NIC NIE JEST PEWNE

Pamiętam, jak pewien milicjant (skądinąd współzałożyciel NSZ FMO) został nauczycielem historii w szkole po roku 1989 i pytał dzieci, czy mają dowody na to, że Polaków wywożono do ZSRR i dowody na Katyń. Dzieci dowodów nie miały.

Tę anegdotą mojej znajomej można by skwitować całą polemikę, ale nie jestem uczniem szkoły, więc pokuszę się o dłuższy wywód.

Autor polemiki (redakcja nie przesłała mi nazwiska) wprawdzie przyznaje, że „nasze życie polityczne toczy rak postkomunizmu”, inaczej bowiem jego polemika byłaby zbyt łatwo wystawiona na śmieszność, ale nie widzi żadnego związku między tym faktem a działalnością i wpływami środowiska byłych służb specjalnych. Oczywiście można wbrew rozsądkowi i dorobkowi badawczemu1/  twierdzić, iż służby specjalne rozpłynęły się lub wyleciały na Marsa. To ostatnie odkrycie zawdzięczamy Tomaszowi Lisowi. Jeśli jednak nie można podważyć wprost twierdzenia o decydującej roli tajnych służb w postkomunizmie, wskazuje się, że niczego nie można udowodnić, wszystko jest niepewne, a o wszystkim decyduje przypadek.

Przypadkowo córka naczelnika Wydz III-2 SUSW zostaje czołową dziennikarką polityczną i przypadkowo, ma taki kaprys, inaczej traktuje powiedzmy Millera i Kaczyńskiego przeprowadzając z nimi wywiad, owa różnica oczywiście nie wynika z osadzenia w środowisku tatusia tylko z przypadku, przypadkowo ma takie właśnie poglądy i nastroje.  Logika wskazuje na coś innego ale czy można to udowodnić odpowiednim zaświadczeniem? Przecież wszystko można sfałszować i wszystko jest niepewne tudzież niczego na pewno nie wiemy.

Solidne opisanie napotyka problemy więc jest niemożliwe. A skąd Autor wie, że jest ono niemożliwe? Od kogo się dowiedział czy może doszedł do tego wniosku własnym wysiłkiem umysłowym, a jeśli tak to na jakiej podstawie. Czy też od kogoś o tym usłyszał.

Skąd autor wie, że oficerowie i ich TW odegrali „domniemaną rolę” w patologiach, wiemy już dostatecznie wiele by udowodnić ich rzeczywisty udział, np. pana Kratiuka, nie wspominając o parce Kuna-Żagiel  lub obsadzie kadrowej ORLEN-u, która tylko przypadkiem składała się z oficerów i agentów, no ale oficerami i agentami byli w młodości. Kontakty Kuny-Żagla z Ałganowem nie miały nic wspólnego z KGB, bo gdzież są dowody, że było inaczej; przecież Ałganow nie musiał się we wszystkich sprawach i działaniach kontaktować tylko z agentami.

A skąd autor wie, że „sprawy wielu ujawnianych dziś, byłych tajnych współpracowników, już w 1989 r. były zamknięte w archiwach i nie były wykorzystywane w pracy operacyjnej” oraz że „wielu funkcjonariuszy prowadzących sprawy w latach 70-tych czy nawet 80-tych zmarło, nie przekazując nikomu dawnych kontaktów i „źródeł”. Kto to autorowi powiedział, czyżby autor miał dostęp do takich wykazów, a jakim prawem, przez kogo udostępnionych, czy przez tego kto zamawiał polemikę.

Oczywiście, że nikt nie przekazywał swoich TW, ponieważ nie było takiej potrzeby. Każdy naczelnik wydziału znał wszystkich TW prowadzonych przez podległych mu oficerów, gdyż zatwierdzał najpierw plan rozmowy rekrutacyjnej, następnie sprawozdanie z rozmowy i plan zadań każdorazowo zlecanych agentowi, a ponadto co jakiś czas przeprowadzał spotkania kontrolne z agentem. Albo zatem Autor tego nie wie, więc niech się nie wypowiada tylko dokształci, albo wie i usiłuje manipulować niezorientowanym czytelnikiem, czyli zamazać prawdę, wmówić, że o tym kto był TW wiedział tylko prowadzący go oficer, a w roku1989 albo wcześniej wszelkie więzi między nimi znikły. Dlaczego, to już chyba dla wszystkich jasne.

„Sam fakt, że ktoś lat temu, jeszcze na studiach, był agentem komunistycznej policji politycznej, nie jest żadnym dowodem, że dziś kieruje się w swej działalności poleceniami tamtych przełożonych”.

Po pierwsze, niekoniecznie „tamtych przełożonych”. Po drugie, czy fakt, iż TW później robił cały czas karierę podczas gdy ktoś o tych samych zdolnościach, kto nie donosił pozostaje wiecznym bezrobotnym też zapewne niczego nie dowodzi, pracować się mu nie chce i tyle. Po prostu TW pisząc regularnie raporty stał się człowiekiem zdyscyplinowanym i dobrze zorganizowanym i dlatego awans społeczny stał się jego udziałem, został znanym dziennikarzem – komentatorem, profesorem-autorytetem, politykiem, dyrektorem, biznesmenem. A leniuch co donosić nie chciał, słusznie stoczył się, nieudacznik. Gdyby fakt bycia w przeszłości TW nie miał obecnie znaczenia, jak chce nam wmówić Autor, to elita III RP nie składała by się w takim stopniu z tej kategorii ludzi, ale jak rozumiem teraz Autor zażąda wyliczenia. Uprzedzając poproszę o podanie kto w zarządzie ORLEN-u nie był w przeszłości oficerem lub agentem.

Nic niczego nie dowodzi. Oczywiście, to zapewne przez przypadek stale odnajdujemy pewnych ludzi razem, razem w SB czy WSI razem w ORLENie, ale na pewno się opierali by pracować razem. Przez przypadek odnajdujemy razem np. Jacka Merkla i płk. Aleksandra Makowskiego w jednej firmie

Kolejnym zarzutem jest brak aparatu naukowego. O ile jednak wiem „Arcana” nie są pismem naukowym, ale jeśli sobie Autor życzy mogę przypisów dostarczyć, zajmą tyle objętości co sam artykuł. Wtedy będzie można napisać, iż artykuł nie jest przejrzysty, nudny i niezrozumiały. Wbrew pozorom wszystkie wiadomości są do uzyskania. Jest to kwestia bardzo drobnostkowej kwerendy i logiki. Ale przecież logiczne rozumowanie, że coś wynikać musi z czegoś nie jest pewne, wiadomo przecież, że nic z niczego nie wynika a łańcuchy przyczynowo skutkowe nie istnieją.

Mam jednak smutną wiadomość, właśnie jestem przy opisywaniu czwartego kraju w okresie pieriestrojki, nie licząc Jugosławii i Albanii już ukończonych. Smutna wiadomość polega na tym, iż przy każdym nazwisku agenta już ujawnionego podaję dokładne dane kiedy to nastąpiło i co wiemy o jego współpracy. To dopiero będzie karkołomne i nienaukowe dzieło, czyż bowiem w ogóle jest pewność, iż ktokolwiek był agentem, a poza tym cóż z tego, że połowa opozycji, dajmy na to w Bułgarii, pracowała dla bezpieki, przecież robili to za młodu. Autor będzie miał jeszcze wiele zamówień na polemiki ze mną więc o bezrobocie nie musi się martwić, to wiadomość pozytywna.

„Karkołomność wywodów” dopiero trzeba udowodnić. Widzę natomiast, że Autor dobrze się czuje w roli autorytetu. Na szczęście jeszcze nie decyduje co „arkana” publikują a czego nie. 

Autor ma racje, że korzystałem ze źródeł dostępnych i że Macierewicz i inni mogli „zidentyfikować i ujawnić tylko część osób zarejestrowanych jako agenci. Część mu się wówczas wymknęła”. Jak rozumiem, gdyby można było zidentyfikować wszystkich, czyli np. okazałoby się, że w rządzie Mazowieckiego nie było 10 agentów i oficerów a powiedzmy 20, to byłby to dowód na brak wpływu służb na scenę polityczną.

Autor dezinformuje Czytelnika, gdy pisze o materiałach rzecznika Nizieńskiego. Sąd Antylustracyjny nie rozstrzyga bowiem czy ktoś był agentem czy nie, ale czy był agentem w myśl ustawy. Jeśli ktoś donosił a nie ma podpisanej deklaracji, to agentem nie był. Jeżeli jest deklaracja, a nie ma raportów, to też, w myśl ustawy a nie rozsądku, agentem nie był. No i mógł donosić ale nie szkodzić, więc też agentem nie był. A jeśli kogoś wsadził do tiurmy, to przecież źle mu nie było, albo nie wziął za to pieniędzy, itp. itd. zawsze się znajdzie jakieś wytłumaczenie. W praktyce każdy agent może się wybronić przed Sądem Antylustracyjnym, chyba że jest wyjątkowo niekumaty. Oleksy przegrał, bo się upierał, że AWO nie było tajną służbą. Gdyby twierdził, że nigdy nie donosił, miałby proces wygrany.

Nie chodziło mi o ilość TW, bo Autor ma racje, że było ich wielokrotnie więcej, tylko o stosunek między TW poszczególnych Departamentów i powiązanie tego faktu z grą na scenie politycznej. Dlaczego współpracownicy jednego departamentu mieliby zostać ujawnieni w większym stopniu niż innego? Czy polemista posiada na ten temat jakieś wiadomości, a jeśli tak, to z jakiego źródła.

„Jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, iż Dukaczewski nadzorował siatkę agenturalną w Izraelu składającą się z agentów zwerbowanych w środowisku pomarcowym,  sojusz Agory z Preziem uzyskuje drugie dno.”

To tu boli, to w ten czuły punkt uderzyłem i sprowokowałem Autora. Radzę poczytać literaturę przedmiotu i wtedy Autor się dowie. Informacja ta była już publikowana i jakoś nie zauważyłem protestów Dukaczewskiego albo jego agentów. Wprost przeciwnie, informację przemilczano by pozostała niezauważona.

Oczywiście Kwaśniewski nie wymyślił Cimoszewicza, tylko żona byłego prezydenta przypadkiem była szefową Komitetu wyborczego. Przecież nic z niczego nie wynika.

Jeśli Mitterand mógł się kierować źle pojętymi interesami Francji, tzn. że był głupi, inny wariant jest o wiele gorszy.

„A czy w krajach postkomunistycznych nie ma miejsca na zwykłą głupotę?”

Autor sugeruje, że Wałęsa z głupoty usunął akapit o wyprowadzeniem wojsk sowieckich z Polski. ale ktoś mu to podpowiedział, oczywiście też z głupoty i przypadkowo ten ktoś był związany ze służbami ale zapewne tylko w młodości.

„Teza, że kraje byłego obozu nie starały się w tych latach wybić na niepodległość wydaje się dla mnie dość ryzykowna”. A to niby dlaczego, gdzie są dowody, że „starały się wybić na niepodległość”? Czy są to wypowiedzi np. ministra Onyszkiewicza o szkodliwości NATO, czy wypowiedzi premiera Mazowieckiego o korzyściach ze stacjonowania w Polsce wojsk sowieckich, a może deklaracje lojalności wobec Sowietów składane przez Michnika. Chyba, że mówiąc to mieli oni na myśli coś innego i telepatycznie przekazali swoje myśli Autorowi. Ja jednak analizuję wypowiedzi, działania i fakty, nie zajmuję się natomiast telepatią i kwestiami wiary.

Nigdzie nie twierdziłem, że Onyszkiewicz jest zdrajcą, tylko że przyjaciele polityczni polemisty należeli do obozu pieriestrojkowego Gorbaczowa.

Można oczywiście twierdzić, iż walka Jelcyna z Gorbaczowem nie miała miejsca i nie miała żadnego wpływu na satelity, co jednak zrobić w takim razie ze świadectwami (np. wspomnienia Imre Pozsgaya) i całą literaturą przedmiotu.

Nigdzie nie pisałem, że światem rządzą tajne służby, więc nie wiem gdzie to Autor wyczytał. Pisałem wyłącznie o postkomunizmie. Proszę więc trzymać się tematu.

I na koniec kwestia języka. Oczywiście można pisać drętwo i zapewne gdybym badał gospodarkę świątynną w Lagasz, np. za Gudei, używałbym terminologii naukowej. Tu jednak opisuję działania mafii i dlatego stosuję terminy powszechne w tym środowisku. „Prezio” to zupełnie co innego niż prezydent RP. Język jest odpowiedni do tematu.

Odpowiedź jest prosta: na zlecenie tego departamentu, który mógłby wyciągnąć z tego opisu korzyści, chyba że jest departamentem samobójcą, co przecież nie jest pewne. Cui bono szanowny Autorze. A więc który to departament skorzystał? Logika.


Maria Łoś and Andrzej Zybertowicz, Privatizing the Police-State. The case of Poland, MacMillan Press, New York 2000, s. 270; Maria Los, "Reshaping of Elites and the Privatization of Security: The Case of Poland", The Journal of Power Institutions In Post-Soviet Societies,  Pipss.org : Issue 2 - 2005 - Reflections on Policing in Post-Communist Europe
http://www.pipss.org/document351.html

Autor publikacji
Recenzje i art. recenzyjne
Źródło
Arcana marzec 2006