dziwić decyzji WybGazety nie dopuszczającej do druku deklaracji PPP, mimo iż została podpisana przez grono wybitnych osób z Jerzym Giedroyciem na czele? Wszak znajdował się w niej passus krytykujący koncesję na opozycyjność. „Koncesja ta, utrwalana i instytucjonalizowana, prowadzi do monopolu na wypowiadanie się w imieniu całej opozycji i społeczeństwa” - stwierdzono tam niedemokratycznie. Nie. Nie należy się dziwić - Michnikowi chodzi właśnie o monopol i instytucjonalizację.

Równocześnie Michnik w sposób typowy dla formacji, z której się wywodzi, nazywa swe koncepcje działaniem na rzecz, i dążeniem do ŁADU DEMOKRATYCZNEGO. Natomiast to, co powszechnie w świecie nazywa się demokracją, to dla niego chaos, anarchia, a także symbol iranizacji oraz ... powrotu do „nacjonalistycznego zaścianka”! Jest to też wizja „społeczeństwa zamkniętego” i „autokracji” w odróżnieniu od tego do czego dąży Michnik. Michnik dąży mianowicie do społeczeństwa otwartego i prawdziwej demokracji!

Mamy w kraju jednego z największych w dzisiejszej Europie mistrzów stosowania orwellowskiego double-thinking.

Czy trudno zrozumieć podziw ob. posła dla Gorbaczowa lub fakt braku protestu z jego strony, gdy partnerzy operują pojęciem „demokracji socjalistycznej”? Michnik protestuje natomiast gwałtownie gdy nazywa się go TYLKO lewicowcem. I słusznie - on i jego koledzy są przecież WSZYSTKIM, są politykami i przywódcami NOWEGO TYPU.

Ostrzegamy raz jeszcze. ADAM MICHNIK JEST WROGIEM DEMOKRACJI. Dlatego tak dobrze porozumiewa się z Kiszczakiem, Kwaśniewskim, Dubczekiem, Jelcynem i przywódcami KP Italii. Przeciwstawienie się jemu i jego towarzyszom nie będzie łatwe.

W styczniowym numerze „Commentary”, Jean-François Revel zwraca uwagę na niezwykle mocno tkwiącą w ideologii socjalistycznej zasadę NIEODWRACALNOŚCI raz zaprowadzonego socjalizmu. Wszyscy socjaliści, także nie totalitarni i działający w krajach demokratycznych, są intelektualnie i ideowo związani z tą zasadą.

Co oznacza wyrażone przez J. J. Lipskiego pragnienie, by w Polsce „był socjalizm”? Oznacza dążenie do tego, by zapanował on NA STAŁE. Dawid Warszawski żywi z kolei nadzieję, że demokracja W SOCJALIZMIE jest możliwa. Superreformatorzy z Węgier (utrzymując się w konwencji tego tekstu dajemy wiarę WybGazecie twierdzącej, że nie są oni już komunistami) ogłaszają, że celem ich jest „demokratyczny socjalizm w praworządnym państwie”.

Jak widać faktu, że ludzie mogą nie chcieć, przynajmniej od czasu do czasu, samego socjalizmu w ogóle nie bierze się pod uwagę. Socjalizm to rzecz TRWAŁA, choć można w jego ramach robić to i owo. Z takiego nastawienia biorą się projekty ustalenia z góry za ludzi, zaprojektowania za nich IDEALNEGO systemu, zaprogramowanego we wszystkich dziedzinach życia, a nawet starania o ukształtowanie „nowego społeczeństwa”. Chodzi nie o umożliwienie ludziom wyboru, ale o spowodowanie, by w najważniejszych dziedzinach wszystko było już RAZ NA ZAWSZE ustalone, czyli by wybór był niemożliwy. Na tym właśnie opiera się doktryna „budowy socjalizmu”, jakiegokolwiek socjalizmu. Revel twierdzi nawet, że bez zasady NIEODWRACALNOśCI, cała ideologia socjalistyczna traci swój sens.

Po zdobyciu w roku 1981 władzy, numer dwa wśród francuskich socjalistów stwierdził, „Musimy stworzyć warunki dla nieodwracalności przejścia do socjalizmu”. Ówczesny przewodniczący Zgromadzenia Narodowego ogłaszał stanowczo: „Nie będzie powrotu do przeszłości”, a premier Mauroy mówił, iż skoro lewica sięgnęła po władzę, powrót taki jest dla niego intelektualnie nie do wyobrażenia.

Prawdą jest, że każdy reżim chce rządzić jak najdłużej, ale tylko u komunistów i socjalistów zasada ta występuje w formie tak krystalicznie czystej i stanowiącej podstawę ich ideologii. W krajach DEMOKRATYCZNYCH nie mogą oni w pełni zrealizować swego credo. Czasem godzić się muszą z utratą władzy i zahamowaniem, czy wręcz cofnięciem, wdrażania swego nowego ładu.

W Polsce nie ma jednak jeszcze demokracji, a ludzie, o których tu mowa chcą zapewnić warunki TRWAŁOśCI swej władzy i NIEODWRACALNOśCI ukochanego przez siebie systemu PRZED jej zaistnieniem. Chcą tego ZAMIAST demokracji. Starają się o to, by demokracja nie stała się w Polsce możliwości, realną. Stąd zagrożenie. Nie całkiem jakoś zdają sobie z tego sprawę reprezentanci innych, demokratycznych orientacji. Powtarzają oni formułki o tym, jak to przedtem życie polityczne zdominowane było przez monopol, a teraz obserwujemy odradzanie się normalnego życia politycznego. Twierdzą, że różnice między nimi a Michnikiem są wyłącznie rzędu TAKTYCZNEGO (!). W rzeczywistości wszystko przemawia za tym, iż owo życie ma małe szanse rzeczywistego zaistnienia. A. Michnik zadba o to, by jego, czyli „nasz”, rzekomo ponadpolityczny i realizujący aspiracje wszystkich ruch, nie miał konkurencji. Postara się o to, by wolna gra mających te same możliwości działania, różnorodnych sił politycznych była fikcją. W grze tej mógłby też, oczywiście, uczestniczyć, ale na niekorzystnych dla siebie warunkach, bo na równych prawach. Zrobi więc wraz z towarzyszami wszystko, by temu zapobiec. Nie tylko więc komuniści i nomenklatura będą przeciwdziałać zaistnieniu wolności w Polsce.

Michnik wraz z kolegami najpierw przechwycił Solidarność, potem jej polityczne przybudówki. Image współtworzą im komunistyczne środki przekazu, a reklamę w świecie, wciąż wpływowe na Zachodzie, sieroty po lewicowych utopiach. Co najważniejsze, będą oni swój polityczny monopol utrwalać, a ideologię realizować pod przykrywką symbolu Solidarności, symbolu kojarzącego się nadal wielu z walką o autentyczną wolność. ZAWSZE będą się powoływać na konieczność „jedności” i operować w sposób kłamliwy demokratycznymi hasłami.

Dążą do instytucjonalizacji wyłączności swej pozycji nie tylko w opozycji, ale równolegle z komunistami, w państwie. Naprawdę warto, by coraz więcej ludzi zdawało sobie z tego w pełni sprawę. Tu nie chodzi tylko o demokrację. Chodzi o rzeczywiste wyjście Polski z systemu, jego ulepszeń i wariacji, chodzi o powrót do normalności, o odzyskanie Polski dla wszystkich Polaków. Chodzi o wolność.

W wywiadzie dla pisma japońskiego (7.10) także obecny premier PRL wyjaśnił, co rozumie pod pojęciem demokracji. Wyraził mianowicie nadzieję, że przeprowadzenie „CAŁKOWICIE wolnych wyborów” doprowadzi do „utworzenia rządu przez samą Solidarność”. Wynika z tego jasno, że nie różnorodność, a nowy Front Jedności Obywatelskiej, posługujący się szyldem "S", będzie wyrazem „demokracji”. Będzie on, już na stałe, „reprezentacją społeczeństwa polskiego”. Wszyscy nie należący do niego będą mieli szanse zbliżone do tych, jakie posiada się w ustrojach komunistycznych.

Tymczasem cały świat z entuzjazmem wspomoże - politycznie. duchowo i materialnie ~ takie wdrażanie demokracji w Polsce. Jest nadzieja, że na stanowiskach administracyjnych dokona się 100% wymiany dawnej przewodniej siły na nową przewodnią siłę. W razie sukcesu, zachwyci to wszystkich jako zwycięstwo nowej, specyficznie polskiej, syntetycznej demokracji.

Tak więc realnie patrząc, mamy przed sobą wyłącznie dwie możliwości: albo komunistom znudzą się dotychczasowi partnerzy, albo współrządzić z nimi będzie monopartyjny blok postępowy zwany „naszym”. Postępowy, albowiem dowodzony przez najlepszych reprezentantów lewicy nie stalinowskiej, katolików naprawdę (a nie w sensie ironicznym) postępowych z uwierzytelniającymi dodatkami zasłużonych profesorów i odczuwających słabość do autorytaryzmu oraz Rosji, działaczy narodowych.

Wszyscy oni są i będą niesłychanie konstruktywni wobec Sowietów i „pozostałości komunizmu”. Tak więc, czy profesor Geremek będzie miał okazję mówić o „spełnieniu woli wyborców” tudzież „prawdziwych reprezentantach narodu”, czy też nie będzie miał, jedno jest wiadome, demokracja nam nie grozi.

Chyba, iż (i wyrażamy gorącą nadzieję, że tak się stanie) uda się skłonić społeczeństwo by nie dało się dalej zwodzić komukolwiek.
Andrzej Trzeciak

Zarzuci się nam z pewnością, że my właśnie jesteśmy antydemokratyczni. Opierający swą pozbawioną dogmatów działalność na wspomnianych wyżej ideałach tow. Surdykowski stwierdzi, że propagujemy stalinizm za pomocą metod stalinowskich (informujemy go przy okazji, że wyłącznie Stalina nienawidzą uczciwi komuniści w rodzaju tow. Surdykowskiego - nasze uczucia wobec komunizmu nie są tak osobowo zawężone). Nade wszystko nasza krytyka jest przecież zupełnie nie merytoryczna. Prawda, że będą to zarzuty słuszne?
Contra

Contra 1988-1990