W systemie sowieckim agenturalność jest dziedziczna, a w postkomunizmie zapewnia karierę

W związku z podjętą na Litwie decyzją o ujawnieniu dokumentacji KGB z lat 1960-1990, o działaniach agentury, jej wpływie na sprawy wewnętrzne kraju, również w kontekście stosunków litewsko-polskich. A także o katastrofie smoleńskiej, lustracji i elitach…  Jerzy Włodzimierz Targalski (ps. Józef Darski) – historyk, politolog, orientalista, działacz opozycyjny i publicysta, specjalista przemian ustrojowych w Europie Środkowej i Wschodniej.

Portal ARCANA: Litwa postanowiła ujawnić dokumenty dotyczące KGB z lat 1960-1990. Jakie wpływy miało KGB na Litwie. Jakie wpływy zdołali zachować agenci służby po 1990 roku?

Jerzy Targalski: Wpływ KGB na Litwie przed 1990 rokiem był większy niż w republikach „spokojniejszych”, w tym sensie, że dawał więcej możliwości gier operacyjnych, których warunkiem jest pewien liberalizm. KGB nie tylko całkowicie kontrolowało inteligencję, ale również jej kontakty z emigracją. Wystarczy wymienić sprawę domniemanego (ostrożność procesowa wobec sądów KGB) zwerbowania Algisa Klimaitisa – prawdopodobnie w połowie lat 1980-tych, czy Valdasa Adamkusa (patrz dalej).

W 1991 roku w litewskim KGB pracowało około 1200 osób, a sieć agenturalna liczyła wtedy około 6 tys. aktywnych współpracowników. Liczba mieszkańców Litwy wynosiła ok. 3,6 mln., czyli była 10 krotnie mniejsza niż w Polsce. W naszych warunkach dawałoby to 12 tys. pracowników bezpieczeństwa (mieliśmy 24 tys. funkcjonariuszy SB) i 60 tys. TW (mieliśmy ok. 80 tys. TW SB, w tym część nie była już aktywna). Pamiętajmy jednak, że opozycja litewska była absolutnym marginesem i inteligencja do niej nie należała. Byli to w większości ludzie prości, związani z Kościołem.

Dla porównania na Łotwie KGB liczyło 564 pracowników. Natomiast aktywa agentura wynosiła przeciętnie 10 TW na jednego pracownika operacyjnego, czyli 4300 osób przy łącznej liczbie ludności ok. 2,7 mln. (w tym ok. 1,4 mln. Łotyszy). Dawało to takie same proporcje, jak na Litwie (ok. 3 mln. Litwinów).

Takie porównanie oczywiście nie obejmuje wszystkich pracowników i agentów organów bezpieczeństwa w Polsce i na Litwie. By go dokonać, należałoby znacznie przekroczyć ramy obecnej wypowiedzi.

W okresie po 1991 roku, podobnie jak w Polsce, agentura byłego KGB (teraz FSB, SWR i GRU) zachowała pełną kontrolę nad kluczowymi litewskimi organami państwowymi. Przejawem tego może być fakt, iż byli oficerowie rezerwy KGB pełnili takie stanowiska, jak minister spraw zagranicznych - Valionis (u nas 6 ministrów spraw zagranicznych było TW SB), czy szef Departamentu Bezpieczeństwa Państwa (odpowiednik ABW) – Poczius i nikomu to nie przeszkadzało, a wręcz było powodem do dumy. Jeśli zauważymy, iż obecna prezydent Grybauskaite była związana z tzw. platformistami (komuniści chcący zachować Związek Sowiecki), zauważymy, iż po 20 latach Litwa, podobnie jak Polska, są w punkcie wyjścia, tylko że teraz niepodległość i wolność jest wrogiem publicznych naszych społeczeństw.

Portal ARANA: W ubiegłym roku jeden z wysoko postawionych polityków zajmujących się polityką bezpieczeństwa stwierdził, że na Litwie obecnie działa 3 tysiące agentów rosyjskich. Jaki mogłoby to mieć wpływ na relacje litewsko-polskie?

J. T.: Oświadczenie Meczysa Laurinkusa było elementem gry wewnątrzlitewskiej, stąd jego nieprecyzyjność. Laurinkus mógł mieć na myśli oficerów rezerwy KGB, którzy zajmują/zajmowali wysokie stanowiska państwowe i nikt, a zawłaszcza organy władzy, nie widziały w tym nic nagannego.

Litewski Oddział Organizacyjno-Mobilizacyjny kierowany był bezpośrednio przez Wydział Mobilizacyjny KGB ZSRS, którym kierował mjr A. B. Supłatow. Podwydziałowi Mobilizacyjnemu, który stanowił część wspomnianego Oddziału, podlegała specjalna rezerwa agenturalna KGB, tworzona z niepowołanych do wojska agentów KGB. Na dzień 1 stycznia 1981 roku tworzyło ją 11 rezydentów, 1118 kandydatów na członków specjalnej rezerwy agenturalnej, 1527 agentów „zarchiwizowanych“, 84 właścicieli mieszkań. W tymże roku wykreślono z rezerwy 259, a na ich miejsce wprowadzono 332 nowych agentów. Taka wymiana miała miejsce co roku.

27 grudnia 1990 roku było 420 wojskowych rezerwistów KGB, z których 25 marca 1991 roku w rezerwie pozostało 370 – w 1990 roku z własnej woli wycofało się 32, zaś między styczniem i marcem 1991 roku dalszych 39. Zadaniem Oddziału było przygotowanie kadr do pracy w „szczególnym okresie” tj. na wypadek wojny lub zagrożenia jej wybuchem.

Jak z tego widać rezerwa agenturalna KGB była przygotowywana do tworzenia siatki konspiracyjnej na wypadek utraty kontroli nad Litwą. Podobna tajna sieć istniała w Estonii i na Łotwie.

W operacji zaostrzania stosunków litewsko-polskich używana jest zwykła agentura, ale nie można zapominać, że karta antypolska daje głosy wyborcze. Nie trzeba więc być agentem by jej używać. Znaczną rolę odgrywają też „pożyteczni idioci”.

Ostatnią operacją jest rozpowszechnianie w Internecie filmików o tym jak Polska w którymś tam roku w przyszłości zajmuje Ukrainę, Białoruś i Litwę, ale tylko tę część, która przed 1939 rokiem wchodziła w skład II RP. Oczywiście reszta należy do Rosji. Z drugiej strony produkowane są filmiki jak Ukraina zajmuje Rzeszowszczyznę i Chełmszczyznę. Filmiki owe w różnych wersjach terytorialnych są następnie używane do propagandy antypolskiej na Litwie. Oprócz agentury znaczną rolę odgrywają tu jednak idioci i politycy, którzy dostrzegli możliwość wypłynięcia i zebrania dodatkowych głosów.

Portal ARCANA: Sprawa Rolandasa Paksasa – jaki był udział Rosjan w odsunięciu tego prezydenta Litwy?

J. T.: Było to raczej wspólne przedsięwzięcie Rosji i USA, zaś główną rolę na Litwie odegrał wspomniany Meczys Laurinkus, niegdyś dyrektor Departamentu Bezpieczeństwa Państwa.

Była to klasyczna operacja poświęcenia pionka celem ułatwienia politycznego startu ważnemu agentowi. Mam na myśli Uspaskicha, założyciela Darbo Partija (Partii Pracy).

Paksas już jako sportowiec musiał mieć bliskie kontakty z KGB. Następnie brał udział w tworzeniu oddziałów ochotników dla obrony Litwy w latach 1990-1991, a po odzyskaniu niepodległości został merem Wilna. Jego kariera premiera z ramienia Związku Ojczyźnianego zakończyła się, kiedy wszedł w konflikt z Landsbergisem, kiedy to chciał sprzedać Możejki Yukosowi, nie był więc związany w KGB z grupą Putina. Oficjalnie stracił prezydenturę za złamanie procedury nadania obywatelstwa Litwy swemu dobroczyńcy Borisowowi. Przedsiębiorca ten miał dwa zakłady – jeden na Litwie, drugi w Petersburgu – gdzie remontował helikoptery armii rosyjskiej. Jak wiadomo nie ma to absolutnie nic wspólnego z GRU, gdyż w Rosji panuje kapitalizm i gospodarka rynkowa… Boris finansował kampanię wyboczą Paksasa, a dodatkowo agencja PR, z której korzystał Paksas, była przykrywką dla FSB.

Ostatecznie, w kolejnych wyborach parlamentarnych agenturalna Partia Pracy zdobyła 34 mandaty na 140 i Uspaskich został ministrem gospodarki. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie pokłócił się z ówczesnym premierem Brazauskasem w kwestii tego, kto przejmie Możejki. W konsekwencji Upaskich, ścigany listem gończym, musiał uciekać do Moskwy, ale już wrócił i wszystko jest w normie.

Portal ARCANA: Czy ujawnienie akt KGB na Litwie ma szansę rozpocząć na nowo proces lustracji elit w krajach UBL?

J. T.: Nie sądzę. Akta są systematycznie publikowane w Internecie. W sensie personalnym nie wnoszą one wiele wiedzy, a gdy rzeczywiście coś zostaje ujawnione, mamy do czynienia ze zmową milczenia, jeśli jest to wygodne. Klasycznym przykładem było ujawnienie raportu napisanego przez TW „Fermerisa” dla I Wydziału KGB Litwy (odpowiednik I Zarządu Głównego KGB w Centrum). Fermeris został natychmiast zidentyfikowany jako prezydent Valdas Adamkus. Ujawniono tylko jeden raport – prawdopodobnie uczyniła to rosyjska agentura by ukarać/zdyscyplinować Adamusa za jego proatlantycką postawę. Dziennikarz, który napisał o sprawie, został ukarany grzywną przez litewski odpowiednik Rady Etyki Mediów. I na tym sprawę zakończono. Wszyscy wiedzą i wszyscy milczą. Jedni, bo to nie wygodne, inni bo już Adamkusa zwalczać nie trzeba, a agenturze przypomniano, że papier nie płonie i wszystko jest zachowane.

Potral ARCANA: Czy można porównać wieloletnie zmagania Litwy z przeszłością do znanych nam doświadczeń polskich?

J. T.: Można porównywać, by ukazać na różnice i podobieństwa. Wolność i niepodległość większości mieszkańców Litwy i Polski jest zupełnie niepotrzebna. Wystarczy przypomnieć, iż w Polsce większość wyborców głosuje na partię rosyjską, gwarantującą wasalny status naszego kraju, bo wtedy będziemy bezpieczni przed Rosją i Putin nam nic nie zrobi, a gdybyśmy bronili naszych interesów, to dopiero napytalibyśmy sobie biedy. Na Litwie 47 procent wyborców głosowało na agentkę KGB „Szatriję” czyli Kazimierę Prunskiene. Jaki sens miała walka o niepodległość Litwy, skoro połowa mieszkańców kraju widzi jako pożądane posiadanie prezydenta – agenta sowieckiego?

A czy różni się to od postawy wyborców polskich głosujących na prezydenta, który gwarantuje, iż sprawa smoleńska nie zostanie wyjaśniona i dzięki temu nie narazimy się na gniew Moskwy? Przecież 96 osób nic nie wskrzesi, a spokój 38 mln. Polaków jest ważniejszy od prawdy o śmierci tej setki, więc wybieramy kłamstwo. Kłamstwo jest najpotężniejszym fundamentem, na którym można budować najtrwalsze systemy.

Portal ARCANA: Czy lustracja w Polsce ma jeszcze sens i szanse powodzenia? Czy jest to możliwe w kontekście pożegnania J. Kaczyńskiego z postkomunizmem?

J. T.: Lustracja zawsze ma sens w państwie wasalnym i rządzonym przez postkolonialne elity, upatrujące swoje bezpieczeństwo w lojalnej służbie wobec dawnego i obecnego Centrum. Dzieje się tak z dwu powodów: agenturalność jest dziedziczna w systemie sowieckim, a w postkomunizmie zapewnia karierę. Innymi słowy, aby należeć do elity rządzącej, medialnej czy uniwersyteckiej trzeba albo pochodzić z rodziny bezpieczniackiej lub agenturalnej, albo uznawać, iż jest to słuszne kryterium selekcji i dawać tego dowód czynem.

W tej sytuacji lustracja stanowi instrument sprzyjający (aczkolwiek nic nie gwarantujący) wymianie elity postsowieckiej na nową, autentyczną. Przeszkodą natomiast stawiającą pod znakiem zapytania powodzenie lustracji jest nie tylko agenturalne pochodzenie elit, lecz przede wszystkim pochwała agentury powszechna wśród Nowych Ludzi wyhodowanych w ciągu 20 lat istnienia Ubekistanu.

Obecnie większości mieszańców Polski jest absolutnie obojętne czy ktoś był czy nie donosicielem lub funkcjonariuszem organów bezpieczeństwa zaborcy. To pokłosie relatywizmu moralnego zaszczepionego już przez Michnika i Kiszczaka. Polska stała się do niczego nie potrzebna, a nawet jest jedynie balastem przypominającym o przeszłości. Przeszłość, jak wiemy, nie istnieje. Jest tylko teraźniejszość i przyszłość.

W klasycznej sytuacji ludzie aspirujący do stania się elitą powinni zakwestionować legitymację genezy i selekcji elity kolaboranckiej i postkolonialnej. Byłoby to działanie uzasadnione i korzystne dla kraju. W sytuacji gdy pozbawione przeszłości, przywódców i wspólnych wartości masy, wychodząc z komunizmu zderzyły się w postkomunizmie z popkulturą wyposażoną w nowoczesne narzędzia medialne (dodatkowo sterowaną przez ludzi, dla których tradycja, przeszłość i wspólne wartości konstytuujące naród, stanowią śmiertelne zagrożenie), zapanowała całkowita amnezja, brak zasad moralnych i potrzeby posiadania własnego państwa. Ludzie ci byliby bardzo nieszczęśliwi, gdyby przyszło im żyć bez manipulacji. Oni potrzebują jej jak powietrza, gdyż tłumaczy świat i pozwala żyć spokojnie. Prawda, wiedza o rzeczywistości jest największym zagrożeniem dla Nowego Człowieka.

Młodzież widzi swoją szansę jedynie w pełzaniu i demonstrowaniu: będę większą kanalią od innych, aby zrobić karierę. Dla niej dołączę do najgorszych. Śmiertelnymi wrogami dla młodzieży są ci, którzy chcą zmienić status quo.

Dlatego w skali masowej nie widzę szans by ujawnianie starej agentury, nie mówiąc już o otoczonej powszechną miłością i szacunkiem nowej agenturze, dało pożądany rezultat, ale ważne jest dla nas, epigonów narodu polskiego i społeczeństwa ludzi wolnych.

Rozmawiał Łukasz Wiater

Ubekistan
Źródło
Portal Arcana 8 marca 2011