Polski cel strategiczny

Przemysław Żurawski w książce „Geopolityka–siła–wola. Rzeczpospolitej zmagania z losem” omawia sytuację geopolityczną Polski od Unii Lubelskiej do dziś i formułuje odpowiedzi, jakich powinniśmy udzielić na wyzwania obecnego układu sił i interesów w polityce międzynarodowej, by Polska nie weszła po raz kolejny w skład imperium rosyjskiego.

Żurawski ukazuje, jak geopolityka była czynnikiem rozstrzygającym o losie Rzeczypospolitej, od jakości elit zależało zaś tylko wykorzystanie lub zaprzepaszczenie szansy, nie mogły one natomiast zmienić szkodliwego dla nas układu sił.

Sojusz USA z Rosją przeciwko Iranowi i terroryzmowi (wspieranemu po cichu przez Kreml) oraz wzmacnianie Moskwy przeciwko Chinom oznacza uznanie przez Waszyngton interesów Kremla w Europie Środkowej, i to z pełnym poparciem Brukseli i 15 starych członków Unii. Jest to dla nas katastrofa, przed którą żadne elity nie obronią i wrócimy wówczas pod panowanie Rosji. Musimy jednak być przygotowani także na pozytywną zmianę układu sił geopolitycznych i powrót, przynajmniej czasowy, polityki USA sprzed Obamy. Spójrzmy na dynamikę zmian geopolitycznych od połowy XVII w.

Rzeczpospolita punkt szczytowy osiągnęła w 1648 r., kiedy brak impulsu do konsolidacji polsko-litewsko-ruskiej spowodował kryzys. W tym wypadku zawiodły jednak elity, które nie stanęły na wysokości zadania, jak panowie krakowscy w 1385 r. Zaczął się więc kryzys, a od XVIII w. upadek Polski, która utraciła suwerenność w 1717 r. (Sejm Niemy), następnie państwowość (1795 r.).

W 1918 r. Polska powstała, bo była potrzebna jako obrona przed Sowietami. Wkrótce jednak przestała być potrzebna, zwłaszcza Francji, gdyż zbrojenia niemiecko-sowieckie zniwelowały nasze znaczenie wojskowe, a sojusz niemiecko-sowiecki ostatecznie rozstrzygnął o losie Europy Środkowej.

W okresie II wojny światowej z kolei Sowiety jako przeciwwaga dla Niemiec stały się potrzebne Zachodowi, co było przyczyną utraty niepodległości przez nasz region.

Po upadku Sowietów w 1991 r. NATO przestało być potrzebne starej Europie, ale w Polskę inwestowano, by uzyskać stabilizację na Wschodzie. Osłanialiśmy wówczas UE i NATO przed strefą potencjalnych niepokojów, jak w okresie międzywojennym przed Sowietami. Ta sytuacja zmieniła się w 2004 r., kiedy po wejściu Polski do Unii Niemcy rozszerzyły swoją strefę bezpieczeństwa i wraz z Francją mogły powrócić do tradycyjnej polityki sojuszu z Rosją, gdzie stabilizację zapewnił Władimir Putin. Po 17 latach koniunktura dla nas się skończyła.

Petent czy podmiot

Od wyborów czerwcowych 1989 r. Polska przechodziła trzy fazy: finlandyzacji w ramach pierestrojki (do 1991 r.), niezależności w wyniku załamania się systemu sowieckiego, ale jednocześnie musiała przyjąć rolę petenta w związku ze staraniami o wejście do NATO i UE (1991–2004) oraz podmiotu polityki międzynarodowej (2005–2007). Taką pozycję uzyskaliśmy po raz drugi, od 1717 r. (poprzednio w okresie 1918–1939).

Autor ocenia w sumie pozytywnie strategię i osiągnięcia rządu PiS w danych warunkach. Zwraca też uwagę, że po 2004 r. interesy niemiecko-francuskie i polskie stały się strukturalnie sprzeczne, gdyż oba państwa są teraz przeciwnikami naszych priorytetów strategicznych. Dążą one do redukcji wpływów amerykańskich w Europie i zwiększenia roli Rosji w europejskiej strukturze bezpieczeństwa. W konsekwencji Berlin staje się adwokatem interesów rosyjskich w UE, czemu sprzyja penetracja kapitału rosyjskiego w Niemczech po 2008 r. i dlatego prowadzi do marginalizacji i klientelizacji Polski.

Teraz rozumiemy, dlaczego elity niemieckie postrzegały rządy PiS jako przeszkodę do realizacji swoich celów strategicznych i zrobiły, co mogły, by doprowadzić w 2007 r. do wygranej PO, słusznie traktowanej jako siła klientelistyczna. Wybór był trafny, gdyż PO sparaliżowała akcję prezydenta ścisłego sojuszu z państwami bałtyckimi i próbę zawarcia koalicji polsko-bałtycko-ukraińsko-gruzińskiej. Tusk i Sikorski wybrali „pozostanie w głównym nurcie polityki unijnej”, czyli uznali opcję francusko-niemiecką, która przyznaje Rosji prawo do kształtowania sytuacji w WNP i hegemonii w Europie Środkowej. Tusk doprowadził do likwidacji Polski jako czynnika wojskowego oraz do strategicznego wymiaru polityki w regionie. Polska została rozbrojona moralnie i materialnie.

Autor nie dostrzega jednak wspólnoty interesów Niemiec i Francji oraz partii i agentury rosyjskiej w Polsce. PO dokonała bowiem wyboru w interesie własnym.

Rosja zawsze groźna

Główne zagrożenie dla Polski stanowi Rosja. To ona, podobnie jak Niemcy po roku 1918, uważa, że skuteczny rewanż jest możliwy. Stanowi więc ośrodek rewizjonizmu politycznego oraz eksportu destabilizacji za pomocą operacji tajnych służb, szantażu surowcowego i wspierania dyktatur. W tej sytuacji o niepodległości Polski decyduje nasza polityka wschodnia. Dlatego, zdaniem autora, wszystkie nasze wysiłki powinny być jej podporządkowane. Tu toczy się wielka gra i bierne asystowanie czy wręcz wybór przez Tuska i Sikorskiego opcji niemiecko-francuskiej oznacza restytucję panowania rosyjskiego.

Głównym wyzwaniem dla nas nie są terroryści, tylko ekspansywna Rosja, korzystająca z poparcia Niemiec, Francji, Włoch i Hiszpanii oraz kilku mniejszych państw. Już w kwietniu 2004 r. Komisja Europejska dała do zrozumienia, iż gotowa jest uznać Europę Środkową za kondominium unijno-rosyjskie, gdyż zaproponowała uruchamianie mechanizmu solidarności energetycznej dopiero wtedy, gdy odcięciem dostaw gazu i ropy zagrożona zostanie zachodnia część Unii. Również wspólna polityka unijna nie leży w naszym interesie, byłaby antyamerykańska i prorosyjska, a w Unii dominuje lobby prorosyjskie. NATO stanowi dla nas jedynie ochronę psychologiczną, gdyż brak amerykańskich planów reakcji na atak oznacza, iż nie uzyskamy pomocy w wypadku agresji rosyjskiej. Logiczne jest więc, iż odpowiedź Unii i USA na wojnę w Gruzji, którą powinniśmy traktować jako przejaw zagrożenia dla Polski ze strony Rosji, była dla Kremla korzystna i zachęciła do dalszych agresji.

Z tego punktu widzenia polityka lat 2005–2007 była słuszna. Umacnianie pozycji w UE i NATO nie powinno być celem, lecz jedynie instrumentem służącym realizacji celu strategicznego – przeciwdziałania odtworzeniu się imperium rosyjskiego. Dlatego pozycję w Unii powinniśmy wykorzystywać do neutralizacji prorosyjskich działań członków UE i NATO oraz do kierowania funduszy UE na Wschód (nawet kosztem Polski), a nie do świata muzułmańskiego.

Polityka zagraniczna niepodległej Polski powinna oprzeć się na współpracy polsko-brytyjskiej, sojuszu z Rumunią i wspólnym froncie z Bałtami i starać się przyciągnąć USA, gdy stanie się to możliwe. Powinniśmy dążyć do okcydentalizacji Ukrainy, Białorusi, Mołdowy, Azerbejdżanu i Gruzji, popierać wszystkie tamtejsze siły prozachodnie i podjąć na tym terenie rywalizację z Rosją.

Nie wolno nam się wychylać?

Żurawski nie widzi różnicy między wspólnotą interesów narodów-państw oraz rosyjskich kolaborantów i Rosji w Polsce i regionie. Swój program formułuje więc czysto teoretycznie, gdyż w regionie nie ma sił, które chciałyby lub były w stanie go realizować.

Autor trafnie zauważa, iż nasze znaczenie rośnie, gdy zwiększa się niebezpieczeństwo rosyjskie dla Zachodu. Paradoksalnie więc zbyt łapczywa neoimperialna polityka Rosji będzie dla nas korzystna w sensie geopolitycznym. Jej agresywny imperializm wcale jednak nie musi spowodować odrodzenia proamerykanizmu Polaków, którzy zapamiętali zdradę Obamy, a rosyjska agentura przekona większość do jeszcze większego lokajstwa wobec Rosji jako gwarancji bezpieczeństwa i korzyści na przyszłość. Ludzie łykają bajki o gospodarczej opłacalności handlu z Rosją, nie chcąc wiedzieć, iż rynek tamtejszy ma wielkość hiszpańskiego albo regionu Los Angeles.

Do tego dochodzi, jak autor sam zauważa, infantylizm Polaków w kwestiach politycznych i stan mentalny niczym z doby saskiej. Podobnie jak wówczas po wojnach początku XVIII w., tak teraz po komunizmie i 20 latach Polski Michnika i Kiszczaka ukształtowało się przekonanie, że nie mamy znaczenia, nie wolno nam się wychylać, a najlepszą gwarancją bezpieczeństwa jest brak aktywnej obrony interesów własnych, sprzecznych z interesami Rosji i Niemiec (wówczas Prus).

Jeśli zgodzimy się z autorem, iż własna polityka zagraniczna jest cechą niepodległego państwa, to Polska pod rządami Tuska i Komorowskiego, realizująca w ramach Unii prorosyjską opcję niemiecko-francuską, przestała być państwem suwerennym i to za zgodą większości wyborców. W XVIII wieku społeczeństwo obudziły rozbiory, a jak będzie teraz?

Geopolityka – siła – wola. Rzeczpospolitej zmagania z losem
Autor: Przemysław Żurawski vel Grajewski
Wydawnictwo: Ośrodek Myśli Politycznej
Kraków 2010, s. 400.

Autor publikacji
Recenzje i art. recenzyjne
Źródło
Gazeta Polska nr 34/2011