OSIĄGNIĘCIE MINISTRA MELLERA

MSZ RP nie potwierdza i nie wyklucza faktu pobicia przez policję Łukaszenki byłego wicekonsula Polski w grodnie na Białorusi, który w białostockim szpitalu walczy o życie. Wicekonsul zapewne pobił się sam. Taki złośliwy. Ciekawe co jeszcze minister Meller wymyśli, żeby nie bronić interesów RP i nic nie zrobić w kwestii białoruskiej. Przypomnijmy, że MSZ pozostawił w białoruskim więzieniu naszego byłego ambasadora Mariusza Maszkiewicza.

Stefan Meller zatroszczył się za o to interesy i karierę Waldemara Figaja, absolwenta studiów w Leningradzie, który zasłynął tym, że jako charge d'affaires Ambasady RP w Kinszasie w Kongo, zaprosił do rezydencji dwie prostytutki, proponował im między innymi stosunek z psem, a następnie nie zapłacił. Oszukane dziewczyny protestowały przed Ambasadą, incydent opisała szeroko miejscowa prasa. Kontrola wewnętrzna wszystko potwierdziła. W nagrodę Meller wysyła teraz Figaja do Bagdadu na stanowisko I radcy ambasady.

Przypadkowo oczywiście Stefan Meller jest synem oficera Informacji Wojskowej, co oczywiście nie ma żadnego wpływu na przyjaźnie, poglądy i politykę pana ministra. Tatuś był na placówce w imperialistycznej Szwajcarii, stąd znajomość francuskiego synuś nabył w tamtejszej szkole. Stefan Meller był pracownikiem naukowo-dydaktycznym Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (1966-68) oraz filii UW w Białymstoku (od 1974 r.). Pracował też w Archiwum Państwowym, Spółdzielni "Izis", Spółdzielni Pracy "Lingwista", oraz w redakcji tygodnika "Forum". W latach 1981-84 był prorektorem Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie. Pełnił także funkcję dyrektora naukowego w Wyższej Szkole Nauk Społecznych w Paryżu.

Oto jak oceniał działalność Stefana Mellera na stanowisku ambasadora RP w Paryżu jeden z obserwatorów: „Jego dobry francuski pokrywał arogancję, a chęć podporządkowania sobie wszystkich instytucji polskich, włącznie z emigracyjnymi przedstawiał jako próbę koordynacji polskiej polityki na trudnym rynku francuskim. W końcówce pobytu bardzo chciał zostać profesorem na Sorbonie. Już wtedy prowadzał się z partnerką, która jest bliską przyjaciółką pani prezydentowej Kwaśniewskiej. Mówiono wtedy, że przez nią załatwił sobie awans na wiceministra, mimo że oceny jego ambasadorowania były nienajlepsze. Jeszcze gorsza była praca w Moskwie.”

Inny świadek podzielił się z nami swoimi wrażeniami z Moskwy: „Obserwowałem działalność tego Pana przez ostatnich kilka lat w Moskwie i gorszego ambasadora trudno sobie wyobrazić. Zawalił wszystko, co było można (m.in. umowę gazową Rosji z Niemcami), otaczał się służbami, promował posłuszne miernoty etc. publicznie chodził pijany w towarzystwie rosyjskich milicjantów ...”

Archiwum ABCNET 2002-2010