RUMUNIA – BITWA O LUSTRACJĘ

Rumunia przechodzi obecnie najcięższy kryzys od czasu wyborów w 2004 roku. W miarę stabilna koalicja PNL (Partia Narodowo-Liberalna) z PD (Partia Demokratyczna), partią mniejszości węgierskiej i małym bezpieczniackim potworkiem o nazwie Partia Konserwatywna (do 7 maja 2005 roku nosiła nazwę Humanistycznej Partii Rumunii) zaczęła się szybko rozpadać. Bezpośrednim powodem sporu była kwestia obsadzenia stanowiska przewodniczącego CNSAS (Consiliul Naţional pentru Studierea Arhivelor Securităţii – Narodowa Rada ds. Badania Archiwów Securitate).

Sam prezydent Traian Băsescu z PD niespecjalnie obawiał się lustracji, gdyż wszyscy doskonale wiedzą, że był on agentem, chociaż niezbyt ważnym – sprawa ta pojawiła się jeszcze przed wyborami i nie zaszkodziła mu w elekcji. W lutym 2006 roku opublikowano na niego kolejny kwit z czasów komunistycznych – artykuł z partyjnego dziennika „Scânteia” z 3 stycznia 1986 roku, w którym Băsescu, przebywający właśnie w Arabii Saudyjskiej jako kapitan tankowca, przesyłał noworoczne pozdrowienia dla „drogiego towarzysza Nicolae Ceauşescu”. Ta sprawa również nie zaszkodziła popularnemu prezydentowi.

Na przełomie lutego i marca zaczęła się jednak zagęszczać atmosfera wokół CNSAS. Gheorghe Onişoru, dotychczasowy szef tej instytucji, człowiek typu BMW (bierny, mierny, wierny), szykował się do odejścia, a na jego miejsce, o czym się szeroko mówiło, miał przyjść Constantin Ticu Dumitrescu, wieloletni działacz antykomunistyczny i autor pierwszej w Rumunii ustawy lustracyjnej. W tym momencie, czując zagrożenie (Dumitrescu wielokrotnie powtarzał, że jako szef CNSAS będzie dążył do jak najszybszego i jak najszerszego otwarcia archiwów Securitate) dawna agentura przeszła do natarcia. Głównym jej narzędziem w tej walce stało się Cotroceni (pałac prezydencki) i Partia Demokratyczna. Murem za zwolennikami lustracji stanęła zaś PNL i środowisko premiera Călina Popescu-Tăriceanu.

Romans PNL z środowiskiem pro-lustracyjnym trwał już od dłuższego czasu. Jeden z głównych zwolenników przeprowadzenia lustracji, historyk Marius Oprea, który latem 2005 roku miał duże kłopoty z prześladującymi go agentami (pisaliśmy o tym http://jozefdarski.pl/pl/artykul.php?art_id=2257&dz_id=2&token=) i musiał na kilka miesięcy wysłać żonę z dzieckiem za granicę, został mianowany doradcą premiera ds. bezpieczeństwa narodowego i dano mu wolną rękę do nowej inicjatywy – powołania rządowego instytutu ds. ścigania zbrodniarzy komunistycznych. Wicedyrektorem tego instytutu miał zostać inny historyk, Stejărel Olaru, również zwolennik lustracji i dekomunizacji. Olaru był też typowany do wejścia w skład Kolegium CNSAS.

W tym momencie sojusz Securitate – PD (w sensie sojuszu pana z psem) przeszedł do ofensywy i zastosował dwa razy ten sam scenariusz, tzn. wyciąganie tajemniczych osobników i wystawianie ich przeciwko kandydatom rywali. Securitate, zgodnie z zasadą ze „Sztuki Wojny” Sun-Tzu, postanowiła posłużyć się jak najbardziej odrażającymi jednostkami. Pierwszą ofiarą padł Olaru. Rozmowy dotyczące powołania go do Kolegium CNSAS były już zaawansowane, ale w ostatnim momencie wystawiono kandydaturę Dragoşa Petrescu. Petrescu zrobił doktorat w Stanach Zjednoczonych pod kierunkiem profesora Vladimira Tismăneanu. Profesor ów, pochodzący z rodziny przedwojennych rumuńskich komunistów i szczycący się tym, zasłynął m.in. skrajnie czołobitnym wywiadem-rzeką z byłym prezydentem Ionem Iliescu. Dragoş Petrescu po powrocie ze Stanów został dyrektorem IRIR (Institutul Român de Istorie Recentă – Rumuński Instytut Historii Najnowszej), prywatnej instytucji naukowej powołanej m.in. przez Coena Storka, byłego ambasadora Holandii w Bukareszcie. W IRIR pracowali wówczas Oprea i Olaru. Petrescu doprowadził ten świetnie prosperujący instytut do całkowitego rozkładu, zmusił do odejścia zeń Oprea i Olaru, a pod koniec jego dyrektorowania IRIR nie prowadził już praktycznie żadnej działalności. Kiedy w lutym 2006 zarząd instytutu pozbył się Petrescu, wydawało się, że ta postać jest już skończona – jednak za zasługi w likwidowaniu niezależnej myśli w Rumunii został on mianowany członkiem Kolegium CNSAS.

W tym momencie skład Kolegium, które miało zdecydować o wyborze nowego przewodniczącego CNSAS, dzielił się równo na zwolenników i przeciwników lustracji. Securitate rzuciło więc do boju swojego drugiego człowieka – Corneliu Turianu, zawodnika większego kalibru niż Petrescu. Turianu ukończył wydział prawa na uniwersytecie bukareszteńskim, później przez wiele lat pracował w różnych instytucjach komunistycznego wymiaru „sprawiedliwości”, m.in. w latach 1979-1990 był przewodniczącym jednej z sekcji Trybunału Miejskiego w Bukareszcie, co oczywiście nie mogło się odbywać bez zgody odpowiednich organów. W latach dziewięćdziesiątych został prawicowcem i członkiem Partii Narodowo-Chłopskiej, był nawet senatorem z ramienia tej partii. Turianu został kontrkandydatem Ticu Dumitrescu, jednak sytuacja nadal była patowa.

Securitate uderzyła więc w Dana Lazea, najmłodszego (ur. 1974) członka Kolegium CNSAS, który dostał się na to stanowisko z ramienia PD w czasach, kiedy partia ta udawała prawicową. Lazea zrobił doktorat z filozofii w Turynie, jest wykładowcą na uniwersytecie w Timişoarze i przez pewien czas pracował w kancelarii prezydenta Emila Constantinescu. Kilka dni przed głosowaniem pracownicy SRI (Serviciul Român de Informaţii – Rumuńska Służba Wywiadowcza, następczyni Securitate) zaczęli go nachodzić i „namawiać”, aby poparł Turianu. W przeddzień głosowania Dan Lazea spotkał się ze Stejărelem Olaru i ten przekonywał go, aby nie dał się zastraszyć (Lazea ma dwoje dzieci). Rozstali się około godziny dziewiętnastej i wtedy SRI zgarnęło Lazea na koleje „rozmowy”, które trwały dobrych kilka godzin.

28 marca odbyło się głosowanie. Lazea, zupełnie zdruzgotany, oddał głos na Turianu, który dzięki temu został szefem CNSAS, a potem złożył dymisję z Kolegium CNSAS, oddał legitymację partyjną PD, wyszedł z budynku i zniknął. Do dziś nie wiadomo, gdzie się znajduje, ale podobno nie opuścił granic kraju. Powołanie Turianu i sprawa Dana Lazea wywołała ogromny skandal. Dumitrescu zagroził dymisją, jednak szybko wycofał się z tego. Pod siedzibą CNSAS zwolennicy lustracji zorganizowali demonstrację.

Napięta sytuacja trwała tydzień. Turianu stwierdził, że może zrezygnować, ale tylko w wypadku, gdyby poprosił go o to Băsescu albo Emil Boc, przewodniczący PD. Przedłużający się kryzys był nie na rękę prezydentowi, który był oskarżany o spowodowanie kryzysu (Petrescu został członkiem Kolegium z ramienia Cotroceni, zaś Turianu z ramienia jego partii PD). W końcu Băsescu przekonał zwaśnione strony do przeprowadzenia ponownego głosowania. W rezultacie 4 kwietnia doszło do kompromisu: przewodniczącym CNSAS został Claudiu Secaşiu, zwolennik lustracji, ale nie tak radykalny jak Dumitrescu. Ustalono również, że przewodnictwo będzie rotacyjne i co pół roku będzie się odbywać głosowanie. Pod siedzibą CNSAS po raz kolejny manifestowali zwolennicy Dumitrescu, ale ten zdecydował się poprzeć Secaşiu i nie kandydować.

Nie był to jednak koniec konfliktu, który przeniósł się teraz na inny poziom. Po głosowaniu Turianu zrezygnował z pracy w Kolegium CNSAS, jednak odpalił dynamit polityczny: ogłosił publicznie, że premier Călin Popescu-Tăriceanu był agentem Securitate i że są na to dokumenty. Powołał się przy tym na szefową pionu śledczego CNSAS Germinę Nagat, która rzekomo poufnie poinformowała go o tej sprawie. Nagat natychmiast wszystkiemu zaprzeczyła. Władze PD oznajmiły, iż nie stoją za tą rewelacją, zaś Băsescu stwierdził, że po pierwsze nie ma nic wspólnego z zachowaniem Turianu, a po drugie jest to najlepszy przykład, że „błotem można obrzucać każdego”. Sytuację najlepiej podsumował poseł PNL George Scutaru mówiąc: „Turianu jest pionkiem w rękach służb specjalnych”.

5 kwietnia w programie telewizyjnym „Marius Tucă Show” prezydent Băsescu stwierdził, że Sojusz DA (Dreptate şi Adevăr – Sprawiedliwość i Prawda; DA jest sojuszem PNL i PD) „nie ma przyszłości” i że wykazała to awantura o CNSAS. Zarzucił swoim oponentom, że chcieli zdobyć kontrolę nad tą instytucją, aby szachować teczkami niewygodnych dla nich polityków. Oskarżenie to było klasycznym odwróceniem kota ogonem, gdyż to właśnie PD wyznaczyło dwie osoby do przejęcia kontroli nad CNSAS, zaś Ticu Dumitrescu jest działaczem niezależnym, który na pewno nie wykonywałby ślepo ewentualnych poleceń PNL.

Później sytuacja zaczęła się uspokajać. 6 kwietnia odbyły się derby Bukaresztu w pucharze UEFA (do półfinału przeszła Steaua), co spowodowało, że informacje polityczne zeszły na plan dalszy. Tego samego dnia do Bukaresztu przybył komisarz Unii Europejskiej ds. rozszerzenia Olli Rehn, który wyraził uznanie dla postępów Rumunii w reformie sądownictwa i zwalczaniu korupcji (przypomnijmy – tydzień po zastraszeniu urzędnika państwowego przez służby specjalne) oraz stwierdził, że nie ma przeszkód, aby kraj został przyjęty do UE z dniem 1 stycznia 2007. Rehn podkreślił też konieczność stabilizacji politycznej, co zrozumiano jako wezwanie do zaprzestania walki w Sojuszu DA.

Jak dalej może się potoczyć sytuacja w Rumunii? W CNSAS doszło do kompromisu, który nosi znamiona tymczasowości. Turianu został usunięty, jednak w składzie Kolegium pozostał Petrescu, człowiek o dużym doświadczeniu w działalności destrukcyjnej. Dan Lazea nadal się ukrywa. Czy kiedyś zdecyduje się opowiedzieć o swoich doświadczeniach – nie wiadomo. Sojusz DA prawdopodobnie nie rozpadnie się dzięki presji zewnętrznej ze strony UE, a można tu przypomnieć, że przy powstaniu tego sojuszu pewien udział mieli Amerykanie, którzy również wywierali swego rodzaju presję. Dalsze przeprowadzenie lustracji będzie jednak możliwe tylko przy zdecydowanej walce przeciwko agenturze.

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010