EMOCJONALNI POŚREDNICY

Wchodząc w dorosłe życie możemy realizować dwa diametralnie różne sposoby poznawania otaczającego nas świata:

Pierwszy opiera się na przekonaniu, że skoro zdobyliśmy jakieś wykształcenie i zawód, więc tym samym wiemy o rzeczywistości wszystko, co jest dla nas niezbędne. Jeśli jakieś nowe fakty będą zaprzeczać naszej dotychczasowej wiedzy, to postaramy się ich nie zauważać. Czasem mimo takiej postawy rzeczywistość zmusi nas do zmiany przekonań i będzie to dla nas doświadczenie niezwykle przykre, ale mimo tego jej nie zmienimy. Z wiedzy zdobytej u progu dorosłości zrobimy chronioną specjalnym kokonem twierdzę i całe nasze życie u z a l e ż n i m y od tego, co ona zawiera. To bardzo nieraz przykry w praktyce rodzaj uzależnienia, który będzie nas spychać w dół w hierarchii społecznej i awansach w pracy zawodowej.

Drugi polega na stałym uzupełnianie wiedzy o otaczającym nas świecie, to realizacja rosyjskiego porzekadła, że: „uczyć się trzeba aż do starości”. Jeśli tego typu zasada wydaje się słuszniejsza od poprzedniej możliwości, to wcale nie znaczy, że automatycznie nasza sytuacja stanie się lepsza. Współczesna wiedza, to prawdziwy ocean, którego całości nie jest w stanie poznać nikt. Sytuacja dawnych wszechstronnych geniuszy typu Leonardo da Vinci jest obecnie nie do powtórzenia. A sedno problemu nie polega tu na tym, że powinniśmy się uczyć całe życie, lecz na tym, jak to powinniśmy robić.

I w tym momencie, gdy uświadomimy sobie, że nie potrafimy wszystkiego poznać i sprawdzić pojawia się problem istnienia różnych pośredników w naszych kontaktach ze światem. Z czasem możemy się nawet zorientować, że odgrywają oni znacznie większą rolę, niż nam się na początku może wydawać. Ich działania prowadzą nawet w skrajnych wypadkach do utraty kontaktu z rzeczywistością w zamian za stworzenie warunków do intensywnego przeżywania emocji i tych dobrych i tych złych.

Przyjrzyjmy się więc najpierw tym, z którymi zaczynamy się stykać od swojego urodzenia.

Rodzina, czyli rodzice są naszym pierwszym, bardzo ważnym pośrednikiem w kontaktach ze światem. To oni wyposażają nas w wiedzę o nim, wskazują na istniejące w tym świecie pułapki i zagrożenia. Przy ich pomocy nie tylko opanowujemy wiedzę o tym, jak w świecie działać, ale co równie ważne, co w nim emocjonalnie akceptować, a co potępiać. Rodzice równie skutecznie kształcą nasz intelekt, jak emocje.

Szkoła – ma za zadanie przekazywanie nam głównie wiedzy, ale wpływa także na nasze emocje i wykorzystuje je. Mamy w jej działaniach do czynienia ze zjawiskiem dwustopniowości. Kiedyś, zwłaszcza w systemie nauczania domowego, prywatnego nauczyciel sam układał program dla swoich uczniów. W jego ramach także on określał relacje między kształceniem intelektu, a emocji. W chwili powstania szkół publicznych układaniem programów zajęło się państwo, które od zatrudnianych nauczycieli egzekwuje ich realizację. Między uczniem, a zdobywaną przez niego wiedzą stoją więc dwaj pośrednicy: nauczyciel i państwo. To oni w sumie określają zakres i treść wykształcenia. Czasem występuje konflikt między dwustopniową machiną nauczania, a treściami, które swoim dzieciom chcieliby zaszczepić ich rodzice. Szkoła daje z konieczności fragmentaryczną wiedzę o otaczającym uczniów świecie. A studia wyższe są głównie przygotowaniem do specjalistycznego zawodu.

Wojsko podobnie jak szkoła także działa dwustopniowo, gdyż istnieje tam bezpośredni przełożony – dowódca żołnierza, a nad nim stoi cała wojskowa hierarchia. Jednak w tym układzie dowódca najniższego szczebla nie posiada samodzielnego autorskiego programu działania, jak to jest możliwe w przypadku systemu nauczania. Wyjątkiem od tej wojskowej reguły są działania partyzanckie.

Religie są także mocno zhierarchizowane. Poszczególni kapłani mają w różnych kościołach tylko cząstkowe zadania do wypełnienia, jest to w ich wypadku głównie kontakt z wiernymi. Problemami bardziej zasadniczymi zajmuje się hierarchia wyższego i najwyższego szczebla. Jakie są jednak główne zadania religii? Różnią się one od rozwiązywania cząstkowych zadań, jakie stawia sobie nauka. Religie starają się wyjaśniać najbardziej istotne zjawiska świata otaczającego człowieka. Ważną rolę, jaką spełniają jest jej ich pośrednictwo między wiernymi, a światem przyrody. W wielu religiach, w tym w chrześcijaństwie, stworzył ją Bóg. W koncepcjach filozoficznych stoików i Spinozy przyroda jest nawet tożsama z Bogiem.

Kontakt z bezosobową i groźną nieraz przyrodą zostaje w ramach religii zastąpiony kontaktami osobistymi z kapłanami, a poprzez nich ze wskazaniami wyższych szczebli hierarchii. Dopiero po nich jest przyroda generująca zjawiska wywołująca lęk, choć czasem także zachwyt. W takiej sytuacji emocje generowane przez działania w ramach religii zagłuszają i wypierają te, które są wynikiem bezpośrednich kontaktów z przyrodą.

Przedstawiliśmy w tej części naszych rozważań mechanizm pośredników w zależnościach, którym ulegamy w szerokim życiu społecznym. Czy jednak udało nam się omówić wszystkie istotne? Rodzina, szkoła, wojsko, wyznawana religia nie wyczerpują wszystkich możliwości. Są nam znane, nie możemy twierdzić, że nie wiemy o ich istnieniu. W dalszej części tych rozważań zajmiemy się kolejnymi zależnościami, o których istnieniu i roli nie zawsze zdajemy sobie do końca sprawę. Kolejne grupy pośredników możemy dostrzec w szeroko rozumianym życiu społecznym.

Istnieje wiele dziedzin wiedzy, w których nasze ewentualne postępy łatwo można sprawdzić. W naukach ścisłych nietrudno sprawdzić nasz poziom. Jednak istnieje wiele istotnych dla życia społecznego segmentów, w których sprawdziany nie zawsze dają pewne wyniki. I tu dochodzimy do kolejnego, istotnego problemu. W realnym życiu społecznym możemy spotkać liczne grono popularyzatorów wiedzy o nim. Starają się nas przekonywać, że jakieś bardzo skomplikowane problemy społeczne są znacznie prostsze, niż się powszechnie sądzi. Następnie będą twierdzić, że to oni posiadają łatwe ich rozwiązania. Powstaje tu sytuacja, że między nami, a jakimś ważnym i trudnym problemem pojawia się z gotowymi rozwiązaniami kolejny już pośrednik. Jest to sytuacja bardzo częsta w naukach, które nazywamy społecznymi, a tego typu mechanizmy są wręcz podstawą sytuacji w szeroko rozumianej polityce.

Jeśli nawet przyjęliśmy taką postawę wobec życia, że staramy się go ciągle poznawać, to nie uchroni to nas automatycznie przed różnymi działającymi na tym polu szalbierzami, którym czasem mamy nieszczęście uwierzyć. W społeczeństwie jakiegokolwiek kraju tylko pewien niewielki jego procent ma ukończone studia ekonomiczne, socjologiczne, czy psychologiczne i jest w stanie weryfikować na podstawie swojej wiedzy prawdziwość recept dotyczących różnych aspektów życia społecznego. Ta niewielka grupa potrafi wskazywać fałsze w rozwiązaniach przedstawianych przez ludzi nierzadko nieodpowiedzialnych i prących przykładowo do władzy w państwie. Większość pozostałych będzie bezradna i w pełni z a l e ż n a od publicznie wygłaszanych przez nich kłamstw i dokonywanych różnych manipulacji.

Co więc powinniśmy robić w sytuacji, gdy nasza wiedza o jakiejś ważnej społecznej sprawie jest niewielka? Przeważnie szukamy jej potwierdzeń u osób, którym wierzymy, a które kiedyś wzbudziły w nas jakieś pozytywne emocje. W efekcie to ich opinia zastępuje nam wiedzę! Gdy jednak po jakimś czasie przekonamy się, że osoba, którą emocjonalnie ocenialiśmy bardzo dobrze, nie jest godna zaufania, to nasz stosunek do sprawy, którą na swój sposób broniła lub wyjaśniała, zmieni się najczęściej na diametralnie różny od poprzedniego. Takie wahania są charakterystyczne dla wyrażania emocji, jednak przeważnie nas nie przybliżają do bardziej wszechstronnego i trafnego rozumienia sedna jakiegoś skomplikowanego problemu.

Jaki wniosek możemy wysnuć z tej części rozważań? Widać tu coraz wyraźniej, że w sprawach społecznych, nieraz dużej wagi, bynajmniej nie decyduje szereg: wiedza, fakty, argumentacja, wnioski. Raczej: nasze emocje wobec osoby publicznej i przedstawiane przez nią racje i opinie. Gdy kiedyś zostaną one podważone, to szukamy kolejnego autorytetu, któremu moglibyśmy uwierzyć, a w praktyce osoby, która wywoła w nas jakiś pozytywny emocjonalnie oddźwięk.

Nie ma to wielkiego związku ze zrozumieniem meritum jakiegoś problemu, bo kiedy napotkamy na przeczące naszym poglądom racje, to staramy się ich nie zauważać – metodą strusia, charakterystyczną dla pierwszego modelu ocen rzeczywistości lub reagujemy wyłącznie emocjonalnym sprzeciwem. Nie potrafimy reagować inaczej w sytuacji, gdy nasz pogląd w istocie oparliśmy wyłącznie na emocjach.

Fakty prasowe i telerzeczywistość

Kolejną sferą, w której wiele do powiedzenia mają pośrednicy, są środki masowego przekazu. Obok funkcji opisywania i przedstawiania rzeczywistości, coraz częściej zauważamy, jak zarówno prasa, jak media elektroniczne tworzą nowy rodzaj rzeczywistości. Sensacja, nowość informacyjna, to oczywiście ważne motywy dziennikarskiej działalności. Jednak komasowanie się tego typu informacji prowadzi wcześniej, czy później do wykreowania innego świata, przeważnie bardzo różnego od tego, który otacza zwykłego obywatela. Taka nowa rzeczywistość zaczyna momentami wypierać u niego tę, w której realnie żyje. Traci on czasem świadomość granicy, jaka dzieli przykładowo aktora popularnego serialu od kreowanej przez niego postaci. Stąd już tylko krok do poważnych schorzeń natury psychicznej, częściowej utraty kontaktu z rzeczywistością.

Skąd się biorą tego typu tendencje? Rzeczywistość wykreowana przez mass media jest zdecydowanie bardziej atrakcyjna od szarego życia, które pędzi większość obywateli. Przeżywane emocje są w nim blade i niezbyt intensywne. Co innego w rzeczywistości wykreowanej, do której się dostać bardzo łatwo sięgając po gazetę lub włączając telewizor, a od niedawna także wędrując po Internecie! Groźba utraty kontaktu z rzeczywistością okazuje się być mniejsza od życia pozbawionego większych emocjonalnych przeżyć. W zamian za poddanie się zależności wykreowanej sztucznie rzeczywistości dostajemy pożywkę dla generowania naszych znacznie większych niż dotąd emocji. Tego typu sytuacja różni się jednak od sytuacji oddziaływania dzieła sztuki. Przy jego odbiorze mamy świadomość, że jest to rzeczywistość wykreowana. Czytanie książki możemy przerwać, tak samo jak oglądanie filmu. Ze spektaklu teatralnego wychodzimy przecież na przerwy. W omawianym tu przypadku sednem problemu jest utrata granicy między fikcją, a rzeczywistością. Poddając się faktom prasowym i telerzeczywistości nie wiemy, gdzie się kończy fikcyjny świat kreowany przez dziennikarzy, a zaczyna ten realny!

Powszechne dotarcie do realnej oceny rzeczywistości, jak już zauważyliśmy, czasem związane być może z upadkiem jakiegoś naszego autorytetu. Zdarza się to raczej rzadko, stąd też postęp społeczny nie jest tak szybki, jaki by mógł w być w innych warunkach!

Zwróćmy ponadto uwagę na fakt, że nawet sama działalność pośredników życiu społecznym wywołuje wiele emocji, pozytywnych, gdy się im wierzy i negatywnych, gdy ich recepty i oceny rozszyfrujemy, jako nietrafne.

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010