Grzegorz Indulski, Dariusz Wilczak: „On Kwaśniewski. Kulisy władzy.”

W maju ukaże się książka Grzegorza Indulskiego i Dariusza Wilczaka, dziennikarzy, którzy niejednokrotnie już musieli zmieniać miejsce pracy, pt.: „On Kwaśniewski. Kulisy władzy.” Poniżej zamieszczamy kilka fragmentów, a niebawem zrecenzujemy całą pozycję, która zawiera szereg istotnych informacji, ale także sfabularyzowane wątki pełniące rolę wypełniacza. Kancelaria Prezydenta już zainteresowała się publikacją i autorzy mieli okazję przeprowadzić kilka telefonicznych rozmów „uświadamiających”, dawniej byśmy powiedzieli ostrzegawczych, który to termin może pasuje bardziej wziąwszy pod uwagę proweniencję rozmówców.

(I) – Co ja mogę powiedzieć o głowie rodziny Kwaśniewskich? – zastanawia się najbliższy kolega Zdzisława Kwaśniewskiego, doktor Zygmunt Zommer. – To ciekawe, ale niewiele. Chyba tylko to, że dobrze grał w brydża. Strzegł swojej prywatności. Niewiele osób u nich bywało w domu. Teraz tak myślę, że to była dobra, ale dziwna, rodzina, bardzo zamknięta.

Aleksandra z domu Bałasz i Zdzisław Kwaśniewski wzięli ślub 6 lutego 1954 roku w kościele Najświętszej Marii Panny. Poznali się kilka miesięcy wcześniej. Jej rodzina przyjechała do Białogardu z Wilna. Ale skąd do Białogardu trafił ojciec przyszłego prezydenta? Na ten temat nie wiadomo nic.

– Mówiło się w mieście, że doktor Kwaśniewski przyszedł tu razem z armią radziecką – przypomina sobie Jerzy Borowczak.

– Podobno studiował medycynę w Poznaniu, ale czy tak było naprawdę, tego nie wiem, nigdy nie rozmawiałem ze Zdzisławem o przeszłości – przyznaje doktor Zygmunt Zommer.

[....]

[Aleksandra Kwaśniewska] Musiała czytać dziesiątki, nigdy przez historyków niepotwierdzonych, informacji na temat przeszłości męża. Zdzisław Kwaśniewski miał się, jeszcze pod koniec lat czterdziestych, nazywać Izaak Stolzman. Jako współpracownik czy oficer NKWD miał odpowiadać za śmierć Polaków na Wileńszczyźnie i Pomorzu. Informacje na ten temat ukazywały się tuż przed wyborami prezydenckimi w 1995 roku w kilku tytułach w Polsce i w prasie polonijnej. Opierały się na relacjach dwóch osób. Zawsze tych samych.

– Żeby to ustalić, jeździłem na Pomorze, odwiedziłem Mińsk białoruski – twierdzi z dumą Leszek Bubel, na początku lat dziewięćdziesiątych poseł Partii Przyjaciół Piwa, który jako pierwszy w swoim wydawnictwie napisał o domniemanym życiorysie Zdzisława Kwaśniewskiego. W jego mieszkaniu na warszawskiej Pradze sterty książek, gazetek i dwudziestokilkuletnia kobieta śpiąca na kanapie w gabinecie („dziewczyna nam nie będzie przeszkadzała, śpi, bo się źle poczuła, jakieś problemy żołądkowe”). Bubel opowiada historię, jak to dziesięć lat temu poznał w stolicy Białorusi rosyjskiego generała KGB. Generał miał mu ujawnić, kim był Zdzisław Kwaśniewski w latach czterdziestych. Na pytanie, co to za generał, czy można do niego dotrzeć, Bubel woli nic nie mówić. Tajemnica. Zobowiązał się, że nie ujawni nazwiska. ....

9 sierpnia 2000 roku, pięć lat po pierwszych publikacjach Leszka Bubla, do gdańskiej oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu wpłynęło pismo Dominika Dzimitrowicza. Zawiadamiał o popełnieniu zbrodni przez Izaaka Stolzmana vel Zdzisława Kwaśniewskiego i Leeibe Bartkowskiego, jego zdaniem wysokich funkcjonariuszy NKWD. Izaak Stolzman miał, według Dzimitrowicza, brać udział w zabójstwie polskich oficerów w Katyniu. Stamtąd został przez NKWD, już pod nazwiskiem Kwaśniewski, skierowany na Wileńszczyznę, gdzie miał zwalczać Armię Krajową. Oskarżenia nie brzmią wiarygodnie. Dzimitrowicz oparł się jedynie na własnych wspomnieniach i relacji nieżyjących już osób. Nie podał jakichkolwiek dowodów, które mogłyby zweryfikować oskarżenia. Według jego pamięci Zdzisław Kwaśniewski kierował akcjami zwalczającymi polską partyzantkę. To on właśnie miał się w gdańskim więzieniu znęcać nad Danutą Siedzik pseudonim „Inka”, sanitariuszką z oddziału majora „Łupaszki”. Inne zarzuty: kierował akcją NKWD likwidującą żołnierzy AK i NSZ. W ramach tej akcji transportowano partyzantów zatrzymanych w różnych regionach kraju do Gdańska, gdzie poddawano ich torturom. Stolzman miał się osobiście znęcać nad więźniami. Partyzantów przewożono z Gdańska do obozu koncentracyjnego w Bornem-Sulinowie. Ostatni transport miał być wysłany do Bornego w 1948 roku, a jego konwojenci – funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego – zostali dla zatarcia śladów, zabici przez żołnierzy NKWD. Dzimitrowicz, jak twierdzi, był w tym czasie pracownikiem konsumów Urzędu Bezpieczeństwa w Gdańsku. Miał zbierać informacje dla kontrwywiadu Armii Krajowej. Często spotykał się ze Stolzmanem i Bartkowskim. Był nawet świadkiem niektórych dokonywanych przez nich zbrodni. Konfabulacja?

17 sierpnia 2001 roku komisja odmówiła wszczęcia postępowania. Prokurator Maciej Schulz w uzasadnieniu wysłanym do Dzimitrowicza napisał: „Mając na uwadze konieczność sprawdzenia powyższych okoliczności, zwrócono się do Wydziału Ekspertyz i Opracowań Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu o ustalenie, czy w zasobach naturalnych i materiałach źródłowych można znaleźć potwierdzenie zdarzeń i udziału w nich Z. Kwaśniewskiego vel I. Stolzmana oraz L. Bartkowskiego. W uzyskanej odpowiedzi jako jedyne źródło potwierdzające powyższe fakty podano artykuł z »Gwiazdy Porannej« i jego przedruk w czasopiśmie »Odsiecz – Prawo a Fakty«. W źródłach historycznych, opisujących działalność AK na terenie Wileńszczyzny i Pomorza w latach czterdziestych, a w szczególności zwalczanie tej organizacji i stosowanie represji wobec jej członków przez NKWD i UBP, nie natknięto się na adnotacje dotyczące udziału wyżej wymienionych osób. Brak również materiałów archiwalnych potwierdzających istnienie na terenie poligonu radzieckiego w Bornem-Sulinowie obozu dla żołnierzy AK i innych polskich organizacji niepodległościowych... Mając na uwadze powyższe, stwierdzić należy, iż w toku niniejszego postępowania nie ujawniono faktów mogących potwierdzić informacje dotyczące rzekomych zbrodni, jakich mieli się dopuścić Izaak Stolzman vel Zdzisław Kwaśniewski i Leeibe Bartkowski lub ujawniono taki stan faktyczny zaistniałych zdarzeń, który w sposób zdecydowany odbiega od podanego w zawiadomieniu. Dotyczy to szczególnie okoliczności podanych przez D. Dzimitrowicza, który na potwierdzenie swoich słów przytacza jedynie własne wspomnienia i relacje osób nieżyjących”.

(II) Siwiec kompromitował i siebie, i prezydenta swoją przeszłością. Był na początku lat dziewięćdziesiątych prezesem spółki Art-B Press powiązanej, jak sama nazwa wskazuje, z Bagsikiem i Gąsiorowskim, a jak obaj uciekli z kraju, przejął ich udziały w Art-B Press i stał się likwidatorem spółki. Kilka lat później prezydent musiał się gęsto tłumaczyć za swojego przyjaciela. Marek pożyczył od Włodzimierza Wapińskiego mitsubishi pajero. Wapiński to najbardziej tajemnicza postać w otoczeniu Kwaśniewskich. Taki człowiek, co to wszystkich zna i robi podejrzane interesy. Przyjaciel domu Olka i Joli. Sprawa pożyczki nigdy nie wyszłaby na jaw, gdyby nie to, że samochód Siwcowi skradziono. Ale się wtedy kancelaria namęczyła, żeby ochronić tyłek Markowi, no i przy okazji Olkowi, bo to przecież z namaszczenia Olka Siwiec kierował wtedy BBN. A szefowi takiej ważnej instytucji związanej z bezpieczeństwem państwa nie przystoi brać lub pożyczać drogich zabawek od takich ciemnych postaci jak Wapiński.

(III) [Mówi Marek Dochnal:] „W cały koncept koncernu środkowoeuropejskiego, jakoby inicjowanego przez PKN Orlen, nikt tak naprawdę nie wierzył. To był projekt wirtualny. Nakierowany na zdobycie, dzięki uwadze opinii publicznej, czasu na ułożenie innej struktury transakcji. Takiej, w której będzie miejsce dla Kulczyk Holding i inwestora strategicznego, czyli Łukoilu”.

..... Dukaczewski i Pałac Prezydencki musieli mieć w Bydgoszczy wiernego i zaufanego człowieka. Bydgoskiej delegaturze podlega bowiem terytorialnie Płock – siedziba największego polskiego koncernu paliwowego PKN Orlen. Prezydent i SLD już od dawna przymierzali się do przejęcia kontroli nad firmą. Po co miał im bruździć jakiś przypadkowy szef bydgoskiej ABW.

(IV)Kwaśniewska zainwestowała w Polisę razem z innymi żonami lewicowych polityków. Akcję kupił też Andrzej Kratiuk, późniejszy prezes rady fundacji Porozumienie bez Barier i zarazem członek rady nadzorczej Orlenu.

Po wyborach prezydenckich 1995 roku mieszkaniem Kwaśniewskich zaopiekował się Włodzimierz Wapiński. Dwa lata później, w czasach rządów SLD, Wapiński zrobi interes życia. Zacznie budowę Laboratorium Frakcjonowania Osocza. Pieniędzy na to nie miał, więc zaciągnął kredyt, który w większości poręczył skarb państwa. Na inaugurację budowy przyjechał Marek Siwiec, szef prezydenckiego BBN. Fabryka nie powstała, pieniądze przepadły. Nie przeszkodziło to Kwaśniewskiemu odznaczyć Wapińskiego złotym Krzyżem Zasługi.

(V)To klucz do zagadki, jaką jest desant oficerów WSI do służb cywilnych. Zastępcą Zbigniewa Siemiątkowskiego w Agencji Wywiadu został pułkownik Zenon Bilewicz, wieloletni oficer WSI. Z wojska do ABW przyszedł też pułkownik Antoni Paliwoda. Został szefem delegatury Agencji w Lublinie.

Szefem delegatury ABW w Szczecinie mianowano pułkownika Wiesława Kowalskiego nazywanego przez kolegów „Budyniem”. Dlaczego Szczecin? I znów odpowiedź jest prosta. To właśnie delegatura szczecińska zaczęła rozpracowywanie, a potem prowadziła śledztwo w sprawie mafii paliwowej i spółki BGM stojącej na szczycie mafijnej struktury setek firm i firemek nielegalnie obracających paliwami.

Kowalski był idealnym kandydatem na szefa szczecińskiej delegatury. Od wielu lat znał się z twórcą i współwłaścicielem BGM-u, mafijnym bossem Arkadiuszem Grochulskim. Na prośbę Kowalskiego Grochulski sponsorował klub siatkarski Piast, w którym grała córka Kowalskiego. Gdy wybuchła afera mafii paliwowej, Grochulski zwiał za granicę. Wprawdzie dotarli do niego dziennikarze, ale polskim służbom jakoś się to nie udało. Żona Kowalskiego była oficerem szczecińskiej Komendy Wojewódzkiej Policji, szefową komórki odpowiedzialnej za ściganie Grochulskiego. W tym czasie Grochulski skutecznie spieniężał albo przepisywał na rodzinę i znajomych swój gigantyczny majątek. W końcu sam stawił się w prokuraturze gotowy do zeznań. Pułkownik Kowalski zareagował natychmiast. Złożył wniosek o odejście na emeryturę. Od 1 kwietnia 2005 roku przestał być szefem delegatury ABW w Szczecinie. Wcześniej zdążył za „zasługi” odebrać od prezydenta Kwaśniewskiego Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski.

...Klucz do rozszyfrowania zagadki Wojskowych Służb jest głęboko schowany w zakamarkach Pałacu Prezydenckiego. Sam Marek Ungier, wieloletni szef gabinetu Aleksandra Kwaśniewskiego, był od lat podejrzewany o związki z WSI. Wiadomo, że w latach siedemdziesiątych był na kursie w Szkole Oficerów Rezerwy WSW w Mińsku. WSW, Wojskowa Służba Wewnętrzna to w PRL-u kontrwywiad wojskowy.

...Większość kadry WSI była szkolona w ZSRR na kursach KGB i GRU. Na takim kursie był też generał Marek Dukaczewski, obecny szef Wojskowych Służb.

...Pracę Żemka koordynował pułkownik Krzysztof Łada. Za FOZZ włos mu z głowy nie spadł. Przeciwnie, Dukaczewski mianował go wiceszefem wywiadu wojskowego. Dziś Łada jest attaché wojskowym polskiej ambasady w Bejrucie.

Po zwycięskich dla SLD wyborach w 2001 roku dochodziło do kilku starć między Leszkiem Millerem a Aleksandrem Kwaśniewskim, jednak pierwszy konflikt dotyczył sprawowania kontroli nad służbami specjalnymi. Polityczna czystka pod pretekstem reform była przygotowywana od wielu miesięcy. Zarówno Miller, jak i Kwaśniewski wiedzieli, że ten, kto kontroluje służby, zachowuje największe wpływy w państwie. Zaplecze Millera chciało w swoich rękach skupić maksimum władzy. Kwaśniewski zareagował błyskawicznie. Udzielił kilka wywiadów, w których zaapelował o powstrzymanie się od szybkiego reformowania UOP i WSI, argumentując, że nie można destabilizować służb w czasie zagrożenia terroryzmem. Miller z planów nie zrezygnował. Zapowiadał konsekwentną realizację wyborczych obietnic, czyli likwidację WSI, UOP i powołanie w ich miejsce Agencji Wywiadu i Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Plany te jednak w pełni nie wypaliły.

Miller i jego zaplecze wiedzieli, że Kwaśniewski nigdy nie zgodzi się na rozwiązanie WSI i odebranie mu wpływu na służby cywilne. Musieli ustąpić. WSI pozostały. Ich szefem został człowiek prezydenta – wieloletni oficer wywiadu wojskowego generał Marek Dukaczewski. Szefem UOP – bliski prezydentowi Zbigniew Siemiątkowski.

Dukaczewski skończył Wydział Cybernetyki Wojskowej Akademii Technicznej i podyplomowe studium służby zagranicznej przy Państwowym Instytucie Spraw Międzynarodowych. W stanie wojennym był oficerem wywiadu w waszyngtońskiej rezydenturze. W latach osiemdziesiątych koordynował działania siatki szpiegowskiej w Izraelu. Od 1992 do 1997 był głównym specjalistą w WSI. Kwaśniewski ściągnął go do Biura Bezpieczeństwa Narodowego w 1997 roku i mianował podsekretarzem stanu.

Szumnie zapowiadana reforma służb skończyła się więc rozwaleniem przez SLD sprawnie działającego UOP i powołanie w jego miejsce Agencji Wywiadu i Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Przy okazji przeprowadzono czystkę i zwolniono prawie 500 funkcjonariuszy, wielu z naruszeniem prawa. WSI pozostały nietknięte. Mało tego, kluczowe posady w służbach cywilnych objęli żołnierze wywodzący się z kontrwywiadu lub wywiadu wojskowego.

(VI) 9 sierpnia, w ostatnim przed wydaniem wyroku dniu procesu, Aleksander Kwaśniewski powtórzył, że nigdy nie współpracował ze służbami specjalnymi PRL-u. Według rzecznika interesu publicznego Bogusława Nizieńskiego nie było wystarczających dowodów, by stwierdzić, czy Kwaśniewski, nie przyznając się do kontaktów z SB, skłamał, czy napisał prawdę. Dane zapisane w ewidencji MSW były jednak wiarygodne. Kwaśniewski został wpisany do kartoteki Wydziału VII, III Departamentu. Numer, pod jakim figurował, zgadzał się z numerem tajnego współpracownika SB o pseudonimie „Alek”.

– Skąd on to wie? – zareagował nerwowo obecny na procesie Kwaśniewski, gdy rzecznik ujawnił notatkę oficera SB na temat wyjazdu polskiej ekipy olimpijskiej w 1988 roku na igrzyska do Seulu. Ekipą kierował Kwaśniewski. Z notatki wynikało, że aż 29 osób spośród wyjeżdżających na olimpiadę, czyli 10 procent całej ekipy, było w kontakcie operacyjnym z SB.

....Udostępnione na żądanie sądu oryginały dziennika rejestracyjnego i dzienników koordynacyjnych zawierają wpisy autentyczne i nie budzą pod tym względem zastrzeżeń sądu. Z dokumentów tych – zwłaszcza dziennika rejestracyjnego – wynika, że w 1982 roku dokonano zabezpieczenia wskazanej osoby pod pozycją 72 204, a w 1983 roku zmieniono kwalifikację, przyjmując, że jest to tajny współpracownik o pseudonimie „Alek”.

Archiwum ABCNET 2002-2010