CZYJE INTERESY KRYJE EUROPEIZACJA

Nowa książka prof. Zdzisława Krasnodębskiego „Zwycięzca po przejściach” poświęcona jest polityce niemieckiej, przede wszystkim wobec Polski. Stanowi opis świadomości niemieckich elit, ich poglądów na historię i wynikającego z nich spojrzenia na Polskę. Właśnie następuje powrót do tradycyjnej polityki, choć w nowym opakowaniu „europejskości” i „pojednania”, co spotyka się z pokorą i zaprzaństwem warszawskich lumpenelit, które prześcigają się w służalstwie wobec Berlina, oczywiście w przerwach między biciem pokłonów w Moskwie.

Odcięcie się od III Rzeszy nie tylko umożliwiło Niemcom znalezienie się wśród zwycięzców, jak uważa przeciętny Niemiec, ale także powrót do tradycyjnej polityki, opartej na przekonaniu o misji cywilizacyjnej ich kraju na Wschodzie.

Ofiary i winni

Skoro Niemcy zostały wyzwolone od nazistów, to są ofiarami wojny. Dlatego możemy przeczytać, że „Rosjanie i Niemcy najbardziej ucierpieli w tej wojnie” (2005 r.), a wypędzenie to druga po holocauście zbrodnia II wojny. „To, co Niemcy wyrządzili Żydom, spotkało potem ich samych z rąk Czechów i Polaków” (Hans Lemberg). Niemców-ofiary spotkał niezasłużony los – zmiana granic i wysiedlenie. Kto tego dokonał? Nazistów i Sowietów już nie ma, jedynymi winowajcami zostali Polacy i Czesi. Targowica ma więc szerokie możliwości kajania się. Tym bardziej iż dowiadujemy się, że polscy imperialiści podbili Serbołużyczan, Mazurów, Kaszubów (Tusk nie był oryginalny, po prostu naczytał się niemieckiej propagandy), nie wspominając już o Litwinach, Białorusinach, Łotyszach i Ukraińcach. Dziwi tylko brak Karaimów i Górali. Polacy nie tylko dokonywali ekspansji przeciwko Niemcom, ale i wywołali wojnę z Sowietami, jak wiadomo – niezwykle pokojowymi.

Dodajmy, iż dzięki służalczości naszego MSZ uznanie granicy liczy się dopiero od 1990 r., czyli urodzeni przed tą datą na tzw. obszarze wypędzenia prawnie przyszli na świat na terenie Niemiec. Do tego za „wypędzonego” uważany jest każdy, kto przez jakiś czas żył na Wschodzie lub urodził się tu np. w rodzinie SS-mana z Oświęcimia. W tej logice protektorat jest sprawiedliwym rozwiązaniem.

Jak zauważa Krasnodębski, dla lewicy Polska jest wrogiem, gdyż nie broni postępu – za dużo kościołów, za mało pederastów. Dla prawicy Polska jest tradycyjnym terenem ekspansji – terytorium mandatowym Unii lub protektoratem w Mitteleuropa, a dla obu – przeszkodą w drodze ku Rosji.

Parawan i interesy

Jak pokazuje Krasnodębski, polityka nieoparta na interesach nie istnieje. Inaczej mogą myśleć tylko idioci, ale opłaca się twierdzić, iż to altruizm, a nie interesy kierują polityką, by je lepiej realizować lub ukrywać własną służalczość i zdradę. Dotyczy to oczywiście także Unii. Nie rozstrzygnięto jeszcze tylko, czy Niemcy będą w niej hegemonem liberalnym, gdy podporządkowanie cieszy się zgodą uległych, a jego zakres jest negocjowalny, czy „imperium z twardo dominującym niemieckim rdzeniem”.

Dominację trzeba zracjonalizować, by oporni ją przełknęli, a lokaje nie byli atakowani za zdradę. Niemcy muszą więc realizować swoje interesy najlepiej w imię szczęścia powszechnego i Europy, a nie rasy germańskiej, stąd idea europeizmu. Każda krytyka Unii czy polityki niemieckiej w imię obrony własnych interesów od razu kwalifikowana jest jako sprzeciw wobec pojednania i idei europejskiej. Dlatego to co w Polsce jest niezgodne z interesem niemieckim, natychmiast przedstawia się jako wyraz polskiego nacjonalizmu. W ten sposób kolonizacja może występować pod szlachetną legendą europeizacji. Dodajmy, że bez kolaboracji niemieckich grantobiorców w Polsce i lumpenelit zainteresowanych w niszczeniu naszej tożsamości taka operacja byłaby nieskuteczna.

Zakłamanie i podwójne standardy wychodzą na jaw, gdy widzimy, jak Niemcy strasznie się troszczą o los Rosjan na Łotwie czy utrzymanie tożsamości niemieckiej mniejszości w Polsce, ale mniejszości w RFN, w tym polską, chcą zgermanizować, a nie tylko asymilować państwowo. Ma to m.in. zapobiec katastrofie demograficznej. Wprawdzie traktat z
1991 r. gwarantuje w Niemczech prawo do nauki języka polskiego jako ojczystego, ale Targowica posłusznie nie zauważa jego nierespektowania.

Gdybyśmy w Unii realizowali nasze interesy, powinniśmy dążyć do uzyskania prawa do kształtowania jej polityki wschodniej, jak np. Hiszpania polityki wobec Ameryki Łacińskiej czy Francja w stosunku do Afryki Północnej. Krasnodębski zwraca jednak uwagę, iż do Unii zostaliśmy przez Niemcy wprowadzeni właśnie po to, byśmy samodzielnej polityki wschodniej nie mieli, gdyż ta powinna należeć do Niemiec, a po wycofaniu się Obamy z Europy w ogóle żadnej polityki nie mamy i mieć nie będziemy, tylko wykonywać zlecenia z Berlina i pełzać przed Moskwą. Twierdzenie to jest oczywiście prawdziwe pod warunkiem, że w Warszawie rządy tworzą protegowani Niemiec i Rosji, A dominująca część społeczeństwa jest z tego niezwykle zadowolona. Nareszcie ma bowiem spokój z Polską i jakimś narażaniem się w imię niepotrzebnych jej wolności, honoru i godności (patrz: słownik pojęć archaicznych).

Wspólnota interesów

Krasnodębski wskazuje, że skutecznym instrumentem obrony jest polska polityka historyczna, podkreślająca naszą walkę o wolność przeciwko III Rzeszy. Taką zaporą przeciwko oskarżeniom o kolaborację z nazizmem i współodpowiedzialność za holocaust jest Powstanie Warszawskie. Dlatego było przemilczane. Dla niemieckiej lewicy nie było postępowe, gdyż jako skierowane także przeciwko Sowietom, było „nacjonalistyczne”. Hitlerowcy walczyli po prostu z polskim nacjonalizmem.

Jeśli przypomnimy, jak Powstanie i Żołnierze Wyklęci oraz polska tradycja niepodległościowa opluwana jest obecnie przez lumpenelity i wnuków KPP, zrozumiemy, wspólnota jakich interesów przesądza o ich sojuszu z Niemcami i Rosją.

Dla niemieckich i rosyjskich protektorów i ich priwislanskich służalców polska tożsamość narodowa i tradycja buntu przeciw okupantom i ich kolaborantom stanowi śmiertelne zagrożenie i musi być zniszczona, a nasza pamięć historyczna rozbrojona.

Lumpenelity głoszą, iż suwerenność jest przeżytkiem, ponieważ nie powstały one w drodze awansu merytokratycznego, ale z łaski Sowietów, nie reprezentują narodu, więc ich legitymizacja nie jest rodzima, ale zewnętrzna; są częścią „światłej ponadnarodowej awangardy”, która ciemny lud moherowy musi trzymać w ryzach i cywilizować, by nie podpalił Europy. Rosja i Niemcy zastąpiły marksistowskie prawa historii. Dlatego ciemnogród żadnych wyborów wygrać nie może. Byłoby to bowiem niezgodne z postępem i historyczną koniecznością.

Teraz rozumiemy, że zniszczenie szkolnictwa, zwłaszcza nauczania historii i literatury polskiej, oraz lansowanie idioty i służalca jako wzorca społecznego nie jest żadnym przypadkiem, lecz koniecznością, by terytorium kraju zamieszkiwali wyłącznie Nowopolacy, a Staropolacy wyginęli, zepchnięci wcześniej do roli pariasów.

Kontrola lumpenelit, które są całkowicie wykorzenione i dlatego nie wyrażają interesów narodowych, przebiega przez instytucje europejskie, oferujące im za służbę stanowiska i apanaże. Rzecz w tym jednak, iż społeczeństwo – moim zdaniem – spodlone przez Polskę Kiszczaka–Michnika, uwierzyło, że również na nie czekają pełne sejfy, i zapomniało, że ktoś musi je zapełnić. Wyrzeczenie się wolności i zgoda na drenaż kraju oraz utrzymanie skostniałych antyrozwojowych struktur – warunku władzy oligarchii, na którą zgodziła się większość wyborców – musi kosztować.

Pozbyć się USA

Krasnodębski zauważa, iż Niemcy stale dystansują się od USA, gdyż doszli do wniosku, że Stany Zjednoczone nie są już potęgą gwarantującą ład światowy. Zacieśnianie współpracy z Rosją ma im dać pozycję redystrybutora rosyjskiej ropy i gazu, a w konsekwencji doprowadzić do energetycznej finlandyzacji Unii pod kontrolą Berlina.

Niemcy działają więc w interesie własnym, nie bojąc się już Ameryki, wiążą się sojuszem z Rosją, co czyni ich politykę dla nas jeszcze niebezpieczniejszą, gdyż wszystko, co jej przeszkadza, czyli przede wszystkim samodzielna Polska, musi być usunięte. Mamy zatem dwu przeciwników, którzy we własnym interesie będą działali tak, by uczynić z Polski jedynie terytorium administracyjne, a z Polaków jego denacjonalizowaną ludność bez przeszłości niebezpiecznej dla rosyjsko-niemieckiego tandemu. Dlatego alternatywa: protektorat pruski czy ruski jest fałszywa. Interes Rosji zawsze będzie pierwszy, gdyż leży w interesie Niemiec.

Pojawiają się też głosy, jak Horsta Teltschika, byłego doradcy Helmuta Kohla, niewykluczające członkostwa Rosji w NATO, co oznaczałoby rozbicie Paktu i powstanie bloku Eurazji, ze swojej natury skierowanego przeciw światu anglosaskiemu. Gdyby jeszcze bardziej zacieśniła się współpraca rosyjsko-chińska i europejsko-chińska, USA zagrożone zostałyby marginalizacją. Muszą więc interweniować przeciwko sojuszowi niemiecko-rosyjskiemu o antyamerykańskim ostrzu oraz próbom wypchnięcia z pasa państw wyspowych i nadbrzeżnych okalających Eurazję. Inaczej zostaną nie tylko izolowane, ale też ich interesy ekonomiczne i bezpieczeństwo strategiczne znajdą się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. W tym kontekście należy patrzeć na wojnę z Iranem.

Powrót USA do naszego regionu będzie dla wolnej Polski korzystny, stąd antyamerykańska propaganda Targowicy. Polska, która w 2007 r. stała się kontrolowalna, ma taką pozostać w interesie aktualnych protektorów, bezpieczniackiej oligarchii oraz służących jej lumpenelit, które wywodzą się z dawnej agentury. Od nas zależy, czy wykorzystamy kolejne 5 minut, czy będziemy woleli, jak poprzednio, nic nie robić, bo tak jest rzekomo bezpieczniej i spokojniej.         

Zdzisław Krasnodębski, Zwycięzca po przejściach. Zebrane eseje i szkice, Ośrodek Myśli Politycznej 2012 – książka dostępna w księgarni „Gazety Polskiej”

Autor publikacji
Recenzje i art. recenzyjne
GEOPOLITYKA
Źródło
Gazeta Polska Nr 13 z 28 marca 2012