POZA EWOLUCJĄ I REWOLUCJĄ

Wprawdzie roztropność nakazuje nie zmieniać od dawna ustalonych rządów dla błahych powodów i przemijających przyczyn; doświadczenie też wszystkich czasów przekonywa, iż ludzie raczej skłonni są do znoszenia wszystkiego, dopóki to jest możliwe, aniżeli do wywalczenia praw swoich przez burzenie tych form rządu, do których przywykli. Lecz jeśli długi szereg nadużyć i przywłaszczeń, dążących wciąż do jednego celu, wykazuje jawny zamiar wtłoczenia na dany naród jarzma rządu nieograniczonego, naród ma nie tylko prawo, lecz i obowiązek obalenia podobnego rządu i zawarowania swego bezpieczeństwa na przyszłość za pomocą nowych rękojmi.

Deklaracja Niepodległości

Funkcjonariusze i inni beneficjenci istniejącego porządku zawsze znajdą argumenty i sposoby, aby zapobiec takiej reformie władz, która ogranicza ich wpływy i korzyści, a ponieważ wszelkie reformy jakoś zaburzają status quo, naturalną postawą ludzi władzy jest konserwatyzm. Ważniejsze przemiany w obszarze stosunków władzy muszą być więc podejmowane znienacka lub skrycie – tak aby były nieodwracalne, zanim je dostrzegą przeciwnicy zmian. Same więc się narzucają dwa konkurencyjne scenariusze zmian: rewolucyjny i ewolucyjny.

Historia pokazuje, że skutki rewolucji zwykły zniechęcająco odbiegać od ich celów. Planowanie zmian rewolucyjnych to zatem zajęcie albo dla naiwnych marzycieli, którzy wbrew historii wierzą, że tym razem – im pierwszym – się uda, albo dla sprytnych prowokatorów, dla których hasła rewolucji to tylko przykrywka dla jakichś interesów, a choćby druku ulotek albo dostaw broni.

Zmiany ewolucyjne są z kolei niezwykle trudne do zaplanowania, a ich naturalna powolność domagałaby się planisty o horyzoncie czasowym sięgającym wielu ludzkich pokoleń. Wymogowi temu, oprócz może żółwi, mogą sprostać tylko byty zbiorowe, wśród których wyróżnić trzeba wspólnoty kulturowe, jak kościoły, akademie czy stowarzyszenia, i wspólnoty genetyczne, jak rody, klany albo plemiona. Jeśli przez dłuższy czas zachowują one ciągłość pewnych celów, to nawet słaby, ale konsekwentny wpływ może skutkować znacznym rezultatem. Za taki uznać należy udział Kościoła w zaprowadzaniu w Europie ładu średniowiecznego, rolę masonerii w lansowaniu projektu państwa i społeczeństwa oświeceniowego czy skuteczne dążenie ruchu syjonistycznego do odzyskania dla Żydów Izraela.

Ostatnie dziesięciolecia rozwoju życia społecznego i gospodarczego w obrębie cywilizacji europejskiej przypominają bardziej procesy gnilne niż rozwojowe, i na razie wewnętrzna dynamika naszej cywilizacji zdaje się zmierzać do degeneracji. Proces ten jest prawdopodobnie spontaniczny, a jeśli ktoś go wspomaga, to raczej nieświadomie, gdyż trudno sobie wyobrazić takie usytuowanie ewentualnego reżysera, aby sam nie musiał się obawiać skutków tego rozkładu. Postępy cywilizacyjnej entropii zdają się więc dowodzić, że za kulisami cywilizacji jest ostatnio pusto; raczej nikt nie pociąga za sznurki. Powstrzymanie się od prowokowania rewolucji lub manipulowania ewolucją nie oznacza jeszcze całkowitej rezygnacji. Można wszak budować projekty z założenia na półkę: utopijne dziś, lecz niekoniecznie jutro; dziś naiwne, jutro może użyteczne dla jakichś resztek pozostających po katastrofie cywilizacji albo dla kolonii powstałych wskutek jej ekspansji. Marzyć wolno zawsze.

Praktycznie każdy proces rozwojowy miewa momenty turbulencji, kiedy zmiany, zazwyczaj stopniowe, prowadzą do sytuacji, z której nie ma już gładkiego wyjścia. Wtedy przemiany stają się nagle burzliwe, zrywając na chwilę dotychczasową ciągłość procesu – po to tylko, by ją pomyślnie przywrócić w nowej już sytuacji, w której przebiega znowu w gładki sposób. Rozwój cywilizacji nie jest tu żadnym wyjątkiem, on też musi prędzej czy później przechodzić przez rozmaite zaburzenia, a prawie niezależnie od ich przyczyn oraz rodzaju, skutek jest zwykle ten sam, jest nim stan wyjątkowy. Zbrojni u władzy, zawieszenie demokracji, biurokracji, różnych praw, wolności słowa, własności, konkurencji i wolnorynkowej ekonomii, reglamentacja i dystrybucja dóbr pierwszej potrzeby, konfiskaty, kontyngenty, szybkie sądy, egzekucje... prosta siła i elementarne przetrwanie stają się nagle ważniejsze od wszystkich dotychczasowych racji, hierarchii, czy przywilejów. Jest to chyba jedyna sytuacja, w której są możliwe głębokie reformy, kiedy społeczeństwo się może otrząsnąć z dławiących je systemowych pasożytów oraz zlikwidować prawne i biurokratyczne absurdy, które nagle i na krótką chwilę tracą dotychczasowych obrońców.

Drugi ważny moment to ten, kiedy zbrojni zatęsknią za naturalnym dla siebie stanem błogiego lenistwa. Gdy ujawni się nieskuteczność terroru i dysfunkcjonalność gospodarki wojennej, a przy tym sytuacja na tyle się uspokoi i wyklaruje, że jakiś cywil będzie w stanie zagwarantować zbrojnym wszelkie uciechy władzy bez tej władzy utrapień; wtedy wojsko chętnie powróci do koszar. Kluczowe będzie oczywiście, kto i z jakim programem zajmie się odbudową urządzeń społecznych, a zwłaszcza stosunków władzy: najlepiej, by był spolegliwy dla wojskowych i całkowicie nieczuły na niedolę pozostałych pasożytów.

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010