Co zbrodnia smoleńska dałaby Rosji

Operacja smoleńska, polegająca na likwidacji Sztabu Generalnego WP, dowódców wykształconych i związanych z NATO oraz przywództwa politycznego (Jarosław Kaczyński miał przecież też lecieć) niekontrolowanego przez obce państwa oraz komunistyczną oligarchię i jej służby, dawała Rosji szeroko rozumiane korzyści z punktu widzenia interesów geopolitycznych. Dlatego należy ją rozważać w tej perspektywie.

Ewentualne zwycięstwo śp. Lecha Kaczyńskiego stanowiłoby jedynie utrudnienie w realizacji neoimperialnych planów Rosji, ale nie odwróciłoby stosunku sił, gdyż prawdziwa władza gospodarczo-polityczna w Polsce spoczywała, nawet w latach 2005–2007, gdy rządy sprawował PiS, w rękach ludzi o orientacji prorosyjskiej, a w 2010 r. nawet te tymczasowe, korzystne zmiany dokonane przez PiS zostały zlikwidowane. Tu chodziło o potwierdzenie na forum międzynarodowym nowej pozycji Rosji na terenach dawnego imperium sowieckiego, a zwłaszcza o eliminację raz na zawsze możliwości jakiegoś „polskogo miatieża”, który utrudniłby porozumienie z Niemcami i zablokował drogę do Europy. Cel operacji smoleńskiej był więc podwójny.

Legalizacja imperium

Na poziomie międzynarodowym Putin chciał potwierdzenia zgody na włączenie Polski do rosyjskiej strefy wpływów. Brak reakcji Zachodu, a tym bardziej uczestnictwo w kłamstwie smoleńskim, był znakiem dla Kremla, iż Rosja w przyznanej jej strefie wpływów ma wolną rękę, bez obawy o konsekwencje formalnej przynależności do NATO jej byłych wasali bądź republik: Cokolwiek zrobicie, udamy ślepych i głuchych, skoro akceptujemy atak na państwo członkowskie NATO. Prawda w dobie obecnej techniki jest znana. Mowa więc o oficjalnej reakcji, gdyż prywatnie nikt na Zachodzie o żadnej katastrofie nie mówi. Podobnie po 1943 roku uczestnictwo Zachodu w kłamstwie katyńskim legalizowało imperium sowieckie. Pamiętamy jeszcze zakaz stawiania pomników ze wskazaniem na sprawców ludobójstwa z marca i kwietnia 1940 roku.

Testowanie NATO i Unii wypadło dla Rosji pomyślnie. Zachód tym samym przekazał też znak Polakom: Musicie się podporządkować Rosji, ponieważ jesteśmy z nią, a wschodni członkowie UE i NATO nie mają nic do gadania. Niestety większość wyborców do tej rady się zastosowała i zagłosowała w 2010 r. na Bronisława Komorowskiego. Tymczasem z potulnymi nikt się nie liczy i tylko gotowość do sprawiania kłopotów mogłaby wpłynąć na Zachód, który właśnie problemów z niepokornymi obawia się najbardziej.

Samozniewolenie Polaków

Wolna Polska jest najważniejszym krajem broniącym Rosji dostępu do Europy i przeszkodą w partnerstwie z Niemcami. Jednocześnie tylko ona ze względu na swój potencjał może być ośrodkiem krystalizacji oporu innych państw wobec rosyjskiego imperializmu (Gruzja, 2008 r.) i dotychczas dawała zły przykład narodom zniewolonym przez Moskwę (ostatnio Solidarność, 1980 r.). Kreml dotąd zawsze w końcu dławił się nami. Nie powiodło się ani caratowi, ani komunistom wychować rosyjskich Polaków, ponieważ robili to z zewnątrz. Smoleńsk miał raz na zawsze złamać morale Polaków, ich tradycję, pragnienie wolności, miał sprawić nie tylko, by poprzez udział w kłamstwie dokonali samozniewolenia, ale by tę niewolę pokochali.

Polacy mieli ze strachu przed Rosją głośno krzyczeć, że zamach jest katastrofą, bo jak nie to… I Rosja nie zawiodła się ani na większości wyborców, ani na rządzie warszawskim, który spijał z ust Putina jego życzenia. Postsowieckie elity propagowały kłamstwo smoleńskie i ośmieszały każdego, kto poszukiwał prawdy i bronił interesu narodowego, jakim w tym wypadku było śledztwo niezależne od sprawcy. W ten sposób przekonywano Polaków, iż kto chce normalnie funkcjonować i nie mieć kłopotów – musi uczestniczyć w kłamstwie. Zaczął się wyścig podłości i upodlenia w mediach. Celem tej operacji było zabicie nadziei i zohydzenie wolności i prawdy, które – jak sugerowano – stanowią dla nas największe niebezpieczeństwo. To zaś uniemożliwia opór.

Nieprzypadkowo komentatorzy na forach stawiali pytanie: jeśli to był zamach, to co zrobimy, przecież nie wypowiemy wojny. Tusk też zapowiadał, iż nie dopuści do wojny. Kłamstwo i życie na kolanach jest przecież lepsze.

Dodatkową korzyścią dla Rosji miał być powrót oficerów sowieckiego chowu do wojska i kompletne zniszczenie sił politycznych niezależnych od Moskwy. O ile pierwsze zostało zrealizowane dzięki odpowiednim ludziom w instytucjach władzy, drugie się nie powiodło – Kaczyński nie wsiadł do samolotu. Potrzebna jest więc dogrywka.

Autor publikacji
Ubekistan
Polityka zagraniczna
Źródło
Gazeta Polska Nr 40 z 5 października 2011