STARCIE W KARPATACH – Front Jedności Narodu

28 listopada w Rumunii miały miejsce podwójne wybory: parlamentarne i prezydenckie. W tych pierwszych zwyciężyli postkomuniści (PSD), wyprzedzając centroprawicową koalicję (DA). W wyborach prezydenckich nie wyłoniono zwycięzcy, a do drugiej tury, ustalonej na 12 grudnia, przeszedł kandydat PSD premier Adrian Năstase i wystawiony przez DA burmistrz Bukaresztu Traian Băsescu.

Kampania wyborcza przed drugą turą była zacięta, jednak głównym przeciwnikiem Năstase okazał się nie Băsescu, lecz prawdopodobny kandydat na premiera z ramienia PSD – minister spraw zagranicznych Mircea Geoană. Jak się później okazało, był to błąd, który wiele kosztował zarówno obu polityków, jak i całą formację postkomunistyczną. Teoretycznie Năstase kalkulował poprawnie, starając się przede wszystkim zabezpieczyć przed utratą znaczenia w razie przegranych wyborów, jednak walka frakcyjna w i tak już mocno podzielonym PSD (które wydaje się podążać ścieżką polskiego SLD) doprowadziła do chwilowego paraliżu tej partii.

12 grudnia wieczorem agencje badania opinii publicznej podały sondażowe wyniki wyborów, z których wynikało, że obaj kandydaci otrzymali po 50 procent głosów. Zwolennicy Băsescu (a raczej przeciwnicy Năstase i PSD) potraktowali tę wiadomość jako sygnał, że wydarzenia mogą się potoczyć podobnie jak na Ukrainie. W noc wyborów na placach głównych miast rumuńskich organizowano manifestacje poparcia dla burmistrza Bukaresztu. Atmosferę podgrzała deklaracja Băsescu, który już o 22:30 kategorycznie stwierdził, że wygrał. „Bombo, Bombo, ne-am întors din Congo!” [„Bombo, Bombo, wróciliśmy z Kongo”; „Bombonel” – „cukiereczek”, tak mówiło się na premiera Năstase – JL] krzyczeli demonstranci.

Năstase dość szybko wycofał się z dalszej walki o prezydenturę i pogratulował zwycięstwa Băsescu. Zgodnie z planem premier energicznie zabrał się do tworzenia nowego rządu w koalicji z „humanistami” i partią mniejszości węgierskiej, a więc dotychczasowymi partnerami PSD. Szybko okazało się jednak, że podzielona partia postkomunistyczna nie jest zdolna do skutecznego działania. Inicjatywa Năstase nie została wystarczająco poparta przez odchodzącego prezydenta Iliescu, który pomimo swego emerytalnego wieku pozostaje głównym rozgrywającym w PSD. Jakikolwiek rząd stworzony przez postkomunistów bez jego poparcia nie przetrwałby nawet kilku dni.

Taki właśnie los spotkał inicjatywę Năstase. Szybko okazało się, że Węgrom i „humanistom” bliżej do DA niż do odchodzącego premiera. Sojusz centroprawicowy mógł bez żadnego problemu przyciągnąć do siebie zawsze chętne do obsadzenia stołków UDMR (partia węgierska), jednak pomysł pozyskania „humanistów” wydawał się dość ryzykowny. Aby umocnić swoją pozycję negocjacyjną, 14 grudnia Băsescu zagroził natychmiastowym rozpisaniem nowych wyborów, których wynik mógłby zwiększyć liczbę mandatów DA i wyeliminować tym samym potrzebę kooptacji „humanistów”.

Następnego dnia, tzn. 15 grudnia, Ion Iliescu wydał dekret ułaskawiający Mirona Cozmę, przywódcę górników, którzy na rozkaz postkomunistów organizowali tzw. „mineriady”, czyli marsze na Bukareszt. Cozma od 1999 roku przebywał w więzieniu. Na mocy tego samego dekretu Iliescu ułaskawił również kilkudziesięciu byłych funkcjonariuszy Securitate i pomniejszych aferzystów. Decyzja odchodzącego prezydenta oznaczała, że pożegnał się on z myślą tworzenia rządu przez PSD i postanowił dać teraz porządzić konkurentom, których zawsze można atakować ludźmi typu Cozma.

Dekret prezydencki wywołał wrogie reakcje dotychczasowej opozycji, ambasady USA oraz dużej grupy polityków PSD, po części związanej z Amerykanami, a po części przerażonej brakiem poparcia Iliescu dla ewentualnego rządu Năstase. Zareagował również przedstawiciel Komisji Europejskiej, który wyraził „zaskoczenie”. Głównie pod naciskiem międzynarodowym 16 grudnia Ion Iliescu odwołał swój dekret, jednak złe wrażenie pozostało.

Kiedy PSD wycofało się, pomimo zawarcia wstępnych porozumień z PUR (Rumuńska Partia Humanistyczna) i UDMR, z tworzenia rządu, inicjatywę przejął obóz centroprawicowy. Główne targi prowadzono na linii Traian Băsescu – Dan Voiculescu, czyli przewodniczący „humanistów”. Voiculescu to jeden z najbogatszych ludzi w Rumunii. Oficjalnie jego majątek przepisany jest na córki Camelię i Corinę, które zajmują dziewiąte miejsce w krajowym rankingu najbogatszych osób. Początki fortuny Voiculescu są, oględnie mówiąc, dość „dziwne”. Polscy dziennikarze, gdyby w ogóle pisali o Voiculescu, uznaliby pewnie cały życiorys głównego rumuńskiego humanisty za dzieło tylko i wyłącznie przypadku.

Tak więc pobawmy się w polskiego "dziennikarza śledczego": przypadkiem w 1984 roku przypadkiem na Cyprze powstała firma Crescent. Według jednego z jej pracowników obsługiwała ona tajne konta Ceauşescu za granicą. Aż do 1989 roku akcjonariusze Crescenta przypadkiem byli zupełnie nieznani. Przypadkiem po upadku dyktatora właścicielem kompanii okazał się mało znany Arab, zaś w 1990 roku Voiculescu przypadkiem został dyrektorem oddziału Crescenta w Rumunii. Pewnie również przypadkiem ów Arab zaraz po rozstrzelaniu Ceauşescu sporządził testament, w którym przepisał cały majątek na swoje dzieci… ale dopiero po śmierci Voiculescu. Właściciel cypryjskiej firmy tak ukochał bowiem dyrektora rumuńskiego oddziału, że postanowił właśnie na niego scedować swój majątek. W 1991 roku, kiedy formalny właściciel Crescenta jeszcze żył, Dan Voiculescu założył własną kompanię Grivco, która przypadkiem zaczęła od razu obracać milionami dolarów, choć sam Voiculescu nie był aż tak bogaty. Nasz humanista od samego początku odczuwał jednak wrażliwość społeczną, bo w tym samym 1991 roku założył Fundację Humanistyczną, która zajmowała się promocją „wartości ogólnoludzkich”. W 1995 roku właściciel Crescenta umarł przypadkiem w niewyjaśnionych okolicznościach i zgodnie z testamentem cały majątek przypadł ukochanemu Voiculescu, który działał już pod szyldem Grivco. Interesy szły czołowemu humaniście całkiem nieźle. Przypadkiem Grivco zajęło się również importem gazu z Rosji. Obecnie Voiculescu działa w wielu dziedzinach, m.in. w budownictwie i w mediach. Tyle polskie dziennikarstwo śledcze.

Cała koncepcja rządu centroprawicowego pozostała więc w rękach Voiculescu i jego „humanistów”, czyli de facto PSD i prawdopodobnie Moskwy. Pomimo tego Băsescu zdecydował się na koalicję DA–UDMR–PUR, czyli praktycznie „Front Jedności Narodu” grupujący najróżniejsze opcje polityczne. Do rządu nie weszli jedynie przedstawiciele będącego w odwrocie PSD oraz nacjonalbolszewicy z Partii Wielkiej Rumunii (PRM). 22 grudnia misję stworzenia rządu Băsescu powierzył współprzewodniczącemu sojuszu DA Călinowi Popescu Tăriceanu.

W czasach komunizmu Tăriceanu był inżynierem (zdecydowana większość rumuńskich polityków wysokiego szczebla ma wykształcenie techniczne) i nie zajmował zbyt eksponowanych stanowisk. Karierę rozpoczął po obaleniu Ceauşescu. Na początku związany był z kapitałem francuskim – w latach 1990-tych był dyrektorem Radia Contact oraz dealerem Citroena. Później zajmował różne stanowiska związane ze stykiem polityki z biznesem. Tăriceanu jest jednym z założycieli Narodowej Partii Liberalnej (PNL).

Ministrami w rządzie zostały mało na razie znane osobistości, w niektórych przypadkach ludzie bardzo młodzi (nie udało się jednak przepchnąć przez parlament najmłodszej, 29-letniej kandydatki na ministra ds. integracji europejskiej). Program rządu jest dość radykalny, głównym jego punktem, oprócz walki z korupcją, społeczeństwa obywatelskiego, praw człowieka i podobnej waty słownej, jest bowiem wprowadzenie 16-procentowego podatku liniowego, który ma ożywić gospodarkę i zmniejszyć ogromną szarą strefę.

Niestety, rząd typu Front Jedności Narodu nie wydaje się być trwały, opiera się bowiem na zbyt wielu kompromisach na wszystkich możliwych płaszczyznach. Na poziomie najważniejszym, czyli międzynarodowym, grupuje przedstawicieli frakcji proamerykańskiej (większość DA, a także prezydent Băsescu), skrajnych oportunistów (UDMR) oraz lobby prorosyjskie (Voiculescu i „humaniści”). Na poziomie krajowym mamy połączenie najbardziej światłej części byłej nomenklatury (nieliczni antykomuniści zostali wyeliminowani już dawno temu) z mniej światłą jej częścią oraz z dość ograniczonymi umysłowo „humanistami” sterowanymi przez człowieka pokroju Aleksandra Gudzowatego. Również na poziomie najmniej istotnym, czyli programowym, brakuje zgody. Poszczególne partie mają zupełnie rożne programy, pełne rzeczy typu „wrażliwość społeczna” czy „równość szans”, które trudno będzie połączyć ze zmniejszeniem podatków.

Poza tym PSD, największa partia w parlamencie, prawdopodobnie niebawem otrząśnie się z odrętwienia i przejdzie do kontrofensywy próbując wyciągnąć z rządu UDMR i „humanistów”. Zawsze też można sięgnąć np. po aferę „Flota” i szachować w ten sposób Băsescu. Jeżeli Amerykanom, którzy mają silniejszą pozycję w rządzie, naprawdę zależy na Rumunii, to muszą oni po prostu przekupić wrogów tego gabinetu, innej drogi chyba nie ma.

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010