HISTORIA PEWNEGO KŁAMSTWA

Trzecia Rzeczpospolita budowana wspólnie przez intelektualistów "Gazety Wyborczej" i komunistyczne służby specjalne potrzebowała własnych mitów, by scementować i uzasadnić ten sojusz w oczach opinii publicznej. Jednym z nich było kłamstwo usprawiedliwiające postępowanie Jaruzelskiego.

Przedstawia się go jako "zbawcę Ojczyzny", który wprowadzając stan wojenny, uratował Polskę przed inwazją sowiecką. Taki obraz sowieckiego generała oddelegowanego do Priwislanskiego Kraju był konieczny, jeśli chciano wraz z nim i jego ludźmi kłaść podwaliny nowego ustroju, w przeciwnym wypadku należałoby publicznie przyznać, iż buduje się Polskę, jeśli nawet nie pod dyktando, to razem z obcą, antynarodową agenturą.

Jeśli - zdaniem "intelektualistów GW" - stan wojenny był konieczny, by uniknąć inwazji i Jaruzelski "poświęcił się", przyjmując na siebie dobrowolnie odium zdrajcy, w takim razie nielegalna "Solidarność" popełniła błąd, dalej działając w podziemiu; należało się poddać i przyjąć warunki generała, chyba że cała konspiracja miała być jedynie teatrem, udawaniem walki z komunizmem dla zachowania twarzy wobec narodu. Jeśli dla niektórych przywódców i doradców "Solidarności" tak rzeczywiście było, łatwiej zrozumieć łatwość, z jaką rozpoczęli współpracę z policją polityczną Kiszczaka.

Koniec kłamstwa o roli Jaruzelskiego i przyczynach wprowadzenia stanu wojennego oznacza kres uzasadnienia dla układu władzy aktualnie panującego w Polsce. Ujawnienie prawdy o roli Jaruzelskiego będzie początkiem końca Polski "okrągłego stołu", owej syntezy "intelektualistów" i ubeków. Stąd właśnie przemilczanie faktów lub wściekłe ataki obozu "Gazety Wyborczej" na prawdę historyczną. W Londynie gentelmeni o faktach nie dyskutują, nad Wisłą, jeśli nie zgadzają się one z propagandą "GW", tym gorzej dla faktów.

23 marca Władimir Bukowski przypomniał to, co wiadomo już od wielu lat, powołał się na dokumenty, ale w Polsce złamał zmowę milczenia publicznych mediów, które nie mogły ze względu na pozycję autora ani przemilczeć jego wizyty, ani ocenzurować jego wypowiedzi. Pozostał więc atak propagandowy, który ma zagłuszyć wymowę dokumentów. A co mówią fakty?

Komuniści w Polsce nie tylko wprowadzili totalitaryzm, ale reprezenowali władzę okupacyjną, do której odwoływali się za każdym razem, gdy czuli się zagrożeni ze strony narodu.

Już Gomułka prosił

Już w 1970 roku Władysław Gomułka prosił Sowiety o pomoc przeciwko robotnikom Wybrzeża. Moskwa odmówiła, gdyż dla niej ważniejszy od losu polskich towarzyszy był los całego imperium. Wojna z Polską spowodowałaby niepowetowane straty i przyspieszyłaby jego upadek. Późniejszy przykład Afganistanu potwierdził, iż miała rację Moskwa.

Gdy w 1980 roku po raz kolejny zachwiała się władza I sekretarza, znów chciał on apelować o pomoc przeciwko narodowi. Generał Pawłow, przedstawiciel KGB w Polsce, pisał w 1994 roku: Zanim jednak Biuro Polityczne podjęło decyzję o rozpoczęciu rozmów z Międzyzakładowym Komitetem Strajkowym w Gdańsku, Gierek, według moich informacji, próbował przekonać Kanię o konieczności zwrócenia się do Moskwy z prośbą o wprowadzenie wojsk radzieckich w celu "zaprowadzenia porządku(1/53).

Pawłow pisze, co KGB myślało o takim rozwiązaniu kryzysu w Polsce: ostrzegłem przed samą możliwością rozpatrywania takiego planu ... w specjalnym raporcie przeanalizowaliśmy wszystkie możliwe aspekty takiej decyzji ... nie rozwiąże [ona] żadnego z polskich problemów wewnętrznych, jego następstwem będzie całkowita utrata narodu polskiego jako sojusznika, nie mówiąc już o realnej groźbie oporu zbrojnego. Raport uzyskał "pełną aprobatę Centrali i osobiście Andopowa" (1/71-72), a więc rzeczywistej władzy w ZSRS.

Używać straszaka interwencji

Użycie w Polsce Armii Czerwonej obróciłoby w niwecz wszystkie działania mające zakorzenić komunizm, sytuacja powróciłaby do stanu z 1944, gdy naród nie miał wątpliwości, kto jest agenturą. Status Polski jako kraju okupowanego stałby się dla wszystkich oczywisty, a konsekwencją byłaby partyzantka miejska w sercu Europy destabilizująca całe imperium sowieckie, czego najbardziej obawiali się Sowieci. W swojej sytuacji gospodarczej Moskwa nie mogła też lekceważyć nawet ograniczonej riposty Zachodu. Według Pawłowa CIA ... opracowała specjalny plan działań na wypadek wkroczenia naszych wojsk do Polski, czego też obawiano się na Kremlu (1/63).

Sytuacja nie uległa zmianie, gdy I sekretarzem został człowiek Jaruzelskiego, Stanisław Kania, ani gdy Moskwa powierzyła władzę wykonawczą w Warszawie samemu generałowi.

Jeżeli na Kremlu dyskutowano możliwość interwencji, najbardziej realnie wyglądała ona tylko w grudniu 1980 roku, jak wynika z notatki pułkownika Kuklińskiego dla Amerykanów (2/9).

W 1981 roku władzę w USA objął jeden z największych polityków XX wieku, Ronald Reagan i amerykański budżet wojskowy wzrósł realnie o 10 proc.

Według Olega Gordijewskiego, w maju 1981 roku szef KGB Jurij Andropow był przekonany, że USA przygotowują się do wojny jądrowej (3/511). Interwencja w Polsce dałaby im pretekst do pierwszego uderzenia nuklearnego na Sowiety i dlatego była całkowicie wykluczona. Moskwa wówczas już nie mogła tej wojny wygrać.

W 1981 roku żadna interwencja sowiecka "Solidarności" nie groziła. Według Pawłowa, dyslokacja wojsk sowieckich na granicy miała na celu zastraszanie działaczy "Solidarności" i ekipa Jaruzelskiego doskonale o tym wiedziała (1/68), co potwierdza notatka Kiszczaka z 25 listopada 1981 roku: używać straszaka interwencji... że już mogą wejść wojska nie tylko radzieckie (2/33).

KGB powierzyło Jaruzelskiemu uśmierzenie kolejnego "polskogo miatieża". Gordijewski w 1990 roku pisał: Kandydatem KGB na przywódcę puczu był generał Wojciech Jaruzellski ... W Centrali uważano, że zanim został pierwszym sekretarzem partii, umówił się wcześniej z Moskwą, że przeprowadzi wojskowy zamach stanu i rozpoczął do niego przygotowania. Ostatecznie plany puczu zostały uzgodnione podczas dwóch sesji tajnych rozmów w Warszawie, które przeprowadzili generał Kriuczkow oraz dowódca sił Układu Warszawskiego, marszałek Wiktor Kulikow. Koledzy z sekcji polskiej wywiadu KGB powiedzieli Gordijewskiemu, iż Jaruzelski dwukrotnie prosił Moskwę o sygnał do rozpoczęcia działań (3/509).

19 października 1981 roku Jaruzelski obiecał swemu szefowi Andropowowi, którego wcześniej prosił o zwolnienie z funkcji premiera PRL (4/559), zrobię wszystko jako komunista i jako żołnierz (4/564). Dwa dni później Konstantin Rusakow na posiedzeniu Politbiura KPZS w Moskwie mógł więc poinformować: zaczęliśmy pracę z Jaruzelskim (2/31), choć Aparat KC KPZR miał do Jaruzelskiego mniej zaufania niż I Zarząd Główny [KGB] (3/509), co jeszcze raz wskazuje, czyim człowiekiem w Polsce był generał.

Nie liczcie na nas

Choć interwencja sowiecka nie groziła, Jaruzelski o nią prosił, gdyż nie był pewny zachowania się LWP. Według Pawłowa, już na początku 1981 roku KC KPZR i radzieckie kierownictwo informowały stronę polską, że Związek Radziecki nie ma zamiaru i nie będzie ingerować w wewnętrzne sprawy Polski i polskie władze powinny samodzielnie rozwiązywać swoje problemy (1/68). 16 maja 1981 na posiedzeniu sowieckiego Politbiura Nikołaj Tichonow potwierdził jeszcze raz: W obecnej sytuacji międzynarodowej interwencja nie jest możliwa (2/21). A w sierpniu 1981 roku Andropow ostrzegał Kiszczaka: nie radzę Wam nawet liczyć na jakąkolwiek pomoc zbrojną. Będą to błędne, nierealne rachuby (1/63). Problem rzekomej interwencji nie był nawet tematem wstępnej dyskusji (1/68).

Sytuacja była więc jasna jeszcze przed ukazaniem się w 1995 roku książki Władimira Bukowskiego, ale dopiero on powiedział z taką mocą, iż król jest nagi. Jaruzelski pod koniec 1981 roku sam wielokrotnie prosił o wprowadzenie wojsk sowieckich, lecz otrzymał z Kremla stanowczą odmowę (3/561).

Dokumenty sowieckiego Politbiura, które Bukowski zeskanował, potwierdziły jeszcze raz, iż groźba interwencji była propagandowym kłamstwem wymyślonym przez Jaruzelskiego i KGB dla skuteczniejszego przeprowadzenia operacji rozbicia "Solidarności". W 1981 roku miała zapewnić alibi Jaruzelskiemu, a po latach usprawiedliwić nadanie sowieckiej agenturze przy "okrągłym stole" praw do współrządzenia Polską.

Rzućmy więc jeszcze raz okiem na dokumenty.

Rozwiać złudzenia Jaruzelskiego

29 października 1981 roku Andropow przekonywał: Towarzysze polscy wspominają o pomocy wojskowej ze strony bratnich krajów. My jednak powinniśmy trwać zdecydowanie przy naszej decyzji o niewprowadzaniu wojsk do Polski. Wtórował mu minister obrony Dimitrij Ustinow: W ogóle należy powiedzieć, że naszych wojsk wprowadzać do Polski nie wolno (4/566).

Na posiedzeniu Politbiura w dniu 10 grudnia 1981 roku w Moskwie Andropow jeszcze raz przypomniał, że Jaruzelski chce pomocy wojskowej, choć nie mówi tego wprost  i potwierdził: Nie zamierzamy wprowadzać wojsk do Polski... Jeżeli tow. Kulikow rzeczywiście mówił o wprowadzeniu wojsk, to ja uważam, że postąpił niesłusznie. Nie możemy ryzykować. Nie mamy zamiaru wprowadzać wojsk do Polski... nawet jeśli Polska dostanie się pod władzę "Solidarności", to będzie to tylko tyle. Jeśli zaś przeciw ZSRR zwrócą się kraje kapitalistyczne ... będzie to dla nas bardzo niebezpieczne. Musimy troszczyć się o nasz kraj... Identyczne stanowisko zajął odpowiedzialny za politykę zagraniczną Andriej Gromyko: będziemy zmuszeni postarać się jakoś rozwiać złudzenia Jaruzelskiego ... w sprawie wysłania tam wojsk. Wprowadzać wojsk do Polski nie można w żadnym razie. Moskwa nie uratuje jego władzy, komuniści muszą ratować się sami. Tę "smuną" dla Jaruzelskiego wiadmość miał mu zakomunikować ambasador ZSRS w Warszawie (4/570-571). Odpowiedzialny za ideologię i uważany za "twardogłowego komunistę" Michaił Susłow także nie okazał się jastrzębiem: Jeżeli wojska wkroczą, nastąpi katastrofa imperium Sowieckiego. Ten pogląd podzielali wszyscy członkowie Politbiura KPZS (4/573).

Jaruzelski ratował jedynie komunizm, a gdy ten wierny człowiek KGB otrzymał odpowiednie polecenie, zgodził się na "okrągły stół", zawsze posłuszny organom. I taka jest prawda o roli generała.

Książka Władimira Bukowskiego ukazała się we Francji w 1995 roku. Dopóki jednak pozostawała poza zasięgiem polskiego czytelnika, można byłą ją ignorować i przemilczać. Co teraz uczynią intelektualiści i policjanci?

Czy przeczytamy w "GW", iż prawdziwy intelektualista nie korzysta z Internetu, skoro Bukowski zapowiedział wprowadzenie do tej sieci 7 tys. skopiowanych dokumentów? A może dowiemy się, że w Moskwie specjalnie sfałszowano tysiące dokumentów, by posłużyć się Bukowskim przeciwko "patriocie" Jaruzelskiemu w zemście za uniemożliwienie interwencji w 1981 roku?

Jaruzelskiemu zawdzięczamy, że rząd koalicyjny nie powstał w 1981 roku, a reformy gospodarcze zaczęły się dopiero po 10 latach.

--------
1) Generał Pawłow, Byłem rezydentem KGB w Polsce. Protokoły, których nie przywiózł Jelcyn, Warszawa 1994, s. 390
2) Karta, nr. 23
3) Christopher Andrew, Oleg Gordijewski, KGB, Warszawa 1997, s.708.
4) Władimir Bukowski, Moskiewski Proces. Dysydent w archiwach Kremla, Warszawa 1998, s.745

Autor publikacji
Ubekistan
Źródło
Gazeta Polska 1998