11. Z. K. - Socjalizm czy wolność?

Można zbyć to o czym tutaj napiszemy twierdząc, iż nie ma już znaczenia, co mówią komuniści. Bardzo chcielibyśmy by tak było - ale nawet wtedy należy znać zamierzenia i plany przeciwnika. Tymczasem wydaje się, iż zaprzestano je dostrzegać. Nam chodzi jednak szczególnie o zachowanie się drugiej (?) strony i wypowiedzi komunistów oceniamy pod tym kątem widzenia.

Na plenum KC jej pierwszy sekretarz również użył ulubionego zwrotu „naszych” - tego o „historycznej szansie”. Zdaniem Rakowskiego "... polega (ona) na tym, że obiektywnie rzecz biorąc jesteśmy w stanie udowodnić światu, że postęp i socjalizm można budować w warunkach demokracji". Stwierdził też, iż wierność dla ideałów socjalistycznych musi trwać w Polsce. „Można zmierzać do tego wspaniałego i wzniosłego celu, obywając się bez dyktatury” - zauważył.

Kiedy można „budować” ów socjalizm w warunkach demokracji? Można to czynić, gdy działa się w demokracji pozorowanej, wówczas gdy „druga strona” podobnie widzi „historyczną szansę”. Wtedy, gdy w jej realizowanie chce się włączyć w ramach demokracji dualistycznej, z tym, że dla haseł „socjalizm i postęp” używa innych nazw. Oczywiście, że można się wówczas obyć bez klasycznej dyktatury.

- Dopóki opozycja (czy też była opozycja) pozostaje KONSTRUKTYWNA wobec rzekomego IMPERATYWU i „oczywistej” NORMALNOŚCI konieczności „budowy socjalizmu”,

- dopóki nie stwierdzi jasno i niedwuznacznie, że nie wszyscy Polacy chcą „budować” jakikolwiek socjalizm, że ci co nie chcą, mają identyczne, pod każdym względem, prawa z tymi co się na to godzą,

- dopóki nie powie wyraźnie, że zasada „nie schodzenia z drogi socjalizmu” jest idiotyzmem i dowodem na zniewolenie Polski,

- dopóki nie zakwestionuje świętości słowa „socjalizm”,

- dopóki nie będzie ubiegać się o pełne uprawnienie polityczne dla tych, którzy mają poglądy wyraźnie antysocjalistyczne (nie tylko w sensie metafizycznym i gospodarczym), o równe możliwości działania dla tych, którzy „CHCą zepchnąć Polskę z drogi socjalizmu” z tymi co, choćby milcząco, pragną ją na niej utrzymać, dotąd nie wierzymy w żadne gadania o demokracji.

My nie chcemy nic „budować”. Pragniemy by Polacy odzyskali PEŁNą możliwość wyboru. Pierwszym krokiem na tej drodze jest odbrązowienie terminu „socjalizm” w każdym, a nie tylko gospodarczym sensie. Dopóki nie stwierdzi się oficjalnie, że „budowa” socjalizmu, liberalizmu, monarchizmu, scjentyzmu i zgoła czegokolwiek, będzie miała identyczne startowe szanse i że takie właśnie postawienie sprawy jest słuszne i normalne dopóty, w ogóle, nie ma o czym mówić.

Tymczasem „nasi” demokraci i wolnościowcy w ogóle nie poruszają tego tematu. Co prawda jeden z nich mówił, iż jego celem jest abolicja socjalizmu, zniesienie go jako systemu politycznego i odżegnanie się od niego „naszego” rządu, ale mówił on to zagranicą - w kraju podporządkowuje się potulnie linii B. Geremka.

Tak więc, ciągle nad całym życiem politycznym unosi się atmosfera fałszu i zakłamania. O otwartym, niedwuznacznym odrzuceniu prymatu i naturalności „budowy socjalizmu”, o owym, zalecanym przez Besançona, błysku prawdy (co dopiero wzbudziłoby entuzjazm i nadzieję Polaków) nie ma mowy.

Projektuje się wyrzucenie z konstytucji współautorstwa J. Stalina „przewodniej roli PZPR” w owym „budowaniu”, a nie samego „budowania”. Węgrzy już wymusili postawienie na równi wartości zawartych w liberalnej demokracji. Nie tylko chyba z powodu zapędów monopolistycznych „nasi” wykazują małe zainteresowanie sprawą partii politycznych. Na Węgrzech mają one mieć pełną swobodę działania pod jednym tylko warunkiem: „że nie będą posługiwać się przemocą w celu przejęcia władzy”. żadne „ustrojowe” bariery nie są przewidziane.

Powtarzamy: nie chodzi o korekty i usprawnienia, chodzi o zasadnicze zdjęcie nieprawego nimbu ze słowa „socjalizm”. Nieprawdą jest, że słowa nie liczą się, nie mają znaczenia. Już i Kisiel doszedł do tego wniosku. W systemie ideologicznym mają one znaczenie zasadnicze. Czas na dokonanie tego historycznego kroku nie jest nieograniczony. Może więc część „naszych” reprezentantów podejmie się tego zadania? Czy też wszyscy oni są zwolennikami Jelcyna i Piaseckiego?

1 sierpnia sekretarz Orzechowski stwierdził: „...rozbijanie niesprawnego, biurokratycznego systemu władzy i nieefektywnego modelu gospodarowania nie ma nic wspólnego z demontażem socjalizmu". Zauważył też: „Zmienia się nasz kraj, zmienia się socjalizm”. Mówił, iż pełne porozumienie (na rzecz budowy nowoczesnego socjalizmu) „winno zostać przyjęte po XI Zjeździe partii oraz po zjeździe „Solidarności”.” Nikt mu nie zaprzeczył. Przeciwnie, ostatnio (w wywiadzie dla „Komsomolskiej Prawdy”) A. Michnik oświadczył: „Niedawne przemówienie I sekretarza KC PZPR Rakowskiego było bardzo interesujące. Przewinęła się przez nie idea zjednoczenia sił reformatorskich kraju. Jest tu o czym pomówić”. Zapewne jest, ale z pewnością nie będzie to rozmowa o zakończeniu „budowy socjalizmu” czyli o wyzwoleniu Polski.

Nikogo nie powinno zatem dziwić, iż nie traktujemy jako propagandowego gadania przegrywającej siły, wypowiedzi Orzechowskiego: "Sami socjalizmu nie zbudujemy. Niezbędni są do tego sojusznicy i partnerzy”.

Z. K.

Oto jak prymitywne są metody szkolenia wojsk KGB przezn. do rozpędzania demonstracji i to A.D. 1989! Proponujemy zaoferowanie pedagogicznych usług Oddziałów Prewencji, oczywiście za odpłatą w dewizach (rubel transferowy). Pomysł podsuwamy NASZEMU (reformatorskie skrzydło PZPR) ministrowi Handlu Zagranicznego, oczywiście po uzgodnieniu z innym członkiem Pierwszego Niekomunistycznego Rządu - ministrem MSW.

Contra 1988-1990