Jak lustrować by agenci pozostali bezpieczni?

Czechy, Polska i Węgry zostały właśnie zaakceptowane w NATO. Można sądzić, że jednym z warunków tego kroku było wcześniejsze, przynajmniej formalne, przyjęcie we wszystkich trzech krajach ustaw lustracyjnych; czeskiej 4 października 1991 roku, węgierskiej 8 marca 1994 roku i wersji poprawionej 3 lipca 1996 roku oraz polskiej 11 kwietnia 1997 roku. W Polsce i na Węgrzech lustrację uchwalili komuniści, natomiast w Czechach przyjęto ją głosami antykomunistów. Zobaczmy czym różnią się te trzy akty prawne.

Lustracja czy dekomunizacja

Przede wszystkim odmienny jest charakter lustracji. Ustawa węgierska i polska przewidują badanie czy osoba lustrowana pracowała lub służyła jedynie w organach bezpieczeństwa państwa, podczas gdy ustawa czeska wymienia jeszcze trzy inne kategorie: funkcjonariuszy partii komunistycznej od poziomu powiatu (tj. wprowadza dekomunizację), członków czeskiego odpowiednika ORMO oraz studentów i stażystów przebywających przez okres dłuższy niż trzy miesiąc w szkołach wyższych KGB. Zwłaszcza brak tego ostatniego punktu w węgierskim i polskim aktach prawnych musi budzić zastanowienie.

Samo pojęcie "organów bezpieczeństwa państwa" jest najbardziej zawężone u Węgrów i obejmuje wyłącznie "jawnych lub ściśle tajnych oficerów Departamentu III/III MSW" i ich współpracowników, czyli policję polityczną i wszystkie wcześniejsze struktury MSW, podczas gdy w ustawie polskiej uwzględniono również Zwiad Wojsk Pogranicza, Informację Wojskową, Wojskową Służbę Wewnętrzną, Zarząd II Sztabu Generalnego WP. Trzeba przyznać, że tylko w naszym wariancie uwzględniono wojskowe służby specjalne. Czesi zakazali jedynie pracy w MSW i w MON na stanowiskach od stopnia pułkownika wzwyż, osobom, które pracowały w kontrwywiadzie na stanowisku od naczelnika departamentu wzwyż, studiowały w szkołach KGB lub pracowały na stanowiskach kierowniczych w niektórych komórkach partii komunistycznej do spraw wojska i bezpieczeństwa. Nie zmienia to jednak faktu, iż czeska lustracja, nie mówiąc już o węgierskiej, nie obejmuje pracowników i informatorów struktur wywiadu i kontrwywiadu wojskowego.

Zasadnicze różnice występują w definicji funkcjonariuszy i współpracowników tajnych służb. Ustawodawca czeski wymienia: funkcjonariuszy tajnej policji StB, agentów, rezydentów, właścicieli lokali konspiracyjnych lub wynajmowanych przez StB, informatorów, współpracowników ideowych, świadomych współpracowników czyli osoby zarajestrowane jako ludzie zaufani, kandydaci na tajnych współpracowników lub tajni współpracownicy zaufanego kontaktu, którzy wiedzieli, że spotykali się z funkcjonariuszami StB i przekazywali im informacje w drodze tajnego kontaktu lub spełniali nakładane na nich zadania. Dopiero niezależna komisja może stwierdzić czy współpraca miała lub nie charakter świadomy. Ustawa czeska kładzie więc nacisk na stwierdzenie obecności danej osoby w kartotece i to jest moment rozstrzygający, podczas gdy w wersji polskiej i węgierskiej pozostawia się odpowiednim organom swobodę ustalania czy współpraca miała lub nie charakter świadomy, co otwiera możliwości dużej dowolności w interpretacji i daje byłym agentom wygodną furtkę. I tak w Polsce odpowiedni organ musi stwierdzić, że miała miejsce "świadoma i tajna współpraca z ogniwami operacyjnymi lub śledczymi organów bezpieczeństwa państwa w charakterze tajnego informatora lub pomocnika przy operacyjnym zdobywaniu informacji". W ustawie węgierskiej za współpracowników uznaje się osoby, które "podpisały oświadczenie o podjęciu działań operacyjnych i składały meldunki, bądź otrzymywały od tych organów wynagrodzenie, premie lub ulgi, podpisały oświadczenie i składały meldunki, albo znalazły się na liście osób wykonujących działania operacyjne i otrzymywały wynagrodzenia, premie lub ulgi". Formuła węgierska, przy fragmentarycznym zachowaniu archiwów, umożliwia w praktyce wybielenia prawie każdego tajnego współpracownika, ponieważ bez zachowanej deklaracji z własnym podpisem lub pokwitowania nie można prawomocnie stwierdzić aktu współpracy.

Kto lustruje?

Jak wiemy pomysł utworzenia Sądu Lustracyjnego okazał się najskuteczniejszym sposobem sabotowania ustawy polskiej. Być może ustawodawca zgodził się na uwzględnienie wojskowych tajnych służb właśnie dlatego, iż wiedział, że i tak lustracja nigdy nie zostanie wprowadzona w życie. W wariancie czeskim oświadczenia lustracyjne wydaje wewnętrzna komisja MSW, natomiast u Węgrów parlamentarna Komisja Bezpieczeństwa Narodowego powołuje dwie lub więcej Komisji, składających się z trzech sędziów każda, mianowanych za zgodą prezesa Sądu Najwyższego.

Ciekawe są różnice dotyczące zasięgu lustracji. Wszystkie trzy ustawy obejmują tą procedurą członków parlamentu, prezydenta, rząd i osoby przez nie mianowane, wybrane lub powołane (w wersji węgierskiej osoby, które złożyły przysięgę przed tymi organami władzy), od poziomu dyrektora generalnego w urzędzie wojewódzkim. Ustawa polska nie mówi jednak nic o armii, Węgrzy precyzują natomiast, iż lustracja dotyczy generałów i komendantów policji, naczelnego dowódcy sił zbrojnych, szefa szatu, komendanta Straży Granicznej, komendanta głównego policji i ich zastępców. Jedynie Czesi są bardziej restrykcyjni i obejmują procedurą weryfikacyjną wszystkie stanowiska odpowiadające stopniowi od pułkownika wzwyż w armii, policji, Służbie Ochrony i BIS (czeski UOP) oraz attaches wojskowych.

Agenci w mediach

Czesi i Węgrzy kładą duży nacisk na lustrację dziennikarzy i pracowników naukowych, czego Polacy starali się za wszelką cenę uniknąć. W naszej ustawie mowa jest jedynie o dyrektorach programów, agencji i ośrodków regionalnych TV S.A. i PR S.A., o dyrektorze generalnym, dyrektorach biur, redaktorach naczelnych i kierownikach regionalnych PAP oraz o prezesie, dyrektorach, redaktorach naczelnych i członkach zarządu PAI, podczas gdy wariant czeski dotyczy w ogóle telewizji, radia i agencji telegraficznej, a więc wszystkich pracowników tych instytucji. Węgrzy wymieniają jeszcze redaktorów RTV i agencji prasowej oraz redaktorów dzienników i czasopism o jednorazowym nakładzie 30 tys. egzemplarzy lub większym. W Czechach lustracja dziennikarzy jest uzależniona od ich zgody i prośby redaktora naczelnego.

Opisana różnica jest zupełnie zrozumiała, jeśli wziąć pod uwagę stopień nasycenia ubekami polskich mediów. Ich eliminacja groziłaby Polsce utratą własnej prasy.

Czesi lustrują także Przydium Akademii Nauk oraz wszystkie osoby pełniące funkcje z wyboru na uczelniach wyższych, zaś Węgrzy wymieniają: rektorów, dziekanów, szefów katedr na uczelniach państwowych. W ustawie polskiej o pracownikach naukowych panuje głuche milczenie, co może jedynie potwierdzać niespotykaną skalę zaangażowania tajnych współpracowników bezpieki na naszych uczelniach w proces okrągłostołowy.

Lustracja aparatu sądowniczego została w ustawach polskiej i węgierskiej ograniczona tylko do sędziów i prokuratorów, podczas gdy w wersji czeskiej dotyczy ona także kandydatów na sędziów i prokuratorów, śledczych w prokuraturach oraz arbitrów i notariuszy państwowych.

Ustawa węgierska lustracją objęła samorządy: burmistrzów Budapesztu i innych miast i dzielnic oraz przewodniczących samorządów komitackich (wojewódzkich). Czesi uwzględnili w ogóle wszystkie "stanowiska publiczne pochodzące z mianowania, wyboru i powołania", natomiast wariant polski pominął sprawę samorządów milczeniem.

Na koniec zobaczmy jak ustawodawca ograniczył wpływy układu bezpieczniackiego w gospodarce. W wersji polskiej lustracja dotyczy jedynie członków rad nadzorczych i zarządów spółek. Ustawa węgierska obejmuje dyrektorów jednostek gospodarczych i banków należących do państwa, natomiast wariant czeski wyszczególnia przedsiębiorstwa, spółki, organizacje handlowe o przewadze kapitału państwowego, a także koleje i państwowe fundusze oraz instytucje finansowe, a także zawody wymagające koncesji.

Co grozi agentom

Ustawa węgierska grozi agentom wyłącznie podaniem do wiadomości publicznej faktu współpracy, o ile nie zrezygnują oni z zajmowanego stanowiska w terminie 30 dni od orzeczenia komisji lub wyroku oddalającego pozew, w wypadku gdy osoba lustrowana skorzystałaby z prawa do odwołania się do sądu. Nie przewiduje się natomiast żadnego zakazu piastowania jakichkolwiek stanowisk dla osób zlustrowanych pozytywnie. Pod tym względem wariant polski jest odważniejszy, gdyż oświadczenie o współpracy są publikowane "niezwłocznie", zaś osoby, które je złożyły, czyli przyznały się, podobnie jak osoby, które podpisały fałszywe oświadczeniem, o tym że nie współpracowały i Sąd Lustracyjny dowiódł, że było na odwrót, "tracą kwalifikacje moralne niezbędne do zajmowania funkcji publicznych", wymagających "nieskazitelności charakteru, nieposzlakowanej lub nienagannej opinii, dobrej opinii obywatelskiej, przestrzegania podstawowych zasad moralnych".

Jedynie ustawa czeska jest jasna i kategoryczna, gdyż zakazuje piastowania stanowisk publicznych, a warunkiem ubiegania się o nie jest przedstawienie zaświadczenia o negatywnej lustracji.

Ustawy lustracyjne uchwalone przez komunistów miały za zadanie zająć wolną niszę; jeśli by nie przyjęto ich w wersji komunistycznej, uniemożliwiającej działanie jak w Polsce lub sprowadzającej skutki do zera jak na Węgrzech, wolne miejsce zajęłyby prędzej czy później ustawy przygotowane przez prawicę. Chodziło więc jedynie o skok do przodu i zablokowanie na przyszłość rozwiązań niekorzystych dla nomenklatury służb policyjnch okresu totalitaryzmu.

Autor publikacji
Polityka zagraniczna
Źródło
Gazeta Polska 1998