VENDETTA APARATU WŁADZY

Organy państwa są ze sobą połączone łańcuchem nieformalnych powiązań, dzięki którym sprawowanie władzy, choć nie zawsze zgodne z obowiązującym prawem i normami, staje się łatwiejsze. Ludwik Dorn z PiS- u nazwał te powiązania szajką, ale najbardziej odpowiednim jest określenie: mafia.

Sprawowanie władzy w Polsce opiera się na szantażu. Dotyczy to zarówno walki politycznej, jak i dyscyplinowania niepokornych. Władzę sprawuje się bowiem dzięki stworzeniu łańcucha powiązań pomiędzy najbardziej znaczącymi urzędami w kraju, a politykami. Oparty na zasadzie rozdawnictwa stanowisk nadzór nad służbami specjalnymi, fiskusem i urzędami kontroli skarbowej, prokuraturą, policją, wojskiem i td. gwarantuje skuteczność rządzenia. Skuteczność wynikającą z łatwości dławienia wszelkich przejawów oporu czy niesubordynacji w szeregach władzy i jej politycznego zaplecza. Służba innej sprawie niż władza jest wykluczona. Ten kto zechce dowieść, że jest inaczej, szybko i boleśnie przekona się o swoim błędzie.

III Rzeczpospolita przypomina pod tym względem najbardziej skostniałe reżimy. Dowodzą tego przypadki kilku polskich biznesmenów, którzy stanęli po stronie innej niż władza.

Przypadek Kluski

Przykładem najdobitniej świadczącym o tym, że aparat państwa, jeśli zajdzie potrzeba, może sprawnie zniszczyć komuś karierę, jest sprawa Romana Kluski. Biznesmen z Nowego Sącza, pod koniec lat 80 – tych założył za własne pieniądze niewielką firmę handlującą sprzętem komputerowym. W ciągu kilku lat działając na bardzo chłonnym wówczas polskim rynku, przedsięwzięcia takie jak to, szybko zyskiwały na wartości. Optimus urósł do rangi czołowej polskiej firmy informatycznej. Na giełdzie papierów wartościowych najpierw jako czarny koń, potem tzw. blue chip, czyli jedna z najbardziej wartościowych spółek był wzorem zarządzania.

Oprócz handlu komputerami Roman Kluska był także hojnym darczyńcą. Przekazał pieniądze m.in. na budowę Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w podkrakowskich Łagiewnikach. Dzięki temu m.in. zyskał sobie przychylność kościoła, a także rządów prawicowych.

Ta szczodrobliwość zdaje się być także przyczyną upadku jego potęgi. Wiosną ubiegłego roku został bowiem w okolicznościach co najmniej kontrowersyjnych zmuszony do odejścia z własnej firmy. Wypełniony po brzegi ubekami, niekompetentnymi dorobkiewiczami i skorumpowanymi urzędnikami aparat administracji państwowej nienawidzi bowiem jakichkolwiek działań zmierzających do jego osłabienia. Oczywiście za takie w jego mniemaniu są akcje wspierania tradycyjnie przeciwnego bolszewizmowi kościoła. Znalazł się także powód, nazwijmy to - merytoryczny, aby Kluskę pogrążyć.

W pewnym okresie był on po prostu bardzo wpływowym biznesmenem. Bardziej wpływowym niż np. Ryszard Krauze – przyjaciel i tenisowy sparingpartner prezydenta. To musiało być dla jednego z najlepiej umocowanych na lewicy ludzi boleśnie upokarzające. Jednak o wiele bardziej dotkliwy musiał być brak możliwości korzystania z profitów wynikających z wygranych przetargów. W latach 1998 – 2000 Optimus kierowany przez Romana Kluskę realizował kontrakt na dostawę sprzętu komputerowego dla ministerstwa edukacji. Ponieważ prawo podatkowe zawiera idiotyczny zapis o tym, że komputery sprowadzane z Polski objęte są VAT-em, a z zagranicy – nie, umowę skonstruowano w ten sposób, że resort kupował sprzęt przez Słowację. Firma Kluski dzięki temu zarabiała i nie musiała odprowadzać VAT-u.

U szczytu rozwoju Optimusa Kluska został zmuszony do sprzedaży firmy i odejścia z jej władz. Otrzymał bowiem protokół pokontrolny z urzędu kontroli skarbowej. Napisano w nim, że Optimus zalega z zapłaceniem fiskusowi ogromnej kwoty podatku VAT, odsetek za zwłokę oraz kary. Opinię tę oparto na zeznaniach jednej osoby przesłuchanej na okoliczność kontraktu eksportowego. Co ciekawe nie spełniono przy tym prawnego warunku przesłuchania w obecności przedstawiciela firmy. Dlatego też protokół nie zyskał mocy prawnej. Wobec tego zarządzono kolejne przesłuchanie, tym razem zgodne z prawem.

W czasie tego zeznania osoba przesłuchiwana złożyła zupełnie inne, nie obciążające Optimusa oświadczenie. Następnie Kluska otrzymał ponowny nakaz zapłaty podatku z dołączonym pierwszym, bezprawnym uzasadnieniem. Ponieważ Optimus to firma giełdowa, więc musi oficjalnie publikować wyniki finansowe. W owym czasie zanotowała spory zysk i podała go do wiadomości inwestorów. Jednak audyt (coroczna, oficjalna kontrola sprawozdania finansowego, prowadzona pod kierunkiem wyspecjalizowanych fachowców) uwzględniający zaległy podatek, musiałby wykazać stratę. Dla giełdowej spółki taka rozbieżność byłaby katastrofą. Inwestorzy wycofaliby wszystkie swoje pieniądze, a kontrahenci zerwaliby umowy. W ostatniej chwili przed audytem urząd kontroli skarbowej swoją decyzję anulował. Żaden urzędnik nie został pociągnięty do odpowiedzialności.

Jednak Kluska uświadomił sobie, że prowadzenie biznesu w takich warunkach jest wykluczone. Przekonany, że prowadzi się przeciwko niemu nagonkę, zrezygnował z Optimusa. Jednak był to dopiero początek jego kłopotów. Mafijny aparat urzędniczy postanowił niszczyć go dalej.

W lipcu 2002 r. do domu Kluski weszła policja. Biznesmen został zakuty w kajdanki, wyprowadzony i zamknięty na 24 godziny w areszcie. Następnie prokuratura postawiła mu zrzut wyłudzenia 8,4 mln zł VAT-u. Kluska został wypuszczony z aresztu, ale musiał zapłacić kaucję w wysokości 8 mln zł – to rekord w polskim orzecznictwie.

W dniu zatrzymania policja chciała zarekwirować samochody z garażu Romana Kluski – dwie luksusowe terenowe hondy. Jednak jego prawnik zauważył, że nakaz rewizji jest wystawiony na nazwisko biznesmena, a samochody są zarejestrowane na jego firmę – Prodoks. Policjanci zostawili samochody w spokoju, ale następnego dnia zniknęły z garażu. Okazało się, że zgodnie z postanowieniami ustawy o obronności zarekwirowało je wojsko.

Przeciwko Klusce zastosowano kontrolowany szantaż mafijnego aparatu państwa. Najpierw zmuszono do wycofania się z doskonale prosperującej firmy, potem szykanowano go za pomocą urzędników. Jeszcze po dwóch latach od wyrzucenia go z jego własnej firmy mszczono się na nim.

Roman Kluska nie jest jedynym przykładem na to, że w Polsce człowiekowi można zniszczyć życie w majestacie podjętych na życzenie urzędniczych decyzji.

Przypadki państwowych posad

Równie zdumiewający jest przykład represji zastosowanych wobec byłego szefa Poczty Polskiej. Po objęciu władzy przez SLD, ministrem skarbu państwa został Wiesław Kaczmarek. W jego gestii było powoływanie i odwoływanie prezesów państwowych spółek. Kaczmarek korzystając ze swoich uprawnień odwołał ze stanowiska szefa Poczty Polskiej Jacka Turczyńskiego i powołał swojego znajomego – Leszka Kwiatka.

Po kilku miesiącach Turczyński został oskarżony przez prokuraturę o przyjęcie 20 tys. zł łapówki. Trafił do aresztu. W czteroosobowej celi o zaostrzonym rygorze, w warunkach szczególnej izolacji, jaką stosuje się wobec sprawców najcięższych przestępstw. Przez prasę został okrzyknięty łapówkarzem, a prokuratura odmówiła mu prawa do obrony i wglądu w akta sprawy.

W międzyczasie jego żona została napadnięta przez brygadę antyterrorystyczną, poturbowana i zakuta w kajdanki. Przystawiono jej nabitą broń. Nie wyjaśniono jej dlaczego została zatrzymana, a po kilku godzinach została zwolniona. Całe zajście miało miejsce w biały dzień, w środku miasta.

Turczyński po pół roku wyszedł na wolność. Jak się okazało trafił do aresztu ma podstawie fałszywego donosu osoby, która później zmieniła zeznania. Nikt nie został pociągnięty do odpowiedzialności.

Wreszcie przypadek odwołania Andrzeja Modrzejewskiego, byłego prezesa PKN Orlen, dobitnie pokazuje, że władza jest najwyższym priorytetem. Stoi nawet ponad prawem.

Biznesmen ten miał stać się kolejną ofiarą czystki Kaczmarka. Odwołania Modrzejewskiego miało dokonać walne zgromadzenie akcjonariuszy PKN Orlen. Jednak ministrowi skarbu bardzo spieszyło się, aby szefem koncernu naftowego został jego kolega – Zbigniew Wróbel. Dlatego na długo przed walnym zgromadzeniem, w dniu posiedzenia rady nadzorczej spółki, Modrzejewskiego zatrzymali funkcjonariusze Urzędu Ochrony Państwa. Także i w tym przypadku nie podano przyczyn. Co więcej Modrzejewski dysponuje dziś wyrokiem sądu, stwierdzającym, że jego zatrzymanie było bezzasadne. Jednak rada nadzorcza odwołała go wówczas ze stanowiska.

Każdy z tych przypadku dowodzi, że nadrzędny interes „grupy trzymającej władzę” stoi ponad prawem. Za pomocą służb specjalnych, prokuratury, „skarbówki”, policji i wojska można zwalczać niewygodnych ludzi.

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010