KINOWA RZYGOWINKA

Powiem wam szczerze, że chciałem kulturalnie przemilczeć coś co napawa mnie niekłamanym smutkiem i niesmakiem, a co wdarło się na polskie (i światowe) ekrany. Chodziło mi o pewną głupotę, którą dystrybutorzy w celach zarobkowych nazwali „wydarzeniem, wybitnym filmem, krokiem milowym” itd. Uważałem, że jeśli czegoś się nie opisze, to może widzowie też tego nie zauważą i wspomniana przeze mnie głupota szybko przemknie i przeminie.

Niestety stało się inaczej. Nie wiedzieć czemu głupota ta promowana przez wydawało się rozsądnych ludzi zaczęła zdobywać popularność, a co najgorsze młodzi ludzie zaczęli uważać to coś za wydarzenie filmowe. Czara goryczy przelała się kiedy dowiedziałem się iż na X Festiwalu Filmowym w Kazimierzu Dolnym film ten nagrodziła publiczność. Stąd też wziął się ten tekst.

A wszystko to dzięki zdolnemu handlowcowi a przy okazji amatorowi filmowemu Michaelowi Moorowi, dzięki któremu słowo rzygowiny nabrało nowego znaczenia. Otóż od momentu wprowadzenia na ekrany tworu nazwanego „Fahrenheit 9.11” można śmiało powiedzieć, iż bez mała połowa widzów okazała się tak infantylna i niedouczona, iż kilka tendencyjnych, połączonych ze sobą reportaży telewizyjnych uznała za FILM!. Co więcej – za DOKUMENT!

Coś, co w Polsce przed laty, Główny Zarząd Polityczny odrzuciłby jako materiał amatorski, nie spełniający podstawowych założeń propagandowych, nie mówiąc już, że to materiał nijaki artystycznie, nieudolnie zmontowany oraz pozbawiony jasnych i precyzyjnych point i komentarzy, i właśnie coś takiego nagle zostaje w 2004 roku uznane za WYBITNY FILM DOKUMENTALNY!!!

Ludzie!!! toż to całkowita kompromitacja nie tylko zdrowego rozsądku ale godności ludzkiej! Jak nisko upadł rozum ludzki skoro można bezkarnie wpychać widzom taki produkty! Jak staniał honor widzów kinowych skoro bez protestów pozwalają sobie wyświetlać za ich własne pieniądze coś takiego nazywając to na dodatek górnolotnie „filmem”?

Szkoda, że corocznie przyznawana przez wiele lat nagroda leninowska już nie istnieje, gdyż niewątpliwie po otrzymaniu Złotej Palmy w Cannes natychmiast rzygowiny Moore’a powinny być uhonorowane tą nagrodą. Potem zaś socjaliści europejscy powinni w ramach zbliżania narodów wystąpić w Parlamencie Europejskim aby rzygowiny te były obowiązkową lekturą szkolną niepełnoletnich Europejczyków, gdyż łączą one w sobie zdrowe tradycje Ameryki, postępowe hasła kulturalne Rosji oraz liberalizm europejski.

Jeśli chodzi o MFF w Cannes, to mimo całego mego sentymentu do tej imprezy z przykrością stwierdzam, że od lat o nagrodach tam przyznawanych decydują socjaliści francuscy i tym podobne wypierdki paraintelektualne o lewicowych zapatrywaniach (czyli cała zachodnia lewica). Trudno, a zarazem szkoda. Bo powiedzcie sami jak tu porównywać genialne utwory Viscontiego, Felliniego czy Kurosawy z nagrodzonym Złotą Palmą „Człowiekiem z żelaza”, nie mówiąc o już o tegorocznej rzygowinie Moore’a.

Szczerze zaś mówiąc, cały czas czekam aby np. miasto Kaliningrad, Pula lub Tirana ogłosiły, że skoro w Cannes doszło do tak niesmacznego przekrętu, skoro zamiast promować Sztukę nagradza się tam propagandowe produkcyjniaki, to należy powołać prawdziwy i niezależny festiwal filmowy promujący sztukę. Przecież w ten sposób powołano festiwal w Cannes w 1938 roku jako znak protestu przeciwko upolitycznieniu Festiwalu Filmowego w Wenecji, na którym nagrodzono kolejny film Leni Riefenstahl (w 1935 roku nagrodzono jej „Triumf woli”) - dwuczęściowy obraz dokumentalny o olimpiadzie w Berlinie ("Olimpiada" i "Święto narodów"). Skleroza widzów czy recenzentów?

Jeśli jednak dotychczasowe moje inwektywy nie przekonały was co do wartości wytworu amatora Moore’a, to pozwolę sobie na kilka bardziej już konkretnych uwag.

Sprawą zasadniczą jest tu fakt, iż w wypadku tworu Moore’a nie mamy do czynienia z filmem. Jest to po prostu połączonych ze sobą kilka reportaży i felietonów w stylu dziennika telewizyjnego. Całość nie stanowi całości, bo nie jest to jeden spójny materiał z początkiem, środkiem i końcem. Mamy więc tu kilka samoistnie funkcjonujących reportaży:

- zniszczenie WTC + reakcje ludzi;

- prezydent Bush w szkole w dniu ataku;

- działaczka Lila – jej wypowiedzi, działalność, reakcja na śmierć syna w Iraku, rozpacz;

- atak na Afganistan;

- atak na Irak;

- parodystyczne przedstawienie sojuszników USA w Iraku;

- sekwencja o zabitych i ciężko rannych żołnierzach, kaleki fizyczne i psychiczne;

- sekwencja werbowania do wojska;

- Moore namawiający senatorów aby wysyłali swych synów na wojnę w Iraku;

- zakończenie z przesłaniem w stylu „Manifestu Komunistycznego” (wojna jest złem utrzymywanym przez bogaczy w USA, gdyż tylko dzięki niej mogą oni utrzymać podziały klasowe i majątkowe).

Powtarzam - nie jest to film lecz zestaw felietonów. Co gorsza są to felietony typowo telewizyjne gdzie dominuje słowo mówione a obraz traktowany jest jako zapchajdziura. Wydaje mi się, że żywiołem Moore’a jest radio, prasa a nie film. Widać to wyraźnie w tej rzygowinie, w której materiał filmowy jest tylko ilustracją komentarza mówionego gdyż średnio połowa zdjęć nijak się ma do tekstu mówionego.

Nie ma też tu żadnego dowodu, nie ma nic, co można by nazwać przesłankami dokumentującymi, że rodzinę Busha cokolwiek łączyło z rodzina Bin Ladena. Czy dowodem może być słowna informacja o tym, iż tuż po ataku na WTC odesłano do Arabii Saudyjskiej specjalnymi samolotami około 200 osób, w tym dwudziestu paru członków z rodu Bin Laden? Że przed ich odlotem nikt ich nie zatrzymał, ani nie przesłuchał? Czyżby M. Moore namawiał do odpowiedzialności zbiorowej, którą w praktyce stosowali chłopcy z gestapo i NKWD?

Powiem wam więcej – zarzut powyższy jest najpoważniejszym z zarzutów jakie w swej rzygowinie wytacza prezydentowi Moore. Dalej mamy cały czas do czynienia z mówioną publicystyką, pomówieniami, sugestiami, domysłami i autorskimi popisami złotych, ironicznych myśli Moore’a.(w stylu – „po ataku na WTC niepotrzebnie zakazano wszelkich lotów nad USA, gdyż nikt z obywateli nie miał zamiaru latać samolotami z wyjątkiem oczywiście chłopców z Al.-Kaidy” – cytat przybliżony). Rzec można jajcarz fajansiarz z tego Moore’a i na dodatek satyryk.

Skoro już mowa o jajcarstwie Moore’a, to konieczne jest zwrócenie uwagi na jego dość podłą metodę jaką zastosował w celu ośmieszenia zwolenników i popleczników prezydenta Busha.

Otóż aby było jasne i proste kto popiera prezydenta, Moore’a wybrał sobie do obserwacji i opisu dość żałosną rodzinę obleśnych grubasów, na dodatek dość ograniczonych umysłowo. Najwięcej zaś czasu poświęcił na wypowiedzi najbardziej prymitywnej seniorce rodu mocno zaangażowanej w działalność społeczną. Kiedy już jej dobrotliwa głupota, stereotypowe wypowiedzi i slogany recytowane jako prawdy życiowe całkowicie zohydziły ją, jej rodzinę i poglądy, które głosiła, Moore ukazuje jej reakcje na wiadomość o śmierci jej syna, który zginął w Iraku. Od tego momentu można powiedzieć, że Moore wręcz nasycić się nie może rozpaczą tej kobiety. Obraz prawie że mówi: „chciałaś wojny więc ją masz”. Powiem szczerze – dla mnie ten rodzaj propagandy, bazujący na nieszczęściu ludzkim, jest podłością, przypomina mi chichot hieny a nie rozmowę człowieka z człowiekiem.

Jak już wcześniej wspomniałem rzygowina ta jest od początku do końca oparta na komentarzu. Wystarczyłoby napisać zupełnie inny komentarz do tego samego materiału filmowego a powstałby utwór np. gloryfikujący mądrość, stanowczość i wielkość prezydenta Bush’a. Jeśli nie wierzycie to jeśli pokryjecie tylko koszty samej pracy jestem gotowy w ciągu tygodnia tak właśnie opracować ten twór Moore’a.

Mógłbym tak dalej jeszcze pisać, pisać i pisać, lecz po co? Rzygowina pozostanie rzygowiną i nic się tu nie zmieni. I dopiero to stwierdzenie pozwoliło mi zrozumieć to, iż problem z „Fahrenheit 9.11” Moore’a jest zupełnie inny. Tak naprawdę promocja tej szmiry służy sprawdzianowi społeczeństw z poziomu ich zaczadzenia. To swoisty termometr wskazujący stopień krytycyzmu i samodzielności umysłowej widzów. To test mówiący na jakim poziomie należy stosować manipulację aby cel propagandowy został osiągnięty. Niestety okazało się, że do mas należy bełkotać. Do lewicy europejskiej też. Do „elyty” polskiej rodem warszawki „farszawki” też.

Czy został ktokolwiek z kim można by jeszcze porozmawiać?

Oczywiście każdy z Was ma święte prawo aby wydać swoje pieniądze na bilet do kina, aby za swe pieniądze poświęcić ponad 90 minut ze swego życia i w tym czasie bezkarnie dać sobą pomiatać i poniewierać. Oczywiście każdy z nas jest wolny i sam o sobie decyduje. O swoich poglądach też.

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010