PATRIOTYZM W FILMIE I TELEWIZJI

Aby udowodnić, iż realizacja tematyki patriotycznej wymaga niebywałego wręcz wysiłku, a w niektórych sytuacjach jest wręcz niemożliwa, przytoczę konkretne, udokumentowane fakty: ostatni film o tematyce patriotycznej udało mi się zrealizować w krótkim okresie pierwszej Solidarności czyli w pierwszym roku wolności - 1980. Nosił on tytuł - „Szarża czyli przypomnienie kanonu”. Była to próba rekonstrukcji ostatniej szarży 14 Pułku Ułanów Jazłowieckich w Wojnie Obronnej 1939 roku, zrealizowana równolegle z dokumentacją strajku w Hucie Warszawa. Obecni na premierze w kinie przedstawiciele Komitetu Strajkowego Huty, podziękowali mi za przyrównanie ich działań do walki o Niepodległą toczonej przez naszą kawalerię. Był to jedyny i największy komplement, jaki usłyszałem po premierze filmu. Nigdy, żadna gazeta nie zająknęła się nawet, aby znaleźć jakąkolwiek wartość w tej próbie ukazania ciągłości naszej historii walk o wolność. Przeciwnie, dziennikarz którejś z ówczesnych gazet niezależnych, zjechał mnie za patos w filmie zawarty, oraz na łamach komunistycznej „Polityki”, sam Jerzy Andrzejewski wyraził arystokratyczny niesmak wywołujący u niego, jak napisał – „uczucie mdłości”, z powodu jego zdaniem – „nadmiaru patriotycznego patosu”.

Oczywiście wszyscy odetchnęli, kiedy w dniu 13 grudnia 1981 roku „Szarża” została zdjęta z ekranów. Robotnicy byli zajęci wówczas ważniejszymi sprawami, a starzy żyjący jeszcze wówczas kawalerzyści, często uczestnicy szarży nie tylko pod Wólką Węglową, ale nawet pod Jazłowcem uznali, że jeżeli Stan Wojenny wprowadza generał w polskim mundurze: „miast palnąć sobie w łeb, to znaczy, że to już koniec Polski.”

Film zachował się na szczęście i po 25 latach przypomniała go jedyna stacja telewizyjna, którą interesuje polskie kino – „Kino Polska”.

Kiedy po 1989 roku zacząłem próby powrotu do tematyki patriotycznej, ze zdumieniem stwierdziłem, że nawet w wolnym kraju, ludzie decydujący o programie telewizji i repertuarze kin nie są tą tematyką zainteresowani.

Jeszcze w dziedzinie dokumenty filmowego udało się wydeptać maleńką ścieżkę, ale ścieżka ta urywała się natychmiast kiedy do władzy powracali postkomuniści. Mimo wszystko dokumenty były dla mnie inspiracją i wreszcie udało mi się napisać i wstępnie zainteresować najpierw II Program TVP, a potem Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego – Kazimierza Michała Ujazdowskiego – scenariuszem właśnie na dokumentach opartym pt. „Zaścianek czyli lustracja w powiecie”. Był rok 2000, a więc pierwsza kadencja prawicowego ministra. Byłem pełen nadziei, podtrzymały mnie bardzo także recenzje autorytetów: Andrzeja Wajdy, który w recenzji napisał m.in. że „jest ciekawy i śmiały” (mój filmowy zamiar). Także Agnieszka Holland napisała: „jestem wielką admiratorką Twych poszukiwań na granicy fikcji i rzeczywistości i mam zaufanie do Twojego instynktu w tym względzie”. Po czym ta w końcu wybitna reżyserka zwraca mi uwagę, iż wprowadzenie postaci dziennikarki jest zabiegiem „nieświeżym”, co uznałem za uwagę cenną i skorygowałem scenariusz wprowadzając na miejsce dziennikarki, zwykłą dziewczynę, która szuka w przeszłości dowodów na obronę swego lustrowanego dziadka.

Kolejny recenzent – Aleksander Smolar – napisał m.in.: „Zaścianek” przeczytałem z prawdziwym zainteresowaniem. Miejscami tekst jest przejmujący, jest konfrontacją stereotypowego, romantycznego, idyllicznego patriotyzmu, mieszaniną ksenofobicznego i tragicznego zarazem absurdu rzeczywistości... . Mam nadzieję, że z tego można zrobić dobry film”.

Ernest Bryll natomiast napisał m.in.: „Takie właśnie scenariusze zawsze najlepiej Wojciechowskiemu wychodziły. Nie jest to bowiem reżyser zwyczajny. Trzeba wierzyć, że ten „Zaścianek” da nam wiedzę o naszym kraju, jakiej może jeszcze nie znamy... I, że zawsze, jak u Wojciechowskiego w najlepszych filmach będzie to i spontaniczne i głębsze niż wynika z pierwszego zapisu jakim jest zapis literacki. W tę magię filmu ja wierzę.”

Jednakże wiary recenzentów, wybitnych przecież recenzentów, nie podzielili urzędnicy w końcu pierwszej kadencji Kazimierza Michała Ujazdowskiego skoro zaproponowali mi po 150 tys. zł. Redaktor Jerzy Kapuściński z II Programu TVP i Tadeusz Ścibor-Rylski z ówczesnego Komitetu Kinematografii.

Minister Ujazdowski odszedł, a do ministra Dąbrowskiego nawet nie próbowałem się dostać. Nigdy mnie nie zauważył, zajęty bankietami w Międzyzdrojach, Gdyniach, pędząc na kwadrygach po dachach oper czy mieszając beton do odciskania dłoni przez naszych skądinąd wybitnych twórców. Na zajęcie się kinem ambitnym, a szczególnie tematyką patriotyczną nie było czasu. Miałem jednak nadzieję i wydawało mi się, że wreszcie się spełni, że po 25 latach znów wrócę do najważniejszej dla mnie i myślę, że dość istotnej tematyki.

Napisałem więc do wracającego znów Kazimierza Michała Ujazdowskiego list. Przypomniałem w nim o danej mi w 2000 roku obietnicy, cytuję: „proponuję Panu złożenie projektu pt. „Zaścianek czyli lustracja w powiecie” z wnioskiem o dofinansowanie poza oceną ekspertów”.

Uznałem, okazuje się, że nie słusznie, że dane kiedyś słowo do dziś obowiązuje, i że mogę wreszcie zrealizować mój wymarzony film. Ale okazało się, że pismo moje adresowane do Ministra, wcale do niego nie poszło. Okazuje się, że można pisać do Pana A, zaś list dociera do Pana B. Panem B okazał się dyr. Juliusz Braun, który w odpowiedzi na mój list z załączonymi recenzjami oświadczył, cytuję: „że zgodnie z Rozporządzeniem Ministra Kultury z października ubiegłego roku [czyli ministra Dąbrowskiego, którego już nie ma – K.W.] w sprawie udzielenia przez Polski Instytut Sztuki Filmowej dofinansowania przedsięwzięć z zakresu kinematografii decyzję o dofinansowaniu podejmuje Dyrektor Instytutu [czyli mianowana przez Waldemara Dąbrowskiego pani Agnieszka Odorowicz – K.W.] po zasięgnięciu opinii ekspertów. Nie może się Pan zatem odwołać do rozstrzygnięć sprzed kilku lat, gdyż inna jest obecnie sytuacja prawna.”

A więc dyrektor Juliusz Braun uważa, że decyzja ministra Waldemara Dąbrowskiego, który już nie jest ministrem jest ważniejsza od decyzji obecnego ministra, który ministrem jak wiadomo jest. Ponadto odnoszę wrażenie, że minister Kazimierz Michał Ujazdowski, gdyby list mój do niego dotarł, nie zbyłby milczeniem załączonych recenzji wybitnych twórców i nie namawiałby mnie do złożenia tekstu na ręce kilku ze 120 recenzentów, jakich wytypował w ubiegłym roku Waldemar Dąbrowski wraz z Agnieszką Odorowicz i może jeszcze kilkoma wybitniejszymi od Andrzeja Wajdy reżyserami, wybitniejszymi poetami od Ernesta Brylla, reżyserkami wybitniejszymi od Agnieszki Holland czy publicystami wybitniejszymi od Aleksandra Smolara.

Dyrektor Juliusz Braun zlekceważył mnie i moich wybitnych kolegów – recenzentów w imię lojalności do nieobecnego już ministra i nikomu bliżej nie znanej z niwy twórczej lub krytycznej Agnieszki Odorowicz.

Tu już zaczyna się jakiś kabaret albo pole minowe zostawione ekipie Prawa i Sprawiedliwości przez ekipę postkomunistów.

Jeśli jest inaczej to ja nazywam się Műnhausen i próbuję się sam, za własne włosy wyciągnąć z tego bagna.

Jeżeli nikt mi w tym nie pomoże to znaczy, że w moim kraju nie zaszły żadne zmiany!

Do wiadomości:

Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji Rada Etyki Mediów, Sąd Koleżeński S.F.P. Gazeta Polska Portal jozefdarski.pl

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010