Czy naród się wyczerpał?

Anna Pawełczyńska w zbiorze esejów „O istocie narodowej tożsamości” rozważa, jaki wpływ na obecną kondycję narodu miała likwidacja 75 proc. inteligencji i dokonanie przez Sowiety 200–300-tys. „desantu wschodniego”. Wyjaśniając, czym różniła się inteligencja narodów walczących o wolność od pracowników umysłowych w państwach niepodległych, stawia postulat stworzenia nowej, patriotycznej warstwy przywódczej jako warunku zachowania tożsamości narodowej i wolności zagrożonej nowym totalitaryzmem światopoglądowym, który zajmuje miejsce komunizmu i hitleryzmu.

Polska inteligencja, wywodząca się w połowie ze szlachty, a w połowie z pozostałych warstw społecznych, nie była grupą pracowników umysłowych powstałą na zapotrzebowanie rodzącego się kapitalizmu, jak na Zachodzie, lecz nośnikiem dążeń patriotycznych. O jej inteligenckości rozstrzygało nie tyle wykształcenie, ile walka o wolność i niepodległość oraz dbanie o dobro wspólne. Była to więc nieformalna elita reprezentująca zniewolone społeczeństwo, a o przynależności do niej decydowała postawa patriotyczno-moralna i działania na rzecz narodu, a nie ukończenie kursów TVN czy udział w jakimś Top Model. Inteligencja była warstwą wzorcotwórczą, gdyż jej postawa wzbudzała szacunek i pragnienie bycia podobnym. Nie był to więc zbiór jednostek po szkołach marketingu i zarządzania czy kursach w ZSRS, lecz grupa zastępująca brak własnego państwa. Została ona zniszczona przez okupantów niemieckich i sowieckich i nie można jej już odtworzyć. Jej miejsce zajęli pracownicy umysłowi (inteligencja pracująca), którzy nie odczuwają potrzeby służenia narodowi, a postawy patriotyczne są im wręcz obce. Pojęcie zagrożenia społeczeństwa przez obce siły czy konflikt interesów narodowych nie mieści się w ich umysłowości. Istnieje tylko ich biznes indywidualny.

Konsekwencje

Brak inteligencji oznacza, iż nie mamy wpływowej grupy, która aktywizowałaby zbiorowość do wspólnych zadań, wytwarzała i przekazywała cechy wzmacniające spójność i trwały system wartości. A to na nim przecież opiera się sumienie, które wzywa do obrony tego systemu i integruje naród, a więc jest wyznacznikiem tożsamości. Człowiek dokonuje bowiem wyborów na podstawie znanych z przekazu historycznego wzorców i postaw. Narodowa pamięć selekcjonuje je i dlatego ich dobór informuje nas o wyborze wartości i ich hierarchii. Selekcja i interpretacja zdarzeń może zatem być użyta jako broń przeciwko społeczeństwu. Może je paraliżować, odbierać nadzieję, narodową dumę z dokonań, niszcząc w ten sposób sens więzi ze wspólnotą. Dlatego politycy, gdy konsekwencje zachowania dawnej tożsamości uderzają w ich interesy, chcąc zniszczyć narodową wspólnotę, atakują pamięć historyczną (twierdza np., że Polacy są ciemnogrodem UE, polski szowinizm i rozrabiactwo przeszkadzają współpracy, działania patriotyczne są bez sensu, bo prowadzą tylko do klęski), szydzą z narodowych bohaterów (AK mordowało Żydów) i powodują amnezję (likwidacja nauki historii).

Desant wschodni

W latach 1945–1948 Stalin przysłał nie tylko NKWD, ale też 200–300 tys. Sowietów znających język polski. To oni obsadzili, oprócz resortów siłowych, administrację i kluczowe instytucje (kultura, nauka, radio i inne media). Byli osiedlani w stolicy i miastach wojewódzkich, przejęli władzę nad państwem, opinią publiczną i wychowaniem. Z biegiem lat ta rozgałęziona agentura wrosła w społeczeństwo i stała się wpływową elitą działającą przeciwko polskiej racji stanu. W rezultacie destrukcja społeczeństwa osiągnęła taki poziom, że utraciło ono zdolność rozumienia własnych interesów.

Struktury agenturalne działają do dziś. Szczególnie obfitują w nie środowiska dziennikarskie, prawnicze, finansowo-ekonomiczne i humanistyczne. Najwyższe nasycenie obserwujemy w kręgach zaangażowanych w wojnę informacyjną przeciwko pamięci historycznej, kulturze, wartościom i moralności. Dlatego atak na lustrację tych środowisk był tak silny. Ich agresja propagandowa ma za zadanie ukryć prawdę o rządzących.

Wyobcowane lumpenelity (to określenie autorki dla ludzi upośledzonych moralnie) nie wyrażają głosu narodowego sumienia, lecz deprawują społeczeństwo, a zajmując pozycje strategiczne należne elicie wzorcotwórczej – uniemożliwiają jej powstanie. Dziedziczenie przynależności do lumpenelit upodabnia je do mafii. Dodajmy, że wystarczy wyliczyć tatusiów dzisiejszych gwiazd dziennikarstwa, by potwierdzić tezę autorki.

Wykorzystując dzieci i wnuków desantu wschodniego, agentury i oportunistów, którzy po 1989 r. urządzili sobie miękkie lądowanie, powstała „partia zagranicy”, indoktrynowana do działań sprzecznych z interesami Polski. W konsekwencji kraj podporządkowano zagranicznym i krajowym grupom interesu o strukturze mafijnej.

Nowy totalitaryzm

Anna Pawełczyńska zwraca uwagę na totalitaryzm światopoglądowy głoszący relatywizm moralny i tym samym wymierzony w wartości uniwersalne, który opiera się na strukturach niepaństwowych, tworzących system finansowy, środków przekazu i nieformalnych grup interesu. Jego bazę stanowią państwowe systemy oświatowe i media.

W Europie trwa wojna informacyjna o zawłaszczenie świadomości. Agentury wpływu realizują w Polsce program dezinformacji, indoktrynacji i manipulacji, odbierają pamięć historyczną, by uniemożliwić uwolnienie się spod rządów obcych grup interesu. W rezultacie dezorganizacja opinii publicznej jest najgłębsza po 1945 r. Paraliżuje ona wolne i świadome wybory, utrudnia trafne oceny i decyzje. Interes partii zagranicy to dezorganizowanie władzy, słabe państwo, osłabianie społeczeństwa. Skutecznym sposobem manipulacji jest frontalny atak na postawy patriotyczne. Elementem światowej gry interesów jest właśnie zwalczanie tożsamości narodowej i przekształcenie narodu w nieuporządkowany zbiór mieszkańców. Wtedy agentury wpływu będą zdolne bronić swoich interesów. Autorka przyjmuje, że mieszkańcy Polski w ogóle chcieliby bronić tych interesów w wymiarze wspólnotowym (narodowym), a nie indywidualnym, gdyby byli w stanie je zdefiniować i zrozumieć. Wydaje się to wątpliwe w dobie sukcesu indywidualnego.

Zaprzeczenie prawdzie obiektywnej (w 1944 r. rozpoczęła się II okupacja) i trwałym zasadom moralnym (donoszenie i współpraca z agenturą są złem i hańbą) umożliwia totalną destrukcję osobowości jednostki i wspólnot. Władzy potrzebne jest bowiem ślepe i gnuśne społeczeństwo.

Kwadratury koła

Totalitaryzm światopoglądowy czyni ludzi mało odpornymi na manipulację i propagandę, bezbronnymi wobec przemocy nad ich świadomością. W rezultacie człowiek zniewolony nie dostrzega swojego zniewolenia. Do tej grupy należy jednak większość, która decyduje w wyborach o kontynuacji takiego stanu rzeczy, gdyż jest z niego zadowolona. Nie możemy większości zmuszać do innych wyborów, nawet jeśli uznamy, że błądzi. A jeśli chce błądzić?

Zdaniem Pawełczyńskiej tylko silne państwo może zdemontować niejawne struktury i zabezpieczyć społeczeństwo przed atakami wojny informacyjnej. Uleczenie z konsekwencji totalitaryzmu wymaga zdrowych wzorców osobowych i uznania dla prawdziwych autorytetów. Tylko że w warunkach demokracji medialnej, służącej wspomnianym lumpenelitom i partii zagranicy, takie postawy i autorytety są jedynie ośmieszane, a więc nie spełniają swojej roli, a nawet stają się antywzorcami.

Przywrócenie krążenia elit powinno dać ożywienie postawy twórczej i w rezultacie doprowadzić do wyłonienia nowej elity, ale nie jest ono możliwe bez zmian instytucjonalnych, które zdolne jest wprowadzić tylko silne państwo. To jednak wymaga zdobycia władzy politycznej, co z kolei jest niemożliwe, gdyż ludzie wybierają przywódców z partii zagranicy. Stoimy więc wobec kwadratury koła.

Autorka jednak nie docenia, że taki stan rzeczy w pełni odpowiada większości mieszkańców Polski. Należy wreszcie przeanalizować, co miał na myśli Tusk, pisząc, że „polskość to nienormalność”. Polskość w ciągu ostatnich 200 lat to walka o wolność, zmaganie się z silniejszymi sąsiadami i przeciwstawianie zagrożeniu rosyjskiemu i niemieckiemu. To z punktu widzenia kogoś, kto przed takimi koniecznościami nie stoi – „nienormalność”. Trzeba z nią zerwać, przestać walczyć o wolność, dostosować się, zamiast stawiać opór zagrożeniu – poddać mu się i będziemy mieli normalność. Taka właśnie normalność uwiodła większość obywateli Polski, którzy wreszcie nie chcą o nic walczyć, za to chcą żyć normalnie, jak Niemcy, Francuzi lub choćby Hiszpanie. Oni nie muszą ponosić kosztów oporu, więc dlaczego my to mamy robić? Ta postawa dowodzi, że naród się wyczerpał. Wolność stała się niebezpieczną przeszkodą na drodze do normalnego życia, a że w sąsiedztwie Rosji żyć normalnie nie można, to najlepiej fakt ten zignorować, bo nasz przyjaciel Putin może się zdenerwować.

Pawełczyńska przyznaje, że w ciągu ostatnich 200 lat Polacy wyczerpali swoje siły na obronę rodziny, narodu i państwa i nie są zdolni do obrony. Niestety nie odpowiada na pytanie, jaka motywacja mogłaby zmobilizować następne pokolenie, czy to, co ocalało, stanie się wystarczającym zaczynem. Czy Polacy zregenerują siły, skoro warunki są wrogie z powodu tchórzostwa spowodowanego kolejnymi atakami?

Autor publikacji
Recenzje i art. recenzyjne
Źródło
Gazeta Polska Nr 46 z 16 listopada 2011