WOJNA GAZOWA

Spójrzmy na grę interesów, która kryje się za wojną gazową; co chce osiągnąć każdy z uczestników tej rozgrywki: siłowicy, Gazprom, obóz Juszczenki, ekipa Tymoszenki.

Czego boją się siłowicy

Siłowicy, których symbolicznym reprezentantem jest Putin, doszli do wniosku, iż za wszelką cenę należy zniszczyć sojusz ukraińsko-amerykański, doprowadzając do zmiany sytuacji wewnątrz Ukrainy i pogłębiając sprzeciw Niemiec i Francji wobec amerykańskiego pomysłu przyjęcia tego kraju do NATO. To nic, że w NATO i UE jest już spora grupa krajów zależnych od Rosji: Węgry, Słowacja, Bułgaria, gdyż może to być jedynie sytuacja przejściowa.

Podpisanie w grudniu ub. roku Karty partnerstwa strategicznego przez Ukrainę i Stany Zjednoczone stało się dla Rosji dzwonkiem alarmowym; jeśli teraz Ukrainy się nie podporządkuje, wymknie się już na zawsze. W karcie USA obiecały nadal popierać akces Ukrainy do NATO, współpracować w dziedzinie bezpieczeństwa, udzielić pomocy w modernizacji systemu gazociągów, powołać dwustronną grupę roboczą ds. energetyki,  współpracować z Krymem i być obecnym dyplomatycznie w Symferopolu. Dla siłowików Karta jest dokumentem skandalicznym, a USA „wojennym dyrygentem”. Obawiają się, że Ukraina zażąda zwrotu Sewastopola, a po wstąpieniu do NATO, dojdzie do rozmieszczenia amerykańskich baz na przeciwko Kurska, Woroneża i Rostowa.

Minister spraw zagranicznych Ławrow jasno stwierdził, że Rosja nie dopuści by „kraje WNP stały się zakładnikami czyichkolwiek interesów geopolitycznych” czyli przeciwstawi się ostatecznemu rozpadowi przestrzeni postsowieckiej, a więc likwidacji zależności państw WNP od Kremla.

USA - wróg zewnętrzny

Zawsze gdy jest kryzys, trzeba znaleźć odpowiedzialnego; w Rosji są nim tradycyjnie Stany Zjednoczone. W propagandzie skierowanej na potrzeby własnego społeczeństwa gazety związane z siłowikami oskarżają USA o sprowokowanie wojny w Gruzji, a obecnie wydanie polecenia prezydentowi Juszczence wszczęcia wojny gazowej. „Określone siły międzynarodowe” mają też destabilizować sytuację w samej Rosji, kompromitując rząd i rozpalać konflikt społeczny na Dalekim Wschodzie, który chcą oddzielić od Rosji - piszą eksperci z Zarządu analitycznego Dumy. To wrogowie narodu i państwa rosyjskiego zza oceanu mają wykorzystywać niczego nieświadomych automobilistów. Ameryka ma prowadzić wojnę propagandową podburzając Tatarstan do ogłoszenia niepodległości. Zdaniem siłowików „prowokacje USA” mogą przejść w zderzenie wojenne z USA. Trudno powiedzieć czy groźba trzeciej wojny światowej ma tylko scementować społeczeństwo w obliczu kryzysu i przekreślić możliwość buntu, czy rzeczywiście sami siłowicy w to wierzą. Jeśli na poważnie chcą grozić i straszyń USA, by „powstrzymać amerykańską agresję przeciw Rosji”, sami stają się niebezpieczni dla świata.

Cele Rosji

Odcięcie Ukrainy od gazu miało wyeliminować jako konkurenta ukraiński przemysł metalurgiczny i chemiczny. Sam Donbas zużywa 10 mld m3 gazu rocznie. Rosja chciałaby też przejąć ukraiński system gazociągów, całkowicie uzależniając w ten sposób od siebie Ukrainę. Putin zaproponował udział Rosji w prywatyzacji lub powołanie konsorcjum z udziałem Rosji i jej sojuszników: Niemiec, Włoch i ewentualnie Francji, które wydzierżawiłoby gazociągi. Takie rozwiązanie popierają także ukraińscy komuniści. Najważniejszym celem Putina jest oczywiście budowa Północnego i Południowego Potoku. Gdyby plany rosyjskie powiodły się, Europa znalazłaby się w kleszczach, ponieważ Moskwa mogłaby wybiórczo wyłączać dostawy gazu; do Niemiec zamykając rurociąg bałtycki, do Białorusi i Polski zakręcając Jamał, zaś Węgrom, Rumunii, Bułgarii, Grecji i Włochom zamykając Południowy Potok (M. Czarne – Bułgaria – Grecja – Włochy i odnoga Rumunia – Węgry – Słowenia - Włochy). Jeśli uwzględnimy, że Gazprom chce kupować spółki energetyczne w Europie, zrozumiemy, iż chodzi o długofalowy plan uzależnienia energetycznego kontynentu. Rosja dostarcza 25 proc. gazu zużywanego w Unii, w tym pokrywa 37 proc. zapotrzebowania Niemiec. Grecja i niektóre republiki postjugosłowiańskie są zależne całkowicie od gazu rosyjskiego, a w Bułgarii, na Słowacji i Węgrzech pokrywa on ponad 30 proc. bilansu energetycznego i nieco mniej w Austrii. Przez Ukrainę idzie 80 proc. rosyjskiego gazu dla Europy.

Czego chce Ukraina

Jurij Kostenko w Brukseli poinformował, że Ukraina chce by Unia kupowała gaz na granicy rosyjsko-ukraińskiej. Stanowisko to poparł ambasador USA William Taylor. W wypadku powodzenia Ukraina znalazłaby się w unijnym systemie bezpieczeństwa energetycznego, rozliczałaby się z Unią za tranzyt po cenach 3-5 krotnie wyższych od płaconych Rosji, uzyskała opłatę za gaz technologiczny i uniemożliwiła Kremlowi antagonizowanie stosunków ukraińsko-unijnych. Ukraina liczy, iż Unia pomogłaby zmodernizować 40 letnią sieć gazociągów i zwiększyć jej wydajność, co będzie kosztowało 2,5 mld euro. De facto energetyczna granica Unii przesunęłaby się wówczas na granicę ukraińsko-rosyjską. Ukraina chciałaby stworzyć wspólne Centrum koordynacji, które monitorowałoby zasoby energetyczne korytarza Kaspijsko-Czarnomorsko-Bałtyckiego, co przewidywała Inicjatywa krakowska Lecha Kaczyńskiego, swego czasu opluwana przez agenturę.

Wybuch konfliktu

Gazprom podpisał kontrakt z Turkmenią na dostawy gazu w 2009 roku po cenie 330-340 $ za 1000 m3. Putin żądał więc od Ukrainy najpierw 380, potem 418 i wreszcie 450 $. 31 grudnia toczyły się jednoczesne rokowania między Olehem Dubyną, szefem Naftohazu i Aleksiejem Millerem, prezesem Gazpromu oraz Tymoszenko i Putinem. Doszło do zbliżenia stanowisk; Gazprom zaproponował 250 $ i 1,7 $ za przesył 1000 m3 gazu na odległość 100 km, Ukraina odpowiednio 235 $ i 1,8 $ (lub 250 i 4$). W tym czasie Tymoszenko uzgodniła z Putinem cenę na 1. kwartale 235 $ i 1.76 $, ale nie mogła się dodzwonić do Dubyny i doszło do zerwania umowy, o co premier oskarżyła ludzi RosUkrEnergo, których miałby popierać Juszczenko.  Z kolei Miller poprosił o przerwę i po dwu godzinach zaproponował Dubynie cenę 250 i 1,6 $, co oznaczało 0,5 mld $ straty dla Ukrainy. W przerwie bowiem tajemniczy pośrednik zaproponował Gazpromowi 285 $. Ludzie prezydenta oskarżyli Tymoszenko o forsowanie jako pośrednika firmy Wiktora Medwedczuka, jej speca od energetyki i notorycznego agenta Moskwy. Prawdy trudno dociec, ale wojna wybuchła.

RosUkrEnergo

RosUkrEnergo założyły w 2004 roku w Szwajcarii spółki Rosgas i Centragas. Pierwsza była własnością przyjaciół Putina z czasów petersburskich, właścicieli Gazprombanku, braci Michaiła i Jurija Kowalczuków, którzy następnie sprzedali swoje udziały Gazpromowi za 2,4 mld $. Centragas należy w 5 proc. do Iwan Fursina, właściciela Mistobanku w Odessie i człowieka Mykoły Martynenki, w 2006 roku szefa klubu parlamentarnego Naszej Ukrainy, członka klanu oligarchicznego Martynenko-Żwania-Morozow popierającego Juszczenkę. Martynenko został jednak przez Juszczenkę odsunięty 2 lata temu na boczny tor. 45 proc. akcji należy do Dmytrija Firtasza, w 2004 r. właściciela Eural Trans Gas, posiadającego monopol na sprowadzanie gazu z Azji Środkowej. Firtasz mieszka w Budapeszcie, gdzie kontroluje węgierskiego dostawcę gazu Emfesz i jest prezesem filii Highrock Holdings Ltd należącego do Semiona Mohylewycza, szefa mafii związanego do ub. roku z FSB. Właśnie przed rokiem pozwolono na aresztowanie Mohylewycza w Moskwie. Firtasz w ostatnich latach opanował 75 proc. rynku gazowego na Ukrainie. Łączono go z Juszczenką, ponieważ zapłacił za przelot na inauguracje prezydenta amerykańskiej rodziny żony Juszczenki. Wygląda więc na to, że pierwotnie mafijne struktury miały gwarantować Putinowi i Juszczence dostawy gazu, ale sytuacja się zmieniła w związku z rozgrywkami na Kremlu. Dziś Putin nie cierpi Firtasza a Juszczenko zdecydowanie się od niego odcina. Może chodziło też o zmianę systemu sprzedaży gazu przez eliminację pośredników przez Gazprom, co znacznie zwiększyłoby jego dochody. RosUkrEnergo osiągało na pośrednictwie ponad 700 mln $ zysku rocznie. RosUkrEnergo pośredniczy w dostawach gazu za pomocą spółki UkrGazEnergo, należącej w połowie do Gazpromu, czyli Gazprom posiada w sumie 75 proc. akcji tej spółki.

Bohater Dubyna

Zapotrzebowanie roczne Ukrainy na gaz wynsi 76 mld m3, z czego 20 mld pochodzi z własnego wydobycia, a 55 mld m3 gazu kupuje od Gazpromu, który sprowadza go z Azji Środkowej. Rosja nie ma bowiem własnego gazu na eksport, gdyż w ub. roku zabrakło jej już 4 mld m3, a wkrótce będzie potrzebowała dodatkowych 40 mld m3.

Putina zapewniano, że odcinając gaz Ukrainie 1 stycznia powali ją na kolana najpóźniej 8 stycznia. Od  roku 2006 Dubyna, przygotowywał się jednak do kolejnego konfliktu z Rosją i w momencie jego wybuchu miał zgromadzonych w magazynach 17 mld m3, a to znaczy, że z wydobyciem własnym w pierwszym kwartale Ukraina dysponuje 22 mld m3, co w pełni pokrywa jej zapotrzebowanie w tym czasie. Problemem pozostaje tylko przepustowość i ciśnienie w gazociągach. Dmytrij Firtasz stwierdził, że w magazynach RosUkrEnergo ma 11 mld m3 gazu i dodatkowo w magazynach UkrGazEnergo 8 mld m3, które może sprzedać Naftohazowi. Tak więc Ukraina może przetrzymać bez gazu rosyjskiego nawet do 1 czerwca. Aż dziw, że Rosjanie nie wiedzieli, iż tym razem Ukraińcy się przygotowali. Dubyna odmówił nawet w listopadzie Juszczence by przekazać Gazpromowi na poczet długu 10 mld m3 gazu i jak się okazało uratował w ten sposób Ukrainę.

Destabilizacja

13 stycznia Rosja odkręciła kurki dla 100 mln m3 gazu dziennie na stacji Sudża w obwodzie Kurskim wiedząc, iż Ukraina będzie musiała odmówić przyjęcia gazu i narazi się na wrogość Unii i odbiorców (Słowacja, Mołdawia, Bułgaria), albo przyjmie gaz i będzie musiała odciąć swoich użytkowników w obwodach: Charkowskim, Donieckim, Łuhańskim, Dniepropietrowskim, Zaporoskim, Mykołajiwskim i na Krymie, czyli w regionie najsilniejszego poparcia dla Partii Regionów Janukowycza, co musiałoby wywołać niezadowolenie społeczne. Żeby tłoczyć gaz przez Sudżę w kierunku Orliwki na granicy mołdawskiej, Ukraina musiałaby wstrzymać przesył surowca z zachodnich magazynów na wschód i dlatego zaproponowała stację Pisariewkę w obwodzie Woroneskim, co pozwoliłoby zachować dostawy z zachodu na wschód, a tranzyt rosyjski poszedłby gazociągiem południowym. Tego oczywiście Rosjanie odmówili. Dodatkowo dla utrzymania ciśnienia tłoczyć trzeba 300 mln m3 dziennie.

Również 13 stycznia Wiktor Janukowycz oświadczył, iż jedynie kwestią czasu jest wybuch masowego protestu społecznego przeciwko rządowi i zapowiedział „postawienie na nogi całego narodu” w związku sytuacją kryzysową. Tego dnia parlament powołał Komisję śledczą ds. wyjaśnienia kwestii gazowych, którą kieruje Partia Regionów. Janukowycz zapowiedział doprowadzenie do dymisji rządu i korzystając z wyników prac Komisji do rozpoczęcia procedury impeachmentu prezydenta, w czym poparli go komuniści.

Gaz technologiczny

Potrzebny jest do utrzymania ciśnienia w rurociągach tranzytowych. W styczniu 2006 roku Ukraina zobowiązała się sama płacić za gaz technologiczny do 2028 roku, przy stawce za tranzyt 1,6 $. Dopiero jednak obecnie sąd w Kijowie uznał podpis strony ukraińskiej pod umową za nieważny, o czym Rosja oczywiście nie chce słyszeć. Ukraina nie chce już płacić za gaz technologiczny i teraz jego koszty ma pokryć konsorcjum zachodnich firm gazowych. Rocznie potrzeba 6,5 mld m3 gazu technicznego, którego koszt po stawce 235 $ wyniesie 1,5 mld $. Między 1-7 stycznia Ukraina pobrała 70 mln m3 czyli połowę potrzebnego gazu technologicznego, co zrodziło oskarżenia o kradzież. Obóz prezydenta zarzuca Tymoszenko, iż obiecała Putinowi opłatę gazu technicznego.

Ceny rynkowe

Rosyjska agentura wpływu wrzeszczy o cenach rynkowych i każe płacić Ukrainie 450 $ za 1000 m3 gazu. Tymczasem 23 grudnia ub. roku na giełdzie kontrakty na dostawę gazu rosyjskiego w 2009 r. wynosiły 256 $ na granicy niemieckiej, a na granicy Rosji nawet 178 $ za 1000 m3. Rosja ustala wysokość ceny gazu na każdy kolejny kwartał na podstawie średniej ceny mazutu i benzyny w okresie poprzednich 6 miesięcy. Prezydent Miedwiediew przyznał, iż do końca roku ceny gazu spadną 2 -2,5 krotnie czyli do około 200 $ za 1000 m3, dlaczego zatem Ukraina miałaby płacić 450 $, skoro dziś „cena rynkowa” dla Czechy wynosi 300 $, a dla Niemcy 290 $. „Cena rynkowa” to pojęcie – wytrych używane w walce politycznej. Każdy kontrakt długoterminowy negocjowany jest osobno i może różnić się od pozostałych.

Agentura pozostaje niema gdy mowa jest o cenach rynkowych tranzytu, a nie wynosi on wcale 1,7 $ za przesył 1000 m3 gazu na odległość 100 km. W 2007 r. (nowszych danych brak) w Europie Zachodniej płacono 7,04 $. Putin przyznał, że obecna cena środkowoeuropejska wynosi 3,4 $. Nawet jeśli przyjąć stawkę 5,11 $, którą teraz chciałaby uzyskać Ukraina, różnica z bieżącą ceną 1,7 $, po odliczeniu kosztów gazu technologicznego, wyniesie w 2009 roku 5,7mld $ na niekorzyść Ukrainy. 

To nie koniec

Tymoszenko ustaliła z Putinem, że od 2010 roku ceny na gaz i stawki tranzytowe będą europejskie, co w praktyce nic nie znaczy. W bieżącym roku Ukraina ma płacić o 20 proc mniej od „ceny rynkowej”, której wysokości nie podano i otrzymywać zeszłoroczną nierynkową stawkę za tranzyt w wysokości 1,7 dolara. Tymoszenko chwaląc się, iż w odróżnieniu od Juszczenki dojdzie do porozumienia z Rosją stała się zakładnikiem Putina, ponieważ oficalnie nie ogłoszono owej „ceny rynkowej”. Organ siłowików „Izwiestia” stwierdził, że cena europejska w I. kwartale br. wynosić będzie 470 czyli Ukraina płaciłaby 376, jest to więc cena, o której Putin mówił przed zakręceniem kórków. Takiej ceny Ukraina nie zapłaci, będzie więc do 31 marca korzystała z własnych zapasów i wydobycia, czekając aż Gazprom skapituluje, nie mając co robić z drogim gazem turkmeńskim. W drugim kwartale cena mogłaby spaść. Zapowiada się więc wyczerpująca wojna pozycyjna.

Jeśli Putin zarząda 376 $, Juszczenko będzie mógł oskarżyć Tymoszenko o zdradę i o to chodzi Moskwie, która gra na pogłębienie konfliktu między prezydentem i premier, destabilizację i ułatwienie dojścia do władzy Partii Regionów.

Kto wygrał

Dziennie Gazprom tracił od 150 do 200 mln $ a więc w sumie około 3 mld $, ale ważniejsza jest przegrana polityczna. Szczyt w Moskwie nie wypalił, zbojkotowany przez Zachód. Przewodniczący Komisji Europejskiej Barroso wypowiedział się za rewizją systemu bezpieczeństwa energetycznego Unii, a Jochannes Leitenberger, przedstawiciel KE, pogroził przeglądem stosnków UE z Rosją i Ukrainą, tylko że Ukrainie Unia nic nie może odebrać bo nie chciała jej nic dać. Bułgaria, która poparła South Stream rok temu, teraz wypowiada się za budową Nabukko, projekt poparły Czechy, a także Unia skłania się obecnie do tego rozwiązania. Kształtuje się przekonanie, że wojna gazowa z 2006 roku nie była przypadkiem ale tylko pierwszą próbą. Nawet kanclerz Merkel stwierdziła, że Rosja „może utracić całkiem znaczną część zaufania”. Premier Topolanek zalecił stworzenie kwartalnych zapasów ropy i gazu w Europie, by uniknąć powtórki.

Autor publikacji
Polityka zagraniczna
INTERMARIUM
Źródło
Gazeta Polska stycznia 2009