BEZ ZMIŁOWANIA, ALE Z GŁOWĄ

Jeśli Jarosław i Lech Kaczyńscy marzyli kiedyś w skrytości ducha o swoich „pięciu minutach” w polityce, to właśnie je przeżywają. Na pewno jednak chcą, żeby trwały one dłużej i żeby przyniosły Polsce korzyści. Czy i jakie mają na to szanse?

Wiele zależy od czynników nieprzewidywalnych i przypadkowych. Wiele jest też spraw zakrytych przed oczami obywateli, których możemy się jedynie domyślać, nie zawsze trafnie, po objawach czy drobnych sygnałach. Przykładowo, odzyskiwanie państwa zawłaszczonego przez SLD i poprzedni obóz prezydencki, wymaga nie tylko stanowczości, ale również dogadywania się z wybranymi grupami biznesowymi i politycznymi, także zagranicznymi. Nie znając kulis tego dogadywania się, komentator będzie błądził jak ślepiec po bezdrożach. Ale, mimo wszystko, zaryzykuję kilka uwag o perspektywach nowej władzy.

Kadry decydują

Obóz władzy jest skonstruowany prosto i efektywnie politycznie. Najbardziej zaufani ludzie szefa PiS-u obsadzili obszar wymiaru sprawiedliwości, służb specjalnych, aparatu ścigania i kontroli, administracji terenowej, są też w kancelarii premiera. W pozostałych częściach rządu (także w sferze gospodarczej) mianowania mają charakter zróżnicowany: awansują współpracownicy Lecha Kaczyńskiego z różnych okresów jego działalności, a zwłaszcza z czasów NIK-u i prezydentury Warszawy, współpracownicy premiera z Poznania, Gorzowa i z ZChN-u, zasilani przez układ tzw. „pampersów” i ich powiązania biznesowe, ludzie rekomendowani przez szefostwo PiS-u oraz apolityczni fachowcy.

W parlamencie, wbrew pozorom, PiS ma się dobrze. Czy rząd mniejszościowy czy wcześniejsze wybory, wszystko odpowiada tej partii. Dlatego może ona konstruować przyszły duży obóz chadecki ( m.in. z elektoratem socjalnym, narodowo-katolickim i tym konserwatywnym w stylu Rokity, ) albo poprzez wcześniejsze wybory i „wycięcie” z parlamentu LPR-u i Samoobrony, albo bez wyborów - przez wchłonięcie grupy posłów wspomnianych partii plus frakcji konserwatywnej z PO. Wbrew temu, co wieścili komentatorzy życzliwi dla PO, Kaczyńscy nie stali się zakładnikami Rydzyka, Leppera i Giertycha. To raczej środowiska skupione wokół tych osób muszą zabiegać o istotne miejsce w przyszłej silnej partii chadeckiej.

Nie wiadomo jeszcze jak zostanie urządzony Pałac Prezydencki. Dla PiS-u i dla Lecha Kaczyńskiego byłoby najlepiej, gdyby stał się on (L. Kaczyński) strażnikiem Konstytucji i kreatorem strategii państwa – bez wdawania się w bieżące rozgrywki parlamentarne, partyjne, publiczne. Nowy prezydent RP powinien twardo trzymać się tezy, że jego rolą i obowiązkiem jest m.in. pilnowanie, żeby wszystkie instytucje polityczne RP i wszyscy wybrani i mianowani funkcjonariusze publiczni, posłowie, senatorowie ministrowie itd., służyli narodowym interesom Polski. I tylko w zakresie tych właśnie interesów, inicjowania służby pro publico bono, nadzorowania wypełniania obowiązków przez instytucje władzy państwowej, pan prezydent RP zastrzega sobie prawo i konieczność interweniowania w sferze polityki bieżącej. Po to został wybrany, a nie dla pilnowania interesów partykularnych. Czy tak właśnie będzie, nie wiem. Zwłaszcza, że nie chodzi o same zgrabne słowa, ale o praktykę polityczną, a tu nieraz trudno się ustrzec od chęci działań jedynie doraźnych, stronniczych. Motywowanych często, to prawda, chęcią jak najszybszej naprawy państwa, ale przecież zabójczych dla statusu prezydenta jako uosobienia racji stanu i rudymentarnych interesów RP. Losy „prezydentury aktywnej”, a taką zapowiedział Lech Kaczyński w swoim orędziu inauguracyjnym, będą zatem w dużej mierze zależeć od treści, kryjącej się pod tym małym słówkiem: ”aktywna”. Jest w tym ryzyko szybkiej dewaluacji politycznej, zużycia się. Jedno, co dziś wyraźnie już widać, że współpracowników pan prezydent dobiera sobie sam, bez znaczącego wpływu gremiów partyjnych PiS-u. Tak, jak to niegdyś zrobił w warszawskim Ratuszu.

Celem zasadniczym dla nowego obozu władzy jest, oczywiście, przebudowa ustroju III RP. Sądząc z konsekwentnych przez lata wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego na ten temat, wzorem będzie model republiki francuskiej. Silniejsza władza prezydenta, ale przy zachowaniu – odmiennie niż w USA – systemu parlamentarno-gabinetowego. Myślę, że lepszy – efektywniejszy dla interesów państwowych - byłby model amerykański, czyli system czysto prezydencki, ale być może w Polsce z przyczyn historycznych i politycznych jest on dziś nie do wprowadzenia? I dlatego trzeba zadowolić się rozwiązaniem pośrednim, czyli właśnie francuskim.

Na razie...

Jak na razie, wehikuł, który ma nas zanieść do IV RP, zdaje egzamin. Widać, że PiS naprawdę przejmuje władzę, to znaczy narusza dotychczasowy układ, zmienia go. Inaczej nie byłoby tyle krzyku o „skoku na”: media, spółki skarbu państwa, stanowiska czy co tam jeszcze. Premier ma dla procesu przejmowania władzy zbudować osłonę gospodarczo-socjalną. Muszą być częściowo realizowane obietnice socjalne z kampanii wyborczej, ale nie można popsuć gospodarki. I tego właśnie stara się pilnować Marcinkiewicz. Jednak walka z ”układami”, próba poskromienia rozmaitych odmian kapitalizmu politycznego może łatwo przekształcić się w prostą podmianę układów obcych na swoje. Wynika to z grzesznej natury ludzkiej i z faktu, że zwalczyć złe układy mogą tylko ludzie zaufani, „swoi”. Czy kierownictwo państwa jest w stanie zapobiec prywacie? Czy Kaczyńscy zdołają przeciwstawić się presji materialnej, ba, chciwości części własnego zaplecza politycznego i partyjnego? Bardzo łakomym kąskiem – a przez to sprawdzianem dla czystości intencji obozu władzy – są np. PKO BP, PKN „Orlen”, KGHM, Poczta Polska, PZU, telekomunikacja. Decyzje rządowe, polityczne w sprawach tych firm, szybko pokażą czy chodzi o ukrócenie kapitalizmu politycznego i korupcji czy jedynie o zastąpienie układów obcych własnymi? Państwo zostało w ubiegłych latach zawłaszczone przez grupy interesów partykularnych. Odzyskanie państwa jest bardzo ważnym celem dla obozu władzy. Ale następnym krokiem po szybkim, skutecznym odzyskaniu, powinno być podporządkowanie tych obszarów dobru publicznemu i polskiej racji stanu. Z zakazem wstępu dla partyjniactwa i prywaty. Jeśli tak się nie stanie, afery, wcześniej lub później, zniszczą polityczne plany PiS-u. Tak, jak zniszczyły AW”S” i SLD. Nie dał rady utrzymać w ryzach swojej armii piękny Maniek (Krzaklewski), kanclerz (Miller), prezio (Kwaśniewski), mogą mieć problem bliźniacy (Kaczyńscy). Z tego wniosek: kadry decydują, ale im więcej w działaniach antykorupcyjnych i walce z wynaturzeniami, w procesie odzyskiwania zawłaszczonych przez szemrane grupy interesów obszarów i instytucji III RP, im więc będzie w tych działaniach więcej prawa i rozwiązań instytucjonalnych na przyszłość, tym lepiej.

Wszystko to, choć ważne, gdy chodzi o wielkie firmy, nie wystarczy dla przebudowy państwa. Tu potrzeba zmian w Konstytucji. Rozwiązania są dwa: zbudować większość konstytucyjną w obecnym parlamencie lub zdobyć ją w nowych wyborach. Nie są to pomysły sprzeczne ze sobą. Można przecież cierpliwie budować większość, wyczekując jednocześnie najdogodniejszego momentu wyborów. Nie jest wykluczone, że taka gra zajmie czas aż do końca kadencji? Dla PiS-u ważne jest, żeby przeprowadzić choć kilka zmian ustawowych, prawnych, dobrze ocenionych przez obywateli. Będzie to potwierdzenie wiarygodności politycznych deklaracji, tak potrzebne w czasie nowych wyborów. Dziś wiele wskazuje, że wcześniejsze wybory (wiosną?) mogą być korzystne dla obecnego obozu władzy.

Dalej niż czubek

Największą słabością polskiej polityki jest brak myślenia strategicznego. Złośliwi twierdzą, że większość naszych polityków myśli w kategoriach najbliższej audycji telewizyjnej. To ich jedyny horyzont. Jeśli obecny obóz władzy nie zmieni radykalnie tej sytuacji, ma małe szanse na sukces.

Ma ten obóz przecież kilka równoległych wyzwań przed sobą. Pierwsze, to działania bieżące premiera i gospodarczo-społecznej części rządu: dbanie o gospodarkę, dochody ludzi, pozyskiwanie funduszy z UE, ukrócenie patologii i korupcji w spółkach skarbu państwa i instytucjach rządowych. Drugie – przejmowanie sznurków władzy, czyli m.in. opanowywanie resortów siłowych plus sprawiedliwości i służb specjalnych. Bez tego nie sposób prowadzić suwerennej polityki państwowej, bo przecież oznacza ona m.in. konieczność eliminacji mafijnych i obcych grup wpływów w państwie i gospodarce III RP. To jest, jak sądzę, i potwierdzają to nominacje personalne, zadanie trzonu politycznego tego rządu, czyli najbardziej zaufanych polityków PiS-u. Trzecie – wypracowanie strategii i taktyki przekształcania ustrojowego Polski i wzmacniania jej pozycji geopolitycznej. Tutaj, myślę, jest największe i naturalne pole do popisu dla nowego prezydenta.

Myślenie strategiczne jest potrzebą najwyższą, albowiem na naszych oczach rozpadła się polityczna Europa. Spadek po rządach SLD w kraju jest bardzo zły, ale w sprawach zagranicznych wcale nie jest lepiej. Mamy złe stosunki w Europie, sojusznicze, ale nieracjonalne relacje z USA, gdzie zamiast korzystnego dla obu stron partnerstwa było lokajstwo, mamy też fatalne kontakty z Rosją. Co to oznacza dla nas? Co oznacza sytuacja – realna w perspektywie najbliższych 10-15 lat – gdy naturalnym terenem ekspansji chińskiej staną się dalekowschodnie terytoria Rosji, a Rosja coraz gwałtowniej – co już widać – będzie szukać swojego miejsca w Europie? Czy i jak możliwe jest, aby Rosja została ucywilizowana przez Europę? Czy stale będziemy poddani jako Europa imperialnej ekspansji Rosji, do której tym razem – co trzeba przyznać jest postępem - użyje ona rury gazowej, a nie czołgów? Jak zatem odnaleźć właściwy kierunek polskiej polityki w tym wszystkim? I w jaki sposób i w jakim kierunku popychać, inspirować, politykę USA? Bez praktycznego oparcia w tym mocarstwie nasze polskie rozważania – choćby i wsparte jednomyślną uchwałą Zgromadzenia Narodowego - będą miały charakter czysto teoretyczny, studialny.

Myślenia strategicznego wymaga również polityka krajowa, zwłaszcza przekształcenia ustrojowe, prawne oraz w sferze wolności i swobód (w tym gospodarczych).

x x x

Ten obóz władzy jest pod bardzo silną presją mass mediów i opozycji. Nie ma zmiłuj się. I to się nie zmieni. Każdy błąd będzie odbijał się zwielokrotnionym echem. Ba, jak to było już widać np. w sprawie wyboru prezesa IPN, „fakty medialne” mogą przesłaniać fakty, wirtualna rzeczywistość zastępować rzeczywistość, a politycy będą krzykiem zmuszani do ulegania mass medialnym emocjom. To może być dolegliwe, ale przecież do sprawowania władzy nie bierze się ludzi z łapanki. Z perspektywy czasu i tak najważniejsze będą nie bieżące połajanki, nie zręczność medialna (choć by się przydała!), nie taka czy inna socjotechnika, lecz rezultaty działań strategicznych lub, prowadzących do nich, taktycznych. Czy państwo polskie stanie się trochę bardziej praworządne, trochę mniej skorumpowane, system władzy nieco racjonalniejszy, swobody i wolności (w tym gospodarcze i obywatelskie) ciut większe i lepiej gwarantowane, a pozycja Polski w Europie i świecie nieco silniejsza, bezpieczniejsza? Z tego właśnie rozliczymy kiedyś rządzących, a głównie Jarosława Kaczyńskiego jako demiurga dzisiejszej polskiej polityki. Naszym interesem jako obywateli jest jednak powodzenie sanacji III RP. To lepsze od litanii pretensji, rachunku błędów i zmarnowanych szans. Dlatego namawiam nowy obóz władzy do zerwania z polską, fatalną tradycją myślenia dojutrkowego.

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010